Bez zmagań się nie obędzie

Komentarz ks. Grzegorza Michalczyka do czytań

Modlitwa

StunningArt | Shutterstock

Źródło: Alateia

Ks. Grzegorz Michalczyk - 16.10.22

Historia zbawienia uczy nas stawiania czoła temu wszystkiemu, co przychodzi jako przeciwność czy brak w naszym życiu, usiłując nas odwieść od celu wyznaczonego nam przez obietnicę Boga.

Amalekici przybyli, aby walczyć z Izraelitami w Refidim. Mojżesz powiedział wtedy do Jozuego: «Wybierz sobie mężów i wyrusz z nimi do walki z Amalekitami. Ja jutro stanę na szczycie góry z laską Bożą w ręku». Jozue spełnił polecenie Mojżesza i wyruszył do walki z Amalekitami. Mojżesz, Aaron i Chur wyszli na szczyt góry.

Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita. Gdy zdrętwiały Mojżeszowi ręce, wzięli kamień i położyli pod niego, i usiadł na nim. Aaron zaś i Chur podparli jego ręce, jeden z tej, a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu słońca były ręce jego stale wzniesione wysoko. I tak pokonał Jozue Amaleka i jego lud ostrzem miecza. (Wj 17, 8-13)

Bitwa z duchową głębią

„Bitwa pod Refidim” – tak można zatytułować wydarzenie, którego opis – umieszczony w siedemnastym rozdziale Księgi Wyjścia – słyszymy w niedzielnej liturgii. Jest XII w. przed Chrystusem. Hebrajczycy, uwolnieni mocą Boga, uciekają z niewoli Egiptu. Ich celem jest ziemia Bożych obietnic. Właśnie przeszli przez Morze Czerwone, kierując się ku pustyni Synaj i doszli do Refidim. Tam właśnie uderzyli na nich Amalekici.

Siedemset lat później, w okresie powygnaniowym (po „niewoli babilońskiej”), zredagowano ostatecznie opis tamtej Paschy, eksodusu i wejścia do ziemi Kanaan. Podkreślono – dla umocnienia wiary ludu – niezwykłość wydarzeń, dziejących się dzięki mocy Boga. Tak również powstała relacja z bitwy pod Refidim. Jest to opis teologiczny, będący – niezależnie od wiarygodności warstwy historycznej – obrazem konfrontacji Bożego planu zbawienia, jaki realizuje się w historii ludu wybranego, z tym, co jest temu planowi przeciwne. To nie przypadek, że walka z Amalekitami pod Refidim była niejednokrotnie inspiracją do medytacji nad duchową walką, jaka rozgrywa się w człowieku.

Co jest moim Amalekitą?

W sensie symbolicznym Amalekici, uzbrojeni i podstępnie atakujący, przedstawiają moc przeciwną wobec dobra, które ma się zrealizować w naszym życiu zgodnie z zamysłem Boga. Możemy w tym kontekście zadać sobie pytanie: co jest dla mnie w życiu „moim Amalekitą”, będącym w opozycji do Bożego planu? Pójście drogą Boga nie oznacza przecież automatycznie wolności od przeciwności i zmagań.

Historia wędrującego przez pustynię Izraela przynosi tu wiele inspiracji. Z jednej strony, widzimy więc Boże prowadzenie, bliskość i doświadczenie Bożej obecności. Z drugiej – bunt i szemranie ludu, pojawiające się wraz z nadejściem jakichkolwiek przeciwności, czy niewygody. Trud pustynnej wędrówki, niedostatek chleba i wody, nieraz prowokowały lud do pretensji i oskarżeń wobec Boga i Mojżesza i tęsknoty za czasem niewoli, gdy „siedzieli nad garnkami pełnymi mięsa i jedli chleb do sytości”.

Trudności w wierze

Historia zbawienia uczy nas stawiania czoła temu wszystkiemu, co przychodzi jako przeciwność czy brak w naszym życiu, usiłując nas odwieść od celu wyznaczonego nam przez obietnicę Boga. To zmaganie jest nieuniknione. Pamiętać jednak musimy, że zwycięstwo dokonuje się nie naszą, a Bożą mocą. Nawiązując do symboliki biblijnego opisu można zauważyć, że oprócz walki w dolinie, którą prowadzi z Amalekitami Jozue i Izraelici, niemniej istotne, a wręcz najważniejsze, są wyciągnięte ku Bogu ręce Mojżesza, trzymające laskę – znak Bożej mocy. „Jozue pokonał Amalekitów ostrzem miecza”. Nie uczyniłby tego jednak, gdyby nie towarzysząca mu nieustannie modlitwa Mojżesza, przyzywająca Bożego działania.

Wzniesione w modlitewnym geście ręce Mojżesza można odczytać jako symboliczną zapowiedź tajemnicy Krzyża. To na nim, oddając swe życie w zbawczej ofierze, Syn Boży wyciągnął swoje przebite ręce. Gestem nieskończonej miłości objął wszystkich ludzi, by mogli doświadczyć zwyciężającej w nich mocy Boga.

Więcej do przeczytania

Źródło: FB
ks. Wiesław Dawidowski

ur. 1964, augustianin, doktor teologii fundamentalnej, publicysta. W stanie wojennym jako licealista skazany na pół roku więzienia za zaangażowanie w podziemie antykomunistyczne. Doktorat uzyskał na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie na podstawie rozprawy „Reguła wiary w metodzie teologicznej św. Augustyna”. Od 2004 r. rektor anglojęzycznego duszpasterstwa w Warszawie. W latach 2009-2013 był chrześcijańskim współprzewodniczącym Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Od 2012 r. do 2021 przełożony prowincjalny polskich augustianów. Autor tomików „Święty Augustyn” i „Święta Rita” w serii „Wielcy ludzie Kościoła”. Członek Zespołu Laboratorioum „Więzi”. Mieszka w Łomiankach pod Warszawą.

Wczorajsza Ewangelia ciągle za mną chodzi. Czym dla mnie jest modlitwa? Na pewno nie jest prymitywną próbą ściągania Pana Boga z nieba na ziemię, aby on odpowiedział na moje tymczasowe potrzeby. Pan Bóg tak nie działa, chociaż tendencja ogólna wielu kaznodziejów jest taka, aby tak to właśnie wyjaśniać.

Modlitwa to wejście w siebie i szukanie poznania siebie samego oraz Boga we mnie. Kluczem do zrozumienia idei modlitwy jest więc wczorajsze pierwsze czytanie i walka z Amalekitami. Orygenes tłumaczy, że wszystkie wojny Starego Testamentu są obrazem naszej walki duchowej, dziejącej się w naszej duszy. A więc to ja w sobie noszę pole bitwy i walczę w sobie z różnymi ościeniami. Jednocześnie uczę się akceptować moje własne ograniczenia.

Owszem, bywa, że Bóg odpowiada na nasze modlitwy ale najczęściej inaczej niż byśmy chcieli. Dlatego modlitwa jest narzędziem poznania siebie, bronią w bitwie wewnętrznej, po to by wejść w świat pokoju z Bogiem, sobą i bliźnimi. Jeżeli modlitwa do tego nie prowadzi, to nie jest to modlitwa chrześcijanina ale poganina, zatem nie jest w ogóle modlitwą. Raczej bałwochwalstwem.