Dariusz Stola: Polska jest kustoszem pamięci o Zagładzie. To wielka odpowiedzialność
02/08/2022 | Na stronie od 02/08/2022
Źródło: "Więź"
Katarzyna Jabłońska 02 sierpnia 2022
Były dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich Polin komentuje nowy skład Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej i ujawnioną korespondencję Bronisława Wildsteina z premierem Mateuszem Morawieckim o relacjach polsko-żydowskich.
Katarzyna Jabłońska: 26 lipca wznowiła swoją działalność, po czteroletniej przerwie, Międzynarodowa Rada Oświęcimska (MRO). Premier Mateusz Morawiecki wręczył nominacje dwudziestu pięciu jej członkom, a funkcję przewodniczącego powierzył Grzegorzowi Berendtowi – od 24 lipca 2021 r. pełniącemu funkcję dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. To chyba dobrze, że Rada wznawia wreszcie swoją działalność?
Dariusz Stola: Tak długi okres przerwy w działalności Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej był niezrozumiały i bardzo szkodliwy. Z podobną sytuacją – na szczęście nie trwającą aż tak długo – mieliśmy do czynienia przy okazji powoływania Rady Muzeum Historii Żydów Polskich Polin.
Dobrze więc, że MRO została wreszcie na nowo powołana. To krok we właściwą stronę. Warto tu dodać, że Rada opiniuje i doradza nie tylko w sprawach Muzeum Auschwitz-Birkenau, ale też innych miejsc pamięci – muzeów Zagłady w Polsce. A ponieważ ciało to składało się z wybitnych znawców historii Zagłady i przedstawicieli najważniejszych w świecie instytucji zajmujących się tym tematem, jego opinie były cenne, a sam fakt istnienia pozwalał unikać wielu problemów.
Nazywanie przez Bronisława Wildsteina kierownictw ŻIH, Muzeum Polin i Centrum Badań nad Zagładą Żydów „wrogami narodu polskiego” jest skandaliczne i świadczy tylko o autorze tych słów, a nie o osobach, które oczerniał w liście do premiera Morawieckiego
Dariusz Stola
Przypomnijmy, że w 2018 r. dobiegła końca kadencja poprzedniej przewodniczącej MRO Barbary Engelking, która na tym stanowisku zastąpiła zmarłego w 2014 r. prof. Władysława Bartoszewskiego. Premier, ku zdziwieniu wielu, nie tylko nie powołał prof. Engelking na kolejną kadencję, ale też przez kolejne cztery lata nie powoływał nowego składu Rady. Jakie mogły być przyczyny tej zwłoki? Zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami budziła ona zdumienie i niepokój.
– Zwlekanie z powołaniem MRO było działaniem krótkowzrocznym i po prostu głupim. Nie wiem, jakie względy mogły hamować premiera przed jej powołaniem, nigdy ich publicznie nie ujawnił. Wpisywało się to w szerszą tendencję PiS do osłabiania i rozmontowywania procedur i instytucji. Wyglądało to tak, jakby rząd chciał robić po cichu coś, co wzbudziłoby krytyczne głosy w świecie, czego mieli nie widzieć ludzie zajmujący się badaniami nad Zagładą i jej upamiętnianiem – np. skupieni wokół Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie czy Jad Waszem w Izraelu. Patrząc na politykę pamięci w wykonaniu PiS, można mieć uzasadnione obawy co do intencji rządu.
A jak ocenia Pan skład nowej MRO oraz wybór jej przewodniczącego? Po zakończeniu kadencji prof. Engelking nawet ówczesny wicepremier Jarosław Gowin mówił, że decyzję w sprawie przyszłego składu MRO premier podejmie, „kierując się przede wszystkim polską wrażliwością”. Czy widać to kryterium w obecnych decyzjach?
– Muzeum Auschwitz-Birkenau jest polskim muzeum, położonym na terytorium Polski i prowadzonym przez Polaków, ale jest też bardzo ważnym punktem pamięci nie tylko na mapie Polski, lecz także Europy i całego świata. Wielu ludzi i środowisk przygląda się temu, co dzieje się w tym muzeum oraz innych miejscach Zagłady w Polsce. To jest przypadłość naszej historii, że właśnie w okupowanej Polsce nazistowskie Niemcy postanowiły zlokalizować obozy Zagłady. Jesteśmy więc kustoszami ich pamięci. To wielka odpowiedzialność dla Polski, wymagająca wyczucia i roztropności.
Dobrze więc, że w nowym składzie Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej znalazły się osoby kierujące wspomnianymi wyżej znaczącymi instytucjami, jak Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie czy Jad Waszem, a także przedstawiciele organizacji Romów i innych grup dbających o pamięć ofiar obozu. Uznanie budzi również obecność w Radzie Ronalda Laudera ze Światowego Kongresu Żydów, wielkiego darczyńcy na rzecz upamiętniania Zagłady, członka Rady Muzeum Polin. Znakomicie, że jest w składzie Rady Marian Turski, były więzień obozu Auschwitz-Birkenau. Obecność takich osób nadaje Radzie właściwą wagę i międzynarodowe znaczenie.
Co do nowego przewodniczącego Rady, pana Grzegorza Berendta – to mogę tylko powiedzieć, że to bardzo lojalny współpracownik rządu PiS, zasiada w wielu radach instytucji kultury, które ten rząd powołuje.
Czy pod jego kierownictwem Rada będzie w stanie nawiązać do swoich najlepszych tradycji? Dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau Piotr Cywiński mówił, że dawna MRO stanowiła dla niego wielką pomoc merytoryczną i była „gremium o ogromnym autorytecie, nieporównywalnym z żadnym innym ciałem w kwestii Holokaustu”.
– Przewodniczący MRO powinien spełniać dwa podstawowe warunki: przede wszystkim winien cieszyć się szerokim autorytetem, zwłaszcza wśród osób i grup, które są w Radzie reprezentowane. Powinien też umiejętnie pełnić swoją funkcję, mieć doświadczenie przewodniczenia zróżnicowanym gremiom – to ważna umiejętność, niezbędna, by sprawnie kierować obradami, prowadzić do konsensusu, łagodzić i rozwiązywać możliwe spory. Nie wiem, czy pan Berendt te kompetencje posiada.
Czy kogoś, Pana zdaniem Pana, w obecnej MRO brakuje? Chodzi mi tak o wymiar personalny, jak i merytoryczny.
– Brakuje przede wszystkim znaczących polskich badaczy Zagłady, jak wspomniana przez Panią prof. Barbara Engelking, kierująca Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN. To uczona ciesząca się ogromnym autorytetem na świecie, jej dokonania w dziedzinie badania historii Zagłady są imponujące i zostały docenione oraz uhonorowane licznym nagrodami. Tej miary polskich specjalistów brak w obecnym gremium MRO, co osłabia międzynarodową pozycję Polski.
Mimo to dobrze, że MRO znowu funkcjonuje. Przypomnę, że to ciało doradcze przy premierze RP, czyli wysoko umocowane. Miejmy nadzieję, że pomoże choć w części odbudować straty Polski, które są następstwem niesławnej nowelizacji ustawy o IPN ze stycznia 2018 r., z której ostatecznie rząd, na szczęście, się wycofał.
Wspomniał Pan, że analogiczny problem z brakiem Rady – choć przez krótszy okres – miało Muzeum Polin, którym Pan kierował. Dlaczego tak się działo?
– Sytuacja, w której placówki tej miary, co Muzeum Auschwitz-Birkenau czy Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, nie mają właściwych rad, jest nienormalna i szkodliwa. Dyrektorzy tych instytucji muszą przecież podejmować ważne decyzje dotyczące kierowanej przez siebie placówki. Rada powinna im w tym towarzyszyć, opiniować i doradzać.
Jeśli za zwłokę w powoływaniu MRO odpowiada premier, to z powołaniem Rady Muzeum Polin zwlekał minister kultury. Rada składa się z przedstawicieli trzech instytucji założycielskich muzeum: Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Miasta Stołecznego Warszawy i Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny. Z tego, co mi wiadomo, Miasto Warszawa i Stowarzyszenie ŻIH przedstawiły swoich kandydatów na czas i wielekroć dopominały się o powołanie Rady muzeum. Minister Gliński powołał ją dopiero kilka dni temu.
Szczególnie znacząca w składzie obecnej Rady Muzeum Polin wydaje mi się obecność Bronisława Wildsteina, który wcześniej – jak mi się zdawało – nie przejawiał zainteresowania tą instytucją. Jego udział w tym gremium nabrał nowego znaczenia w kontekście korespondencji elektronicznej, która wyciekła ze skrzynki ministra Michała Dworczyka i została niedawno ujawniona. Korespondencja pana Wildsteina z premierem Morawieckim – której prawdziwości żaden z nich nie zaprzeczył – rzuca nowe światło na to, co w 2018 r. działo się wokół Muzeum Polin – czyli na atak, jaki za pomocą prawicowych mediów rząd PiS przeprowadził na tę placówkę.
W tej korespondencji Bronisław Wildstein miał przekonywać premiera Morawieckiego, że „podstawowy problem, który mamy w stosunkach z Żydami, polega na tym, że kontakty z nimi monopolizują nasi wrogowie”. I dodawał: „Pisząc to, mam na myśli nie tylko formację, którą reprezentujesz, ale do pewnego stopnia cały naród polski”. A wśród tych wrogów narodu polskiego wymieniał: Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN, Żydowski Instytut Historyczny oraz Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. W odpowiedzi Mateusz Morawiecki miał przyznać, że „przeciwnicy bardzo mocno skupili się wokół Polinu czy ŻIHu”. Wildstein radził premierowi: „W tej chwili bezpośrednia presja na te instytucje byłaby przeciwskuteczna, chociaż można zastanowić się, jak to zrobić w dłuższej perspektywie” i miał go zachęcać do „stopniowego wprowadzania do nich innych ludzi”. Czy te zapowiedzi się spełniły?
– Po pierwsze podkreślmy, że świadczy to o zupełnym niezrozumieniu, na czym polega autonomia instytucji nauki i kultury, traktowaniu ich jak kolejne pola do podboju i obsadzenia politycznymi nominatami, których najważniejszą kompetencją jest wierne realizowanie linii partii.
Po drugie sukcesy PiS na tym akurat polu okazały się na szczęście połowiczne. Nowa dyrektor ŻIH została wprawdzie przez ministra kultury mianowana bez konkursu ani nawet konsultacji ze środowiskiem naukowym. Natomiast prof. Engelking nadal prowadzi Centrum Badań nad Zagładą – najważniejszy w Polsce i jeden z najważniejszych w Europie ośrodek badań na ten temat, zaś dyrektor Muzeum Polin został wyłoniony w porozumieniu między trzema założycielami. Choć minister Gliński bezprawnie zignorował wynik konkursu na to stanowisko – to, że nie podobało mu się, iż ja ten konkurs wygrałem, nie jest przecież żadnym uzasadnieniem – to nie udało mu się wstawić tam politycznego nominata.
Nawiążę jeszcze raz do zdania Bronisława Wildsteina. „Podstawowy problem, który mamy w stosunkach z Żydami, polega na tym, że kontakty z nimi monopolizują nasi wrogowie” – miał pisać publicysta do premiera RP, dodając wyjaśnienie: „Mam na myśli nie tylko formację, którą reprezentujesz, ale do pewnego stopnia cały naród polski”. To Pan kierował wówczas Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. Jak skomentowałby Pan tę opinię?
– Nazywanie kierownictw wspomnianych instytucji wrogami narodu polskiego jest skandaliczne i świadczy tylko o autorze tych słów, a nie o osobach, które oczerniał. Jestem zaszczycony, że znalazłem się w tym zdaniu w towarzystwie tak poważnych, zasłużonych i szanownych osób jak prof. Barbara Engelking i prof. Paweł Śpiewak – ówczesny dyrektor ŻIH.
Katarzyna Jabłońska
absolwentka Wydziału Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, krytyk filmowy. Redaktor kwartalnika „Więź”, w latach 1997-2017 była sekretarzem redakcji. Współautorka felietonu filmowego „Ksiądz z kobietą w kinie” (z ks. Andrzejem Lutrem). Współautorka i współredaktorka książek, m.in. „Szału nie ma, jest rak” i „Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby” (z ks. Janem Kaczkowskim), „Wyzywająca miłość. Chrześcijanie a homoseksualizm”, „Między konfesjonałem a kozetką”. Należy do Zespołu Laboratorium „Więzi”.
Polecamy książki Katarzyny Jabłońskiej
- Jan Kaczkowski, Katarzyna Jabłońska Szału nie ma, jest rak
- Jan Kaczkowski, Katarzyna Jabłońska Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby