Łatwo jest głosić pokój, gdy nikt nie próbuje ciebie zabić.
| Na stronie od 25/07/2025

Lucy Tabrizi
PUŁAPKA EMPATII
Komfort rodzi idealizm moralny, ale także zbiorową amnezję.
Łatwo jest głosić pokój, gdy nikt nie próbuje ciebie zabić.
Pokój, który uważamy za coś oczywistego, jest chroniony przez wojsko, któremu rzadko dziękujemy, i sojusze, których prawie nie zauważamy.
Gdy empatia staje się słabością
Empatia jest czymś pięknym, dopóki nie przestaje nią być. Na Zachodzie zbudowaliśmy wokół niej cały nasz system moralny. Chwalimy ją, promujemy, czcimy. Ale gdzieś po drodze empatia przestała być cnotą, a stała się słabością, którą można wykorzystać i obrócić przeciwko nam.
Znam empatię. Przeżyłam ją. Wywodzę się ze środowiska obrońców praw zwierząt; moja stara nazwa użytkownika brzmiała „compassionate living" (życie z empatią), jeśli to daje ci jakieś wyobrażenie. Spędziłam wiele godzin, oglądając nagrania z rzeźni, będąc świadkiem cierpienia, którego większość ludzi unika. Kiedyś stałam po kolana w zakrwawionej wodzie morskiej, filmując ciężarną wielorybicę, która przed śmiercią rzucała się w wodzie. Pozostawiło to we mnie objawy zespołu stresu pourazowego.
Jestem również matką. Myśl o cierpieniu moich własnych dzieci jest nie do zniesienia. Ale szczerze mówiąc, tak samo jest z cierpieniem każdego dziecka. Kiedy widzę dziecko uwikłane w wojnę, czuję, że świat powinien się zatrzymać, dopóki sytuacja nie zostanie naprawiona. Każda niewinna osoba uwikłana w walkę jest moralną porażką i plamą na nas wszystkich.
Wojna a pacyfizm
Na Zachodzie żyjemy w niezwykłym bogactwie. Pod większością względów należymy do najszczęśliwszych ludzi w historii. Większość z nas zna wojnę tylko z ekranów. Nie słyszymy rakiet ani nie boimy się milicji. Nasze rozumienie cierpienia nie pochodzi z pamięci, ale z mediów; jest instynktowne i stałe.
Cieszymy się luksusem nazywania siebie pacyfistami właśnie dlatego, że nie mamy bezpośredniego doświadczenia wojny. Żyjemy w bezpiecznych, stabilnych społeczeństwach zbudowanych na zgliszczach krwawych konfliktów. Łatwo jest powiedzieć, że jest się „przeciwko wojnie". Żadna rozsądna osoba nie jest „za wojną". Ale łatwo jest głosić pokój, gdy nikt nie próbuje cię zabić. Prawdziwym sprawdzianem jest to, co robisz, gdy pacyfizm nie ma już racji bytu, i czy jesteś gotów stawić czoła temu, czego wymaga zapobieganie.
Ten pacyfistyczny ideał zakorzenia się w miejscach nietkniętych wojną. W wygodnych społeczeństwach wmawiamy sobie, że przemoc nigdy niczego nie rozwiązuje. „Nie da się zbombardować pokoju" – mówimy, ale historia pokazuje coś innego. Pokój, którym cieszymy się dzisiaj, nie jest wynikiem dyplomacji ani zawieszenia broni, ale siły: bombardowania Drezna, upadku Berlina, zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Choć było to brutalne, zakończyło wojnę światową i przyniosło dziesięciolecia względnej stabilności. Chcemy wierzyć, że każdy konflikt można rozwiązać poprzez dialog, ale niektóre reżimy reagują tylko na siłę.
Pokój, który uważamy za coś oczywistego, jest chroniony przez wojsko, któremu rzadko dziękujemy, i sojusze, których prawie nie zauważamy. Komfort rodzi moralny idealizm, ale także zbiorową amnezję. Zapominamy, że sama wolność bycia „przeciwnikiem wojny" została wywalczona w wojnie.
W rzeczywistości wiele z tego, co nazywamy pokojem, wcale nim nie jest. To kontrolowany impas, w którym państwa posiadające broń jądrową pozostają w stanie permanentnego napięcia. To, co je utrzymuje, to nie harmonia, ale groźba. Odstraszanie wygląda jak stabilność, a my mylnie interpretujemy spokój jako postęp. Ta iluzja zniekształca sposób, w jaki postrzegamy przemoc. Nie reagujemy pamięcią historyczną ani strategiczną wiedzą, ale surowymi emocjami. W pogoni za szybkimi rozwiązaniami często przedłużamy przemoc, której rzekomo się sprzeciwiamy.
Empatia a racjonalność
W książce „Against Empathy" psycholog Paul Bloom twierdzi, że empatia często działa jak wąski reflektor. Jest intensywna, ale ograniczona, stronnicza i łatwa do manipulacji. Popycha nas do emocjonalnych decyzji, często kosztem jasności.
Staje się to jeszcze bardziej niebezpieczne w momentach moralnej konieczności. Psycholog Daniel Kahneman w książce „Myślenie, szybko i wolno" wyjaśnia, że nasz umysł ma tendencję do opierania się na szybkich, intuicyjnych osądach, a nie na ostrożnym, analitycznym rozumowaniu. Kiedy pojawiają się emocje, logika często schodzi na dalszy plan. Jak zauważa psycholog społeczny Jonathan Haidt, nie dochodzimy do wniosków poprzez rozumowanie. Najpierw czujemy, a potem uzasadniamy. Dlatego większość debat nie dotyczy tak naprawdę faktów. Dotyczą one uczuć udających argumenty.
Wiele polityk zaczyna się od empatii, ale kończy się pogorszeniem sytuacji. W Stanach Zjednoczonych „wojna z ubóstwem" w latach 60. miała na celu wsparcie rodzin, ale stworzyła zachęty finansowe, które zniechęcały do zawierania małżeństw. Przyczyniło się to do wzrostu liczby gospodarstw domowych z jednym rodzicem, pogłębiając ubóstwo, które miało zostać zlikwidowane.
Niektóre przepisy dotyczące praw osób transpłciowych, takie jak obowiązkowe używanie zaimków lub samoidentyfikacja płciowa, również wynikają z empatii, ale często wywołują negatywne reakcje i ostracyzm, utrudniając życie osobom, które miały chronić. Przypomina to, że współczucie dla ludzi nie jest tym samym, co pomaganie im.
Empatia jako waluta społeczna
W dzisiejszej kulturze empatia jest formą kapitału społecznego: szybko się zużywa, łatwo się ją zdobywa i niebezpiecznie łatwo ją sfałszować. Oburzenie staje się walutą, zwłaszcza w przestrzeniach obsesyjnie skupionych na moralnej widoczności. Psychologowie nazywają to „sygnalizowaniem cnót" – publiczne oburzenie mające na celu pokazanie cnoty lub lojalności wobec grupy, a nie rzeczywistą zmianę. Repostowanie horrorów staje się oznaką honoru i wkrótce chodzi już nie o pomoc, ale o udowodnienie, że jesteś po właściwej stronie.
Paradoksalnie, nieograniczona empatia może uczynić nas okrutnymi. Badanie opublikowane w 2021 roku w czasopiśmie „Social Psychological and Personality Science" wykazało, że silna empatia wobec ofiary zwiększa poparcie dla karnych, a nawet agresywnych działań wobec domniemanego sprawcy, niezależnie od tego, czy jego wina jest pewna. Zamiast poszerzać współczucie, empatia może podsycać plemienność i usprawiedliwiać zemstę. Chodzi o to, że emocje nie są przypadkowe. Jak zauważa Jonathan Haidt, ewoluowały one, aby pomóc grupom w utrzymaniu spójności, przetrwaniu i karaniu dezerterów; a dziś dezerterem jest każdy, kto nie wykazuje oczekiwanych emocji w odpowiednim momencie.
W społeczeństwie, w którym rządzą uczucia, doszliśmy do przekonania, że osoba, która czuje najsilniej, musi widzieć najjaśniej. Jednak głębokie emocje nie są równoznaczne z moralną jasnością. W rzeczywistości często jest odwrotnie. Smutek zaciemnia obraz. Oburzenie sprawia, że stajecie się lekkomyślni. Silniejsze uczucia nie czynią was mądrzejszymi.
Manipulowanie empatią w kontekście konfliktu
Nigdzie nie widać tego lepiej niż w przypadku obecnych zwolenników „natychmiastowego zawieszenia broni", dla których empatia, zwłaszcza wobec cierpiących dzieci, stała się jedyną siłą napędową sprawy. Rozwiązanie jest kusząco proste: obwiniaj Izrael, nakładaj sankcje, bojkotuj, unikaj, publikuj przerażające zdjęcia, podsycaj oburzenie, wywieraj presję na wszystkie instytucje, aż Izrael się złamie, a jeśli ktoś odważy się wyrazić choćby cień współczucia dla Izraelczyków, również go unikaj, a potem podwajaj stawkę.
Oto sztuczka: zawieszenie broni w każdym innym kontekście oznacza, że obie strony zgadzają się zaprzestać walk. Ale to nie jest to, o co proszą zwolennicy „natychmiastowego zawieszenia broni". Chcą, aby tylko Izrael się wycofał, nawet jeśli oznacza to, że Izraelczycy będą żyć pod ostrzałem rakietowym i innymi formami terroryzmu przez czas nieokreślony. Niektórzy nie tylko to akceptują, ale wręcz cieszą się z tego. Świętują „opór", skandują hasła intifady i idealizują walkę zbrojną, a wszystko to z bezpiecznej odległości krajów oddalonych od przemocy.
Wybiórcze oburzenie
Zapomnijcie, że to Hamas to zaczął. Udawajcie, że nie podtrzymują konfliktu. Ignorujcie dzieci, do których strzelają za próbę ucieczki, pomoc, którą kradną, cywilów, których wykorzystują jako żywe tarcze. Całkowicie wymazujcie ich z obrazu. A skoro już to robicie, odwróćcie wzrok od Islamskiej Republiki Iranu, reżimu, który uzbraja Hamas, finansuje terroryzm w całym regionie i brutalnie traktuje cywilów. Skupcie uwagę wyłącznie na Izraelu.
Ale co to wszystko faktycznie dało Gazie? Czy zakończyło wojnę? Wyzwoliło „Palestyna"? A może tylko wypełniło zachodnie serwisy informacyjne smutkiem, zatarło moralną jasność i zapewniło propagandowe zwycięstwo reżimom, które liczą na to, że je wzmocnimy?
Celem nie jest tylko współczucie dla Palestyńczyków, ale izolacja Izraela, rozbicie sojuszy zachodnich i przemianowanie grupy terrorystycznej na szlachetny ruch oporu. Dlatego widzicie więcej drastycznych obrazów z Gazy niż z Syrii, Jemenu i Sudanu razem wziętych. Oburzenie nie jest spontaniczne; protesty są dobrze finansowane, profesjonalnie zorganizowane i strategicznie zaplanowane. Hamas rozumie algorytm; Iran rozumie odbiorców; obie strony doskonale wiedzą, jak wywołać oburzenie, wykorzystać żal i skierować go przeciwko zachodnim demokracjom. Celem jest przekształcenie opinii publicznej w kulę burzącą, która zniszczy jedność Zachodu od wewnątrz. I to działa.
Miliony ludzi o dobrych intencjach (wraz z głośną grupą pożytecznych idiotów) działają obecnie jako nieopłacani propagandziści teokratycznych reżimów, które finansują terroryzm, zabijają dysydentów, publicznie wieszają gejów i biją kobiety na śmierć za pokazanie włosów. W ostatecznym odwróceniu moralności mówi się wam, że jesteście współwinni ludobójstwa, jeśli nie popieracie tych, którzy otwarcie do niego wzywają.
Efekt identyfikowalnej ofiary
To znamienne, które dzieci trafiają do naszych feedów, a które pozostają niewidoczne. W Sudanie miliony dzieci przeżywają niewyobrażalne okropności. Ponad 5 milionów zostało wysiedlonych. Dzieci są palone żywcem, gwałcone, głodzone i pozostawiane na śmierć w strefach głodu, gdzie nie ma funkcjonującej opieki zdrowotnej. Okropności są tak samo realne (można powiedzieć, że nawet gorsze), ale bez sprawnie działającej machiny propagandowej rozgrywają się w ciszy. Nie ma wyselekcjonowanych materiałów filmowych. Nie ma influencerów. Jest tylko cierpienie bez widowni.
Nie reagujemy na cierpienie w jednakowy sposób. Bardziej obchodzi nas jedna twarz niż statystyki dotyczące tysięcy osób. Jest to znane jako „efekt identyfikowalnej ofiary" i pomaga wyjaśnić, dlaczego zdjęcie dziecka w Strefie Gazy może wywołać globalne oburzenie, podczas gdy doniesienia o masowej śmierci w innych miejscach nie wywołują prawie żadnej reakcji. Wasza empatia nie jest związana ze skalą, ale z bliskością. To sprawia, że jest ona potężnym narzędziem dla każdego, kto wie, jak kształtować narrację i umieszczać ją w waszych feedach.
Propaganda a rzeczywistość
Nikt nie lubi myśleć, że jest manipulowany emocjonalnie, ale większość tego zalewu smutku jest strategiczna. Grupy takie jak Hamas, wspierane przez Iran (i rywali takich jak Rosja, dobrze znających się na propagandzie), rozumieją zachodni kodeks moralny lepiej niż my. Wiedzą, że jesteśmy zaprogramowani, aby reagować z przerażeniem na obrazy martwych dzieci owiniętych w białe całuny. Dlatego nie tylko rejestrują tragedię, ale ją inscenizują. Filmują w szpitalach, paradują z ciałami po ulicach i dbają o to, aby materiał trafił do zachodniej publiczności.
Ten medialny teatr, często nazywany „Pallywood" (palestyńskim Hollywood), ma na celu manipulowanie emocjami Zachodu. Wiedzą, że rozprzestrzeni się on pod hasłem wolności prasy i uderzy mocniej niż jakakolwiek rakieta.
Gdyby żal nie był wykorzystywany jako broń, dlaczego tak często wykorzystuje się obrazy z innych wojen? Materiały filmowe z Syrii i Jemenu są regularnie przedstawiane jako pochodzące z Gazy. Stare filmy pojawiają się ponownie z nowymi podpisami i krążą jako świeże dowody okrucieństw Izraela. Nie jest to odosobniony przypadek; jest to schemat mający na celu podtrzymanie oburzenia i ograniczenie krytycznej analizy oraz wykorzystanie żalu.
Celowe wykorzystywanie cierpiących dzieci, ich śmierci i widoczności jest jedną z najbardziej groteskowych taktyk współczesnych konfliktów. Nie ma to na celu złagodzenia cierpienia ani zakończenia wojny, ale przejęcie kontroli nad emocjami, zastąpienie rozsądku i złamanie moralnej woli osób postronnych. To wojna psychologiczna, nie przeciwko żołnierzom, ale przeciwko waszym sercom.
Nadawanie obrazów, które chcą nam pokazać, nagradza ich strategię. Pomagamy im wygrać wojnę o postrzeganie i pozbawiamy ich wszelkich motywacji do zaprzestania działań. Dlaczego Hamas miałby się poddać, skoro każde martwe dziecko przynosi „dyplomatyczne" korzyści, a oburzenie spada na ich wroga? Każde udostępnione zdjęcie, każdy skandowany slogan wzmacnia ich wolę kontynuowania działań. Wasza empatia stała się ich najskuteczniejszą bronią. Ostatecznie osoby udostępniające te zdjęcia nie kończą wojny, ale pomagają ją podtrzymać.
Moralny dylemat
Dlaczego Hamas miałby się poddać, skoro każde martwe dziecko przynosi „dyplomatyczne" korzyści, a oburzenie spada na ich wroga?
Tego rodzaju propaganda nie potrzebuje kłamstw, wystarczy staranny dobór materiałów i sprytne przedstawienie. Większość z nas nie jest ekspertami wojskowymi. Nie jesteśmy przeszkoleni w wykrywaniu propagandy. Dorastanie w bezpiecznych, zamożnych społeczeństwach sprawia, że jesteśmy szczególnie podatni na manipulację. Widzimy zbombardowany szpital i zakładamy najgorsze. Płaczące dziecko, bez wzmianki o polityce ludzkich tarcz, która je tam umieściła. Martwe ciało, natychmiast uznane za celowe, zanim faktografowie zdążą zareagować. Hamas o tym wie. Dlatego ubierają się jak cywile i ukrywają się wśród nich, aby wywołać oburzenie.
Nic z tego nie zaprzecza cierpieniu w Strefie Gazy. Umierają prawdziwe dzieci. Rodziny są rozbite. Matki opłakują swoje dzieci. To właśnie sprawia, że tak trudno o tym mówić. Kwestionowanie narracji wydaje się bluźnierstwem, jakby zaprzeczało prawdziwemu cierpieniu. I to właśnie sprawia, że jest to tak silna waluta emocjonalna. Ci, którzy wykorzystują cierpienie, często robią to, aby je przedłużyć. Na wojnie obrazy są bronią. W świecie nasyconym mediami rozeznanie nie jest obojętnością, ale moralnym obowiązkiem.
Osobom kierującym się empatią trudno jest zaakceptować fakt, że empatię można wykorzystać jako broń. Reżimy takie jak Hamas i Iran doskonale wiedzą, jak to zrobić. Rozumieją zachodni kompas moralny lepiej niż my. Jeden obraz może złamać serce. Tysiąc obrazów pokazywanych non stop może stworzyć ruch społeczny.
Zalejcie nasze kanały informacyjne obrazami umierających dzieci, a staniemy się plasteliną. Pokaż tylko jedną stronę, a wkrótce miliony będą machać flagą największego oprawcy nieletnich na świecie. Kwestionuj narrację, a zostaniesz uznany za bezdusznego. Bez serca. Zabójcę dzieci. Empatia jest nowym papierkiem lakmusowym. Nie zdasz egzaminu, zostaniesz wyrzucony.
Wobec braku wspólnych ram moralnych zakorzenionych w religii, obowiązku lub tradycji, empatia stała się naszą domyślną etyką i najwyższą wartością. Ale to sprawia, że jesteśmy niebezpiecznie podatni na manipulację emocjonalną. Nasi wrogowie nie muszą pokonać nas militarnie. Wystarczy, że poruszą was emocjonalnie.
Podwójne standardy współczucia
Tymczasem Hamas wykorzystuje dzieci jako żywe tarcze, rekrutuje je do walki i filmuje dla celów propagandowych. Iran wykonuje więcej egzekucji na nieletnich niż jakikolwiek inny kraj, rozstrzeliwuje nastolatków na ulicach i wysyła chłopców w wieku zaledwie 12 lat na wojny zagraniczne z plastikowymi „kluczami do nieba".
W niektórych częściach Jemenu dziewczynki w wieku zaledwie 9 lat są zmuszane do brutalnych małżeństw. Jednak najgłośniejsze głosy wołające o „ochronę dzieci" nie interesują się tymi historiami. Kiedy o nich wspominam, zarzuca mi się „whataboutism", jakby współczucie miało limit.
Jak na ironię, ci sami ludzie, którzy pytają „a co z Gazą", gdy tylko wspomina się o izraelskim dziecku, nie mają problemu z ignorowaniem okrucieństw popełnianych gdzie indziej. Ich oburzenie już się wyczerpało. Spróbujcie zwrócić uwagę na Sudan, gdzie liczba ofiar śmiertelnych wśród dzieci jest znacznie wyższa, a zostaniecie oskarżeni o to samo „whataboutism", które oni praktykują. Wyraźcie smutek z powodu śmierci izraelskiego dziecka, a odpowiedzią będzie zimna arytmetyka: „W Gazie zginęło więcej". Jakby żałoba po jednym dziecku znosiła żałobę po innym.
Jakby empatię trzeba racjonować i poddawać moralnej kontroli. A kiedy się naciska, wymówki są przewidywalne: „Interesują mnie tylko wojny finansowane z moich podatków", jakby cierpienie liczyło się tylko wtedy, gdy winę ponosi Zachód. Ale to jest zachodni centryzm i wybiórcze oburzenie. Nawet zgodnie z tą logiką Zachód wspierał wiele innych konfliktów. Najechał Irak, podsyca wojnę domową w Jemenie i uzbroił milicje w Syrii. Odrzućmy uzasadnienia, a pozostanie jedna niewygodna prawda: oburzenie utrzymuje się tylko wtedy, gdy można obwinić Żydów.
Doszliśmy do punktu, w którym brak wystarczająco głośnego płaczu nad jedną konkretną wojną jest postrzegany jako moralna porażka. Spokojna, wyważona analiza nie jest już szanowana, ale potępiana jako emocjonalny dystans. Zaproponuj inną drogę zakończenia cierpień, a zostaniesz nazwany zdrajcą. Wyraź zaniepokojenie sytuacją Hamasu, a zostaniesz oskarżony o obojętność wobec martwych dzieci – co jest ironiczne, biorąc pod uwagę, że Hamas rekrutuje je, chowa za sobą i strzela do nich za poszukiwanie pożywienia.
Logika jest tak samo błędna, jak emocjonalna. Jeśli ci zależy, zgodzisz się ze mną. Jeśli nie, to znaczy, że w ogóle ci nie zależy.
To potężna pułapka, nie tylko dlatego, że ludzie są ludźmi, ale także dlatego, że nasza kultura obecnie przedkłada emocje nad rozum. Społeczeństwa zachodnie były kiedyś zbudowane na ideałach rozumu, debaty i dowodów. Dzisiaj traktujemy uczucia jako najwyższą formę prawdy. Ludzie chcą czuć się prawi. Mówią, że chcą, aby ból ustał, ale kim by byli bez niego? Oburzenie daje im tożsamość. Smutek nadaje im cel. Pragną prostych złoczyńców i łatwych bohaterów. Odrzuć hasła, a zostaniesz uznany za ciemiężcę.
Trudna prawda jest taka, że repostowanie horroru nie powstrzyma go. Powtarzanie propagandy nie przynosi pokoju, a tylko oddala go jeszcze bardziej. Głębokie odczucia to nie to samo, co jasne myślenie, a już na pewno nie to samo, co czynienie dobra.
Empatia jest ważna. Ale bez rozsądku sprowadza nas na manowce. Czasami to, co wydaje się najbardziej słuszne, wyrządza najwięcej szkody.
Dopóki nie nauczymy się odróżniać tych dwóch rzeczy, będziemy mylić emocje z etyką i krążyć w kółko, przekonani, że idziemy do przodu.
Łatwo jest głosić pokój, gdy nikt nie próbuje ciebie zabić.
Reunion 69