78. rocznica rozpoczęcia wielkiej akcji likwidacyjnej getta Warszawy - Marsz Pamięci
22/07/2020 | Na stronie od 21/07/2020
Źródło: Żydowski Instytut Historyczny
22 lipca 1942 roku Niemcy rozpoczęli deportację mieszkańców warszawskiego getta do Treblinki. Trwająca niespełna dwa miesiące brutalna akcja likwidacyjna doprowadziła do śmierci ponad 300 tysięcy Żydów. W dziewiątym Marszu upamiętnimy szczególnie postać Adama Czerniakowa – pedagoga, działacza społecznego i publicysty, radnego miejskiego Warszawy, senatora II Rzeczypospolitej. W getcie warszawskim pełnił on funkcję prezesa Judenratu. 23 lipca, w drugim dniu „wysiedlenia”, Adam Czerniaków popełnił samobójstwo, co stanowiło wyraz protestu i bezsilności wobec wywożenia na śmierć mieszkańców getta, w tym szczególnie małych sierot.
Tegoroczny Marsz w odróżnieniu do lat ubiegłych potrwa nie jeden dzień, a prawie dwa miesiące nawiązując do czasu trwania wielkiej akcji likwidacyjnej. Począwszy od 22 lipca do 21 września br. będą mogli Państwo indywidualnie i w dogodnym dla siebie czasie przejść symboliczną trasę „od śmierci do życia” rozpoczynającą się pod pomnikiem Umschlagplatz, a kończącą się w tym roku na ul. Chłodnej 20 w Warszawie, przy Kamienicy pod Zegarem, gdzie mieszkał do śmierci Adam Czerniaków.
Akcja Wstążkowa
Przy ulicy Chłodnej 20 w Warszawie, w siedzibie Fundacji Archeologia Fotografii zostanie stworzona specjalna instalacja artystyczna na Wstążki Pamięci z imionami zamordowanych warszawskich Żydów.
Zapraszamy do samodzielnego wypisania i zawieszania Wstążek Pamięci, które razem z mapką z trasą Marszu dostępne będą dla Państwa w następujących miejscach, w godzinach otwarcia poszczególnych instytucji:
- Żydowski Instytut Historyczny – recepcja
- Gmina Wyznaniowa Żydowska w Warszawie
Trasa Marszu: Umschlagplatz (ul. Stawki róg Dzikiej), Stawki, Karmelicka, Anielewicza, al. Jana Pawła II, Dzielna, Smocza, Nowolipie, Żelazna, Chłodna
Zachęcamy Państwa do dokumentowania swojego uczestnictwa i przesyłania nagrań na adres promocja@jhi.pl. Chcemy stworzyć film łączący nas wszystkich w jednym Marszu. W tym celu prosimy o zapoznanie się z niezbędnymi informacjami o przetwarzaniu danych i regulaminem:
Zapraszamy Państwa do fotografowania swojego przemarszu i dzielenia się zdjęciami w mediach społecznościowych. Prosimy o oznaczanie ich następującymi hasztagami: #marszpamięci22lipca #marszpamieci22lipca #wstążkipamięci #wstazkipamieci
Marsz Pamięci. W tym roku każdy przejdzie go indywidualnie
Źródło: Jewish.pl
– W tym roku każdy z nas idzie sam w tym Marszu, ale razem tworzymy wspólnotę pamięci – tak do udziału dziewiątym Marszu Pamięci 22 lipca organizowanym przez Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma w 78. rocznicę rozpoczęcia przez Niemców wielkiej akcji likwidacyjnej getta warszawskiego zachęca dyrektor instytucji, prof. Paweł Śpiewak.
Tegoroczny Marsz Pamięci odbędzie się w innej formie niż w latach ubiegłych. W odróżnieniu od poprzednich rocznic potrwa on nie jeden dzień, a prawie dwa miesiące. Począwszy od 22 lipca do 21 września br., w okresie nawiązującym do czasu trwania wielkiej akcji likwidacyjnej getta warszawskiego w lecie 1942 roku, będzie można indywidualnie i w dogodnym dla siebie czasie przejść symboliczną trasę „od śmierci do życia” rozpoczynającą się pod pomnikiem Umschlagplatz, a kończącą się w tym roku obok kamienicy przy ul. Chłodnej 20 w Warszawie, gdzie do śmierci mieszkał bohater Marszu, Adam Czerniaków.
Adam Czerniaków był pedagogiem, działaczem społecznym i publicystą, radnym miejskim Warszawy, senatorem RP, który w warszawskim getcie Warszawy pełnił funkcję prezesa Judenratu. “Żądają ode mnie, bym własnymi rękami zabijał dzieci mego narodu. Nie pozostaje mi nic innego, jak umrzeć” – pisał w liście pożegnalnym do żony. Niespełna godzinę później po zanotowaniu tych słów, w drugim dniu wielkiej akcji likwidacyjnej getta warszawskiego, Czerniaków popełnił w swoim gabinecie samobójstwo przez zażycie cyjanku potasu. Był to wyraz jego protestu i bezsilności wobec wywożenia w nieznane na śmierć mieszkańców getta, w tym szczególnie małych sierot. – Mimo różnych ocen jego osoby spełnił swój obowiązek. Gestem samobójstwa wykrzyczał światu tragedię jaka działa się na terenie Polski – podkreśla, prof. Śpiewak.
Na zakończenie Marszu, jak w latach poprzednich, będzie można przywiązać Wstążki Pamięci z imionami zamordowanych warszawskich Żydów do specjalnie stworzonej na potrzeby Marszu instalacji, która zostanie udostępniona w siedzibie Fundacji Archeologia Fotografii znajdującej się w kamienicy przy ul. Chłodnej 20. – Jak co roku na wstążkach notujemy imiona tych, którzy zginęli. Ja wybrałem dla siebie imię Szaul związane z pierwszym królem Izraela, ale najważniejsi są ci niemi, bezsilni bohaterowie getta, którzy zginęli bezimiennie, zgięli w dołach zapomnienia zagazowani przez Niemców w obozie Treblinka – przypomina prof. Śpiewak.
Trasa indywidualnego Marszu: Umschlagplatz (ul. Stawki róg ul. Dzikiej), ul. Stawki, ul. Karmelicka, ul. Mordechaja Anielewicza, Al. Jana Pawła II, ul. Dzielna, ul. Smocza, ul. Nowolipie, ul. Żelazna, ul. Chłodna.
Na uczestników wydarzenia od południa 22 lipca br. pod pomnikiem przy ul. Stawki, w recepcji Żydowskiego Instytutu Historycznego, przy ul. Tłomackie, a później również w siedzibie Gminy Żydowskiej w Warszawie oraz w JCC Warszawa (w godzinach otwarcia każdej z instytucji) będą czekały mapy z trasą Marszu i Wstążki Pamięci.
22 lipca 1942 r. Niemcy ogłosili o rozpoczęciu przesiedlenia "na Wschód" Żydów zamkniętych w warszawskim getcie.
Źródło: Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN
22 lipca 1942 r. Niemcy ogłosili o rozpoczęciu przesiedlenia "na Wschód" Żydów zamkniętych w warszawskim getcie. W rzeczywistości transporty kierowali do obozu zagłady w Treblince, gdzie ofiary zabijali w komorach gazowych. Likwidacja getta warszawskiego była częścią rozpoczętej wiosną tego roku operacji "Reinhardt" mającej na celu wymordowanie wszystkich Żydów zamieszkałych w Generalnym Gubernatorstwie.
Podyktowane przez władze niemieckie obwieszczenie o przesiedleniu podpisała warszawska Rada Żydowska (Judenrat), lecz już następnego dnia jej przewodniczący, Adam Czerniaków, odebrał sobie życie, nie chcąc wykonywać poleceń o wyznaczaniu codziennych kontyngentów wysiedleńców. W liście pożegnalnym napisał: "Żądają ode mnie, bym własnymi rękami zabijał dzieci mego narodu. Nie pozostaje mi nic innego, jak umrzeć".
Początkowo warszawscy Żydzi nie wiedzieli, co ich czeka. Chociaż w poprzednich miesiącach dochodziły wieści o likwidacji mniejszych gett na prowincji i ośrodkach zagłady w Chełmnie, Bełżcu i Sobiborze, zagłada 380-tysięcznego skupiska Żydów, jakim była Warszawa, wydawało się niewyobrażalne. Część osób zgłaszała się więc na wyjazd dobrowolnie, skuszona przydziałami żywności na drogę (3 kg chleba i 1 kg marmolady). Wolno było zabrać ze sobą 15 kg bagażu oraz posiadane pieniądze i kosztowności, które w ten sposób wpadały w ręce niemieckich katów. Pierwszego dnia tzw. wielkiej akcji (Grossaktion Warschau), 22 lipca, wywieziono 6250 osób.
Dzień w dzień z Warszawy odchodziły do Treblinki transporty liczące 5-7, a czasem nawet 10 tysięcy osób. Symbolem zagłady warszawskiego getta stał się plac przeładunkowy przy ul. Stawki, tzw. Umschlagplatz, gdzie w koszmarnych warunkach przetrzymywano Żydów przed załadunkiem do bydlęcych wagonów. Niemcy systematycznie blokowali kolejne domy, a ich mieszkańców po przeprowadzeniu selekcji pędzili na Umschlagplatz. Nielicznych wybranych mężczyzn (w sumie ok. 11 tysięcy) skierowano do obozów pracy. Starców i chorych (łącznie 6-10 tysięcy) rozstrzeliwano na miejscu.
Likwidacją getta kierował sam szef sztabu akcji „Reinhardt” Hermann Höffle, który przybył do Warszawy z Lublina wraz z osiemsetosobowym komando złożonym gestapowców i członków oddziałów wartowniczych SS (rekrutowano do nich Litwinów, Łotyszy i Ukraińców – byłych jeńców sowieckich). W wyłapywaniu ludzi do wysiedlenia i formowaniu transportów na Umschlagplatzu niechlubną rolę odegrała też Żydowska Służba Porządkowa, będąca bezpośrednim wykonawcą poleceń nadzorujących likwidację getta esesmanów. Żydowscy policjanci stali się w getcie obiektem powszechnej nienawiści, a powstała 28 lipca Żydowska Organizacja Bojowa dokonała 20 sierpnia zamachu na komendanta ŻSP Józefa Szeryńskiego. Na koniec wielkiej akcji ogromna większość żydowskich policjantów i członków ich rodzin podzieliła zresztą los pozostałych Żydów i została wysłana na śmierć do Treblinki.
Na początku sierpnia do Warszawy zaczęły docierać wieści o prawdziwym losie wywożonych "na Wschód". Lecz ucieczka z getta, którego murów strzegła granatowa policja i oddziały pomocnicze SS, była trudna. Ocenia się, że podczas wielkiej akcji na „stronę aryjską” udało się przedostać ok. 8 tysiącom Żydów.
W ciągu dwóch miesięcy, od 22 lipca do 21 września 1942 r. Niemcy deportowali do ośrodka natychmiastowej zagłady w Treblince nie mniej niż 254 tysiące warszawskich Żydów – jedną czwartą przedwojennych mieszkańców stolicy. W tzw. getcie szczątkowym, obejmującym współczesny Muranów, pozostało 35 tysięcy osób, które otrzymały "numerki na życie", potwierdzające zatrudnienie w niemieckich warsztatach, oraz zbliżona liczba żyjących w ukryciu. Ostateczna zagłada getta warszawskiego nastąpiła w maju 1943 r. po stłumieniu przez Niemców powstania kwietniowego.
„Nie byłem w stanie ogarnąć ogromu nieszczęścia”. Początek wielkiej deportacji z getta warszawskiego
Źródło: Żydowski Instytut Historyczny){.target_blank}
78 lat temu, w środku upalnego lata, dla większości mieszkańców getta warszawskiego zaczął się ostatni rozdział życia. Do 21 września około 300 tysięcy Żydów zostało wywiezionych do obozu zagłady w Treblince.
Oficjalnie Niemcy prowadzili „wysiedlenie” na roboty przymusowe na Wschodzie. Żydzi „wysiedlani” z Warszawy otrzymywali chleb i marmoladę. Chociaż do miasta docierały już pogłoski o obozie zagłady w Treblince, a grupa Oneg Szabat od kilku miesięcy wiedziała o podobnych obozach śmierci w Chełmnie nad Nerem i Bełżcu, chociaż szybko zauważono, że pociągi, które odjeżdżają z miasta, powracają do niego dziwnie szybko, zbyt szybko, by mogły w tym czasie docierać do jakichś odległych miejsc na Wschodzie, wielu wygłodzonych, sterroryzowanych i zrozpaczonych Żydów nadal szło na Umschlagplatz.
Marek Edelman wspominał:
„To był Umschlagplatz.
Stałem, patrzyłem, jak szły te tłumy. Ludzi pędzono ulicą Zamenhofa i kolumny wchodziły na Stawki niemal wprost do bramy Umschlagplatzu. Teraz zostały tylko nazwy, układ ulic jest zupełnie inny. Pamiętam, kiedy byłem w szkole powszechnej, esperantyści wywalczyli, że imieniem Zamenhofa nazwano fragment ulicy Dzikiej zaczynający się, jak obecnie, na tyłach pałacu Mostowskich przy Nowolipkach, ale biegnący lekkim skosem do Stawek. (…) Stały tam duże cztero-, pięciopiętrowe wielopodwórzowe kamienice. Wystawały ponad domami ulicy Niskiej i widać je było na Stawkach z bramy wiodącej na Umschlagplatz.
A na taborecie, pośrodku bramy wejściowej, stał esesman i strzelał. Strzelał w okna domu naprzeciwko, na Muranowskiej. Jak zobaczył głowę albo cień jakiś ruszający się, to strzelał w to okno. Bo stamtąd ludzie wypatrywali w pędzonym tłumie swoich bliskich. Czy tam ginęli ludzie? Trudno powiedzieć, ale to była ta atmosfera. Śmierci.
To był Umschlagplatz.
Jak się dało, trzeba było kogoś stamtąd wyciągnąć. Czasami się udawało, czasami nie…
Było wiadomo, że jak się tutaj wpadnie, to jeżeli się nie wydostaniesz przez okno szpitala, jeżeli nie masz w szpitalu rodziny albo znajomych, albo przyjaciół, to nie masz żadnych szans się uratować. Zdarzało się, że jak złapano jakieś pielęgniarki, to ich koleżanki prędziutko wyrzucały im przez okna mundury pielęgniarskie i one przez okna parteru wchodziły do szpitala, bo na terenie Umschlagplatzu był szpital, też skazany na zagładę. Tam teoretycznie jeszcze działało ambulatorium. W tym ambulatorium córki łamały matkom nogi i pogotowie wywoziło je jako chore. Ten absurd, który Niemcy wprowadzili, że jedzie się do pracy – bo nie zabiera się chorych ze złamaną nogą, a jeszcze chleb dawali na drogę – mamił ludzi. Niektórzy uważali, że faktycznie jadą do pracy. Większość jednak płakała. Trzeba było zobaczyć ich twarze. Te dzieci prowadzone za rączkę”[1].
Emanuel Ringelblum, który jako członek Żydowskiej Samopomocy Społecznej był nieco bardziej zabezpieczony przed wywózką, poszedł na Umschlagplatz, by wydostać stamtąd kilkoro znajomych, w tym doktora Icchaka Lipowskiego:
„Chciałem za wszelką cenę dotrzeć do Umschlagplatzu, żeby na miejscu osobiście interweniować w sprawie kilku osób, które zostały zabrane na Umschlagplatz. Nałożyłem białą opaskę z napisem «Umsiedlungsaktion»[2] i wraz z grupą pracowników ŻSS, obładowanych chlebem, wszedłem na Umschlagplatz. Na dużym placu, ogrodzonym drutem kolczastym, ujrzałem ogromny tłum, który całą siłą parł do wyjścia. W pobliżu drutów zobaczyłem siedzącego na ziemi słabego dr. Lipowskiego oraz jego jedyną córkę. Zwróciłem się do komendanta Umschlagplatzu, żydowskiego oficera policji Szmerlinga[3] (Niemcy nazywali go żydowskim katem, Żydzi zaś, z uwagi na podobieństwo do włoskiego marszałka, «Balbo»). Interweniowałem wtedy u niego w sprawie trzech osób: w sprawie dr. Lipowskiego, znanej pianistki Hanny Diksztajn i znanej malarki Reginy Mundlak. Szmerling obiecał mi uwolnić te osoby i umówił się ze mną, abym przyszedł do niego za 3 godziny. Gdy przyszedłem po paru godzinach po raz drugi, sytuacja była zgoła inna. Szmerling, kat warszawskich Żydów, miał jeden ze swoich napadów szału, nie chciał już nic słyszeć o żadnych artystach i naukowcach. Gdy zacząłem energicznie żądać, wyjął pejcz i zaczął mi grozić, że zaraz i ja pojadę do Treblinki. Koniec był taki, że dr Lipowski pojechał do Treblinki”[4].
Jankiel Wiernik, jeden z niewielu, którzy przeżyli Treblinkę, wspominał, jak 23 sierpnia został deportowany:
„Rozkaz wejścia do wagonów. Pakują po 80 osób. Droga powrotna jest zamknięta. Miałem na sobie jedyne spodnie, koszulę i pantofle. W domu pozostał plecak z przygotowanymi rzeczami i wysokie buty. Przyszykowałem wszystko, gdyż krążyły wersje, że wyślą nas na Ukrainę, gdzie będziemy pracowali. Pociąg zeszedł z jednej zapasowej linii na drugą. Znając dobrze ten węzeł kolejowy, zrozumiałem, że stoimy na jednym miejscu. Ukraińcy tymczasem bawili się bardzo dobrze, dolatywały do naszych uszu ich gwary i wesołe śmiechy. W wagonie coraz duszniej, brak tchu. Beznadziejnie, smutno i strasznie. Wzrok mój ogarnął wszystkich i wszystko, lecz mimo to nie byłem w stanie ogarnąć ogromu nieszczęścia. Wierzyłem w mękę, poniewierkę i głód, lecz nie uwierzyłem, że bezlitosna ręka kata zawisła nad nami, naszymi dziećmi i całym naszym istnieniem. Wśród bezgranicznych mąk dojeżdżamy do Małkini. Tam staliśmy przez całą noc. Do wagonu weszli ukraińcy i zażądali drogocennych rzeczy. Wszyscy dawali, ażeby na krótko ratować życie. Niestety nic nie miałem. Po pierwsze niespodziewanie wyszedłem z domu, po drugie wszystko wyprzedałem podczas wojny, aby utrzymać się na powierzchni, gdyż nie zarabiałem. Rano ruszył pociąg i zajechaliśmy na stację Treblinki. Zauważyłem przejeżdżający pociąg, a w nim obdartych i półnagich wygłodniałych ludzi. Mówili do nas, ale nie rozumieliśmy. Dzień był upalny. Duszność straszna. Byliśmy wiec bardzo spragnieni. Wyglądałem oknem. Wieśniacy przynosili wodę i żądali za butelkę 100 zł. Nie miałem pieniędzy, prócz 10 zł, a w srebrze 2, 5, 10 z obrazem Marszałka, które przechowywałem na pamiątkę. Musiałem więc z wody zrezygnować. Inni kupowali. Za jeden kg chleba razowego płacono 500 zł. Do południa dręczyło mnie pragnienie. Następnie wszedł późniejszy «Hauptsturmführer». Wybrał dziesięciu ludzi, którzy przynieśli nam wody. Zaspokoiłem częściowo pragnienie. Kazano usunąć trupy, których jednak nie było. O 4 pp. [po południu] ruszył pociąg, kilka minut później zajechaliśmy do obozu Treblinki. Tam dopiero spadła nam zasłona z oczu. Na dachach nad barakami stali ukraińcy z karabinami i kaemami”[5].
Wstrząśnięty Ringelblum notował 15 października 1942 r., miesiąc po zakończeniu wielkiej deportacji:
„Dlaczego? Dlaczego nie przeciwstawiono się, kiedy rozpoczęli deportację 300 000 Żydów z Warszawy? Dlaczego dali się prowadzić jak owce na rzeź? Dlaczego przyszło to wrogowi tak łatwo, tak gładko? Dlaczego oprawcy nie ponieśli ani jednej ofiary? Dlaczego 50 esesmanów (inni powiadają, że nawet mniej) przy pomocy oddziału 200 Ukraińców i tyluż Łotyszów mogło dokonać tego tak gładko?”[6].
Z perspektywy czasu organizator Podziemnego Archiwum Getta Warszawy podkreślał znaczenie głodu dla skuteczności deportacji czy podtrzymywanie przez Judenrat niemieckiej propagandy o „wysiedleniu”. „Ringelblum porównuje niemiecki program eksterminacji z dobrze zaplanowaną i sprawnie przeprowadzoną kampanią militarną opartą na zaskoczeniu, zmyleniu przeciwnika, olbrzymiej przewadze i szybkości działania” – pisze Samuel Kassow. – „Niemcy obracali na swoją korzyść każdy szlachetny odruch, który każe chronić słabych i niezaradnych, czyli na przykład towarzyszyć dzieciom i rodzicom w drodze na śmierć, nawet kosztem własnego życia”[7].
Voices from Inferno
Holocaust Survivors Describe the Last Months in the Warsaw Ghetto
From: Yad Vashem
For almost a month the Jews of the Warsaw Ghetto fought for their lives. Many of them perished in the fires and smoke of the uprising. Others were murdered in the ghetto streets. The remainder were sent to Treblinka, Majdanek, and other camps in the Lublin area. Few managed to escape to the Aryan side of Warsaw. The ghetto was transformed into a wasteland.
I decided to leave and was met by an unimaginable sight. The cellar, through which our shelter was reached, lay in ruins; the electricity and water – cut off. Through the holes in the walls one saw a sea of flames engulfing the nearby wings of the building from top to bottom. Bilious smoke blocked out the sky, yet the light was as strong as day. The courtyard was covered in shards of glass, pieces of brick, of tin, of charred wood, of damaged piping and other debris, window frames, pieces of walls, furniture and household utensils; it all amounted to a sight which is hard to describe. It was hard to find any kind of parallel. I was no stranger to destruction, including the last days of the 1939 siege of Warsaw. But the present destruction surpassed anything I had ever seen.
Baruch Goldman in Nachman Blumenthat and Joseph Kermish, Resistance and Revolt in the Warsaw Ghetto: A Documentary History, p. 274
I go out into the street, [it is] burning! Everything around is on fire. [Whole] streets! Mila, Zamenhof, Kurza, Nalewki, Lubeckiego. Shortly put, all the streets are burning. Appartments are burning, workshops, warehouses, stores and entire buildings. The entire ghetto is a sea of flames. There is a strong wind, which blows out sparks from the burning houses to the ones which do not burn yet. The fire immediately destroys everything. A stunning sight. The fire expands so [fast?] that people don't have time to flee the houses and perish inside in a tragic manner.
The fire causes a huge commotion on the street. People with bundles run from house to house, from street to street, there is no rescue, no one knows where to take shelter. They seek desperately, nothing, no rescue, no protection, death prevails everywhere. The ghetto walls are completely surrounded, no one can enter or leave. [The] clothes are burning on people's bodies. Screams of pain and crying, houses and bunkers are burning, everything, everything is in flames. "Hell has Come to Earth"
An Anonymous Woman's Diary from the Warsaw Ghetto Uprising, p.30
On the 16th of May, 1943, the Germans destroyed the Great Synagogue on Tłomackie street in Warsaw, in an act which proclaimed the final suppression of the ghetto uprising. General Jürgen Stroop, the commander of the S.S. unit engaged in the suppression of the uprising, presided over the demolition. Stroop added the following caption to the photo album documenting the suppression of the Warsaw Ghetto uprising, during April and May, 1943: "There is no longer a Jewish quarter in Warsaw."