Janusz Poniewierski: Stańmy wreszcie przed lustrem
01/06/2023 | Na stronie od 05/06/2023
Źródło: ZNAK
Janusz Poniewierski CZERWIEC 2023
Kiedy redakcja „Znaku” umawiała się z Pawłem Śpiewakiem na druk „tez o polskim antysemityzmie”, nikt nie przypuszczał, że staną się one czymś na kształt testamentu. Że będziemy je czytać jak zapis ostatniej woli ich autora.
Patrząc na publiczne życie i działalność Pawła Śpiewaka (1951–2023), można chyba powiedzieć, że jego pierwszą pasją były nauki społeczne: socjologia, filozofia polityczna, historia idei… To w tej dziedzinie osiągał kolejne stopnie naukowego wtajemniczenia, tłumaczył i pisał ważne książki (m.in. W stronę wspólnego dobra, 1998; Obietnice demokracji, 2004; Pamięć po komunizmie, 2005), a jako wykładowca akademicki i profesor uczył politycznego myślenia, nie stroniąc przy tym od popularyzacji (do dziś doskonale pamiętam teksty młodego Śpiewaka, publikowane w połowie lat 80. XX w. na łamach współredagowanego przez jego brata, Jana Leona, katolickiego miesięcznika „Powściągliwość i Praca”). Pracował na kilku uczelniach, prowadził też nieformalne domowe seminarium. Przed 1989 r. współtworzył niezależne pisma (m.in. „Przegląd Polityczny” i „Res Publikę”), a potem walnie przyczynił się do powstania „Kultury Liberalnej”. Zredagował – fundamentalną dla zrozumienia początków III RP – antologię tekstów Spór o Polskę 1989–99.
Prof. Paweł Śpiewak nie był przy tym oderwanym od życia i zatopionym w mądrych książkach teoretykiem (to zresztą jedna z ostatnich rzeczy, jakie można by mu przypisać). On nie tylko chciał zrozumieć świat, ale i próbował go zmieniać. W PRL-u działał w opozycji demokratycznej (był m.in. członkiem Towarzystwa Kursów Naukowych, sygnatariuszem listów protestacyjnych, działaczem Solidarności), a i potem, w wolnej Polsce, aktywnie uczestniczył w życiu społeczno-politycznym. Sprawował nawet mandat poselski (2005–2007; kandydował z listy Platformy Obywatelskiej). Doświadczenie bezpośredniego udziału w polityce głęboko go jednak rozczarowało i napełniło goryczą. Skazało na swoistą samotność. W jednym z wywiadów mówił: „Nikogo nic nie interesuje poza technologią władzy. (…) Jestem w parlamencie przez półtora roku i nie widziałem w swoim otoczeniu ani jednej dyskusji ideowej”. Podobnie samotny i rozczarowany czuł się w wielu – ogarniętych tzw. punktozą i poddanych regułom biurokracji – środowiskach akademickich i (zwłaszcza ostatnio) w świecie polskich mediów.
Socjolog czyta Torę
Nazwałem nauki społeczne – zwłaszcza historię idei – jego pierwszą wielką pasją, była bowiem także i pasja druga. Doszła do głosu w momencie, w którym ten młody naukowiec – syn Anny Kamieńskiej i Jana Śpiewaka – zaczął odkrywać, jak istotne są dlań tożsamość żydowska oraz judaizm. Wnikliwy filozof polityki zaczął wówczas czytać – i z czasem również samodzielnie komentować – Torę, Tanach, traktaty talmudyczne. Pierwsza jego książka na ten temat Midrasze (2004; 2. wyd. 2022) zrodziła się z tekstów pisanych pierwotnie dla „Przeglądu Politycznego”, a następnie dla miesięcznika „Znak”. Nosiła nadtytuł Księga nad księgami i była dedykowana matce (poetce, tłumaczce ksiąg biblijnych i fragmentów Talmudu, autorce przeznaczonej dla młodzieży Książki nad książkami). W Midraszach (nominowanych do Nagrody Literackiej „Nike”) Autor pochylał się nad biblijną Księgą Bereszit / Rodzaju, „księgą narodzin i wielkich pragnień”, i opowiadał o niej przez pryzmat długiej tradycji ukształtowanej przez rabinów.
Szkoda, że nie powstały kolejne tomy Midraszy. Zamiast nich światło dzienne ujrzał świetny – będący (bynajmniej nie jedynym) świadectwem obecności żydowskiej myśli religijnej we współczesnej Polsce – komentarz do całej Tory. Pierwotnie (2008–2011) ukazywał się on w odcinkach w „Tygodniku Powszechnym”, potem został w całości opublikowany w dziełku zatytułowanym Pięć ksiąg Tory (2012). We wstępie Paweł Śpiewak napisał, że przybliżenie (zarówno samemu sobie, jak i czytelnikom) tradycji czytania i komentowania Tory „było i jest [dla niego] ważne. Ważne są również dwa towarzyszące [mu] przekonania, pierwsze: »Uczyń ze studiów nad Torą codzienną praktykę«, i drugie: »Rabi Tarfon zwykł mówić: nie jest twoim obowiązkiem zakończyć dzieło, ale nie masz prawa od niego odstąpić«”.
Śpiewak już nigdy od tego zadania nie odstąpił. Po lekturze Tory przyszła zatem kolej na – w większości drukowane również w „Tygodniku Powszechnym” (w ramach stałej rubryki, kontynuowanej dziś przez rabinkę Małgorzatę Kordowicz) – komentarze do jednego z traktatów Miszny (Sentencje Ojców. Pirke Awot, 2015), Księgi Hioba (Wieczny Hiob, 2018) oraz tych ksiąg biblijnych, których bohaterem jest król Dawid (w przygotowaniu). W ostatnim czasie prof. Paweł Śpiewak pracował nad książką o wybaczaniu, a jej ważną częścią miała być (już prawie gotowa) medytacja na temat Księgi Jonasza. W liście do znajomych pisał: „Mam nadzieję, że zdążę…”.
XXXXXXXXXX
Ogłaszanie takich – żydowskich w sensie religijnym (i pisanych na sposób niemalże rabiniczny) – tekstów w prasie kojarzonej jednak z katolicyzmem (tj. w „Tygodniku Powszechnym” czy „Znaku”) stanowiło szczególną formę uczestnictwa w dialogu chrześcijańsko-żydowskim.
Śpiewak od niego się nie dystansował i chętnie odpowiadał na zaproszenia do udziału w Dniach Judaizmu w Kościele katolickim (jeszcze w styczniu tego roku specjalnie w tym celu pojechał do Łodzi). Choć także i w tej dziedzinie był – jak napisała kiedyś o nim Agnieszka Sabor – „bytem osobnym”, trudnym do zaszufladkowania, wielkim samotnikiem.
Niejako obok rozważań stricte religijnych Paweł Śpiewak zajmował się Żydami również jako historyk idei. Opublikował na ten temat kilka ważnych esejów (w dużej mierze poświęconych Zagładzie), a także Żydokomunę (2012) oraz – pionierską w naszym kraju – antologię tekstów prezentujących „teologię i filozofię żydowską wobec Holocaustu” (2013). W tym kontekście nie sposób przemilczeć działań, w które się angażował: przez dziewięć lat pełnił funkcję dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego (2011–2020), był także członkiem społecznego kolegium doradzającego zespołowi Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. To z jego inicjatywy co roku, 22 lipca, odbywa się w Warszawie Marsz Pamięci, organizowany w rocznicę wielkiej deportacji Żydów z getta do obozu zagłady w Treblince.
Kryterium bólu
Bodajże pierwszym ważnym tekstem Pawła Śpiewaka na temat antysemityzmu był Szoah, drugi upadek, opublikowany w „Więzi” w 1986 r. i pokazujący metafizyczny wręcz wymiar Zagłady. Ostatnim – wysłane do redakcji „Znaku” – 12 i pół tezy o polskim antysemityzmie. Profesor traktował je jako „wstępną prezentację” tematu i deklarował, że będzie jeszcze nad nimi pracował. O ile wiem, zapowiadał, że zajmie się tym w kwietniu.
Artykuł przypomina manifest. Jego brzmienie jest mocne, chwilami bardzo mocne, a jego lektura może boleć. Śpiewak o tym wiedział – i wcale się tego nie obawiał. Dzięki wspomnieniom o nim, ogłoszonym w „Kulturze Liberalnej” m.in. przez Karolinę Wigurę i Piotra Kieżuna, wiemy, jak poważnie traktował pisanie (i myślenie) na – naprawdę istotny! – temat. „Pisanie ma boleć – powtarzał. – Ma być o czymś (…) ważnym. Jak bolało, to dobrze”.
Sądzę, że to kryterium bólu dotyczy również czytelników: jeśli ich boli, to dobrze. A im bardziej boli, tym lepiej… Paweł Śpiewak przypominał w tym Sokratejskiego gza, który kąsa – po to, byśmy nie przestali myśleć i zadawać pytań.
Jego artykuł drukowany w tym numerze „Znaku” nosił pierwotnie tytuł: Antysemityzm polski, czyli rzecz o habitusie narodowym (dostrzegam w tym nawiązanie do ogłoszonego pięć lat temu w „Tekstach Drugich” świetnie udokumentowanego eseju Romany Kolarzowej Antysemityzm jako element konstytutywny polskiego habitusu). Łacińskie słowo habitus to (podaję za słownikiem): postawa, właściwość, stan, usposobienie; filozofowie mówią w tym kontekście o „przypadłości”, psychologowie o „nawyku”.
Antysemityzm jako narodowy habitus Polaków? Autor zdaje się nie mieć co do tego wątpliwości. Bo – jak pisze – „antysemityzm stał się (…) skryptem głęboko obecnym w naszej kulturze. Nie był czymś incydentalnym. Nie był obsesją kilku fanatyków czy partii nacjonalistycznych, ale wszedł do życia codziennego, do naszego języka – i taki w dużej mierze pozostaje”.
Swój obraz polskiego antysemityzmu Paweł Śpiewak kreśli grubą kreską, bez zawahań. I, w zasadzie, bez światłocienia. Poszczególne tezy zapisuje „w sposób możliwie zwięzły”, nie opatrując ich przypisami, nie przytaczając żadnych kontrargumentów, choć przecież doskonale wie, że „każda powinna lub [przynajmniej] może być przedmiotem długich i rzeczowych rozważań”.
Uczniowie Śpiewaka podkreślają, że był on „myślicielem szczególnego rodzaju, potrafiącym na konkretnym temacie, albo na kilku konkretnych tematach, koncentrować całość swojej uwagi. Budował w ten sposób wypowiedzi filozoficzne, obdarowujące czytelnika pytaniami, które zostawały z nim na długo” (K. Wigura). Czasem wręcz na zawsze.
Kiedy redakcja „Znaku” umawiała się z Autorem na druk „tez o polskim antysemityzmie”, nikt nie przypuszczał, że staną się one czymś na kształt testamentu. Że będziemy je czytać jak (zachowując, rzecz jasna, proporcje) zapis jego ostatniej woli.
Jest w tym „testamencie” wezwanie do stanięcia przed lustrem i zmierzenia się z „antysemityzmem ludzi łagodnych i dobrych”, o którym pisał niegdyś Tadeusz Mazowiecki. Z antysemityzmem napędzanym przez chrześcijaństwo (od ojców Kościoła i niemądrych kaznodziejów można się jakoś zdystansować, ale co zrobić ze św. Pawłem?) i z narodową mitologią, która nie pozwala na rzetelną debatę o Zagładzie (co dobitnie pokazała reakcja na niedawną wypowiedź prof. Barbary Engelking). Dostrzeżenia tego całego „mniej lub bardziej ukrytego skryptu kulturowo-obyczajowego obecnego w świadomości zbiorowej”. I podjęcia wielkiej społecznej autoterapii.
Słuchajmy zatem Śpiewaka. Rozmyślajmy nad tym, co nam pozostawił. I nie obawiajmy się, że jego słowa mogą boleć.