Zagłada Ormian - Turcja 2015

Ludobójstwo, o którym nie wolno mówić

Ormianka klęcząca obok martwego dziecka na polach śmierci w rejonie Aleppo, rok 1915

Ormianka klęcząca obok martwego dziecka na polach śmierci w rejonie Aleppo, rok 1915

Źródło: "Więź" 24 IV 2020

Paweł Średziński

105 lat temu Turcja przystąpiła do eksterminacji ludności ormiańskiej w granicach ówczesnego imperium osmańskiego. Ofiarami tureckiej zbrodni zostali także Asyryjczycy i Grecy. Do dziś tureckie władze nie przeprosiły za zbrodnię. Za to na dużą skalę rozwinęły działalność, która ma zatrzeć pamięć o wydarzeniach z 1915 roku.

„Ach ileż okropności widziano w tych smutnych czasach! I ileż potwornych osobistości w nich się ujawniło!” (J. Rhetore, „Chrześcijanie na pożarcie bestiom”, Warszawa 2019, s. 116)

Tegoroczne obchody pamięci ofiar nie były masowe. Przeszkodziły w tym koronawirus i narodowa kwarantanna w Armenii, gdzie co roku pod pomnikiem ofiar odbywały się doroczne uroczystości. Memoriał został zlokalizowany w wyjątkowym miejscu – rozciąga się stąd widok na górę Ararart i Armenię Zachodnią, ziemię przez wieki zamieszkaną przez Ormian, skąd zostali definitywnie wypędzeni w 1915 r.

O ludobójstwie nazywanym Sejfo, czyli miecz, pamiętają również Asyryjczycy, którzy schronili się w północno-wschodniej Syrii. Są mniej znani niż Ormianie, chociaż ich historia również sięga starożytności. Stali się mimowolnymi ofiarami tureckiego planu oczyszczenia Turcji z ormiańskiej społeczności. Wielu z nich miało spoglądać po latach w stronę tureckiej granicy, wyrażając tęsknotę za utraconym domem. Początek

24 kwietnia 1915 r. zaczęła się operacja prowadzona z wyjątkową konsekwencją przez triumwirat sprawujący władzę nad Turcją w czasie pierwszej wojny światowej. Talaat, Enwer i Dżemal Pasza uznawani są za głównych architektów zbrodni. Tego dnia przez Konstantynopol przetoczyła się fala aresztowań przedstawicieli ormiańskich elit intelektualnych. Wielu z nich miało już nie wrócić na wolność. Tureckie władze przystępując do ludobójstwa wszędzie powtarzały ten sam schemat.

Yves Ternon w swojej pracy poświęconej Ormianom pisał: „najpierw władze kazały oddać broń zarówno muzułmanom, jak i chrześcijanom; następnie uznawano, że Ormianie niedostatecznie wywiązali się z tego obowiązku, co pozwalało zaaresztować pod pretekstem ukrywania broni miejscową elitę – to znaczy przywódców politycznych i duchownych, intelektualistów oraz osoby zamożne. Następnie poddawano ich torturom, w nadziei na wymuszenie zeznań, które wraz z ukrywaną bronią dostarczyłyby dowodu na istnienie ormiańskiego spisku. Potem mordowano grupami poza miastem, tak samo jak ormiańskich żołnierzy. Wówczas nadchodził «rozkaz deportacji», (…) który zawsze pozostawiał wychodźcom bardzo mało czasu. Rodzinom ormiańskim musiało wystarczyć zaledwie kilka godzin, czasem parę dni. (…) Kiedy już zgromadzono ormiańską ludność selekcjonowano sprawnych mężczyzn, by w małych grupach wysyłać ich w podmiejskie okolice i tam zamordować. Kobiety, starców i dzieci organizowano w konwoje”.

Pretekstem do rzezi stały się obawy o lojalność Ormian w obliczu wojny. Z Zakaukazia rozwinął się front, na którego linii walczyły wojska rosyjskie. Chociaż car Rosji nie zamierzał obdarować Ormian niepodległością w ramach swojego państwa, to Petersburg prowadził podwójną grę. Z jednej strony robił nadzieje na wyzwolenie się spod zależności tureckiej, z drugiej nie ujawniał samym zainteresowanym swoich rzeczywistych intencji. A te dotyczyły przejęcia kontroli nad Konstantynopolem i cieśninami czarnomorskimi. Rozbudzone nadzieje Ormian na niezależny byt, a przynajmniej na autonomię, były zapalnikiem, który odbezpieczył mechanizm zbrodni. Ostateczne rozwiązanie kwestii ormiańskiej

Już wcześniej państwa europejskie zobowiązywały Turcję do załatwienia kwestii ormiańskiej i zabezpieczenia interesów tej społeczności we wschodnich prowincjach imperium osmańskiego. Jednak ani sułtan Abdülhamid II, ani młodoturcy, którzy odebrali władzę sułtanowi, nie zrobili praktycznie nic, aby podjąć niezbędny dialog. W zamian Ormianie zostali zmasakrowani najpierw w czasach sułtana, w latach 1895-1896 – zginęło wtedy 200 tys. chrześcijan, a następnie w 1909 roku, kiedy doszło do pogromu Ormian w Adanie już po młodotureckiej rewolucji.

Tureckie władze znajdowały się w sytuacji uzależnienia od europejskiego kapitału, państwo było pogrążone w długach wobec zagranicznych wierzycieli. Szansę na wyrwanie się z tego układu dostrzegli w rozpoczynającej się pierwszej wojnie światowej. Stanęli w niej po stronie Niemiec, które już wcześniej szkoliły i doposażały Turków. Sojusz z państwami centralnymi anulował długi. Z kolei Niemcy i Austro-Węgry zyskiwały ważnego sojusznika, który odciążał inne fronty wielkiej wojny. Ceną za to okazało się cierpienie ofiar ludobójstwa, na które Berlin postanowił przymknąć oko.

Ormianie byli solą w oku Talaata, Enwera i Dżemala. W 1915 r. sytuacja wydawała się sprzyjać ostatecznemu rozwiązaniu tej kwestii. Pod hasłem zabezpieczania terenów przyfrontowych dochodziło do kolejnych aresztowań, egzekucji i formowania karawan śmierci, które tworzyli przesiedlani Ormianie, oszczędzeni z racji płci lub wieku. Cała operacja była pomyślana w taki sposób, aby jak najmniej osób dotarło na syryjskie pustkowia, gdzie ostatni ocaleni mieli dokonać swojego losu. Po drodze ci, którzy nie mogli iść dalej albo próbowali ucieczki, ginęli z rąk tureckiej eskorty. Jeszcze częściej umierali z głodu i wycieńczenia, i z rąk kurdyjskich watażków atakujących za przyzwoleniem tureckich władz ormiańskie konwoje. Kobiety były gwałcone i porywane. Dzieci zabierano do tureckich i kurdyjskich domów.

Cała operacja była pomyślana w taki sposób, aby jak najmniej osób dotarło na syryjskie pustkowia, gdzie ostatni ocaleni mieli dokonać swojego losu. Po drodze ci, którzy nie mogli iść dalej albo próbowali ucieczki, ginęli z rąk tureckiej eskorty

W ten sposób pod pretekstem przesiedleń dokonał się los półtora miliona Ormian w Turcji. Nikt nie spisywał ofiar. Nikt nie prowadził statystyk. Ormianie mieli zniknąć nie tylko z Turcji, lecz także z tureckiej historii. Turcja do dziś broni swojej wersji historii. Protestuje przeciwko nazywaniu wydarzeń z lat 1915-1923 ludobójstwem. W końcu tureckie władze miały tylko przesiedlać. Ale już w tym miejscu pojawia się poważna nieścisłość. Skoro przesiedlenie dotyczyły strefy przyfrontowej, to dlaczego objęły wspólnoty Ormian zamieszkujących w innych, położonych z daleka od strefy walk, rejonach Turcji?

Ludobójstwo Ormian oznaczało przyzwolenie na eksterminację Asyryjczyków. Turcy i w tym przypadku najpierw prosili o oddanie broni, a następnie znikali, umożliwiając kurdyjskim sąsiadom dokonanie grabieży. Znikały całe wsie Asyryjczyków. Pozostała garstka ocalonych. Przez wiele lat zapamiętywała i spisywała relacje z ludobójstwa. Stały się one świadectwem niewyobrażalnej zbrodni, w którą trudno było uwierzyć. Ponad dwa miliony ofiar nie doczekało się do dziś żadnej formy zadośćuczynienia. Turcja nie chce przyznać się do zbrodni

Tymczasem Turcja, która na początku lat dwudziestych, stała się nową republiką, od samego początku negowała zbrodnię, której dokonały jej poprzednie władze. Odcinała się od 1915 r., sugerując, że nie ponosi odpowiedzialności za działania podejmowane przez wielonarodowe Imperium Osmańskie.

Czym jednak było to państwo, jeśli nie imperium tureckim, rządzonym przez młodoturków, z których dziedzictwem związany był twórca nowej Turcji Mustafa Kemal Pasza? Dlaczego kemalistowska Turcja upamiętniła jako bohatera Talaata Paszę, skazanego zaocznie na śmierć przez sąd tuż po zakończeniu pierwszej wojny światowej? I jaki był powód rehabilitacji osób odpowiedzialnych za wykonywanie i realizację rozkazów dotyczących antyormiańskiej akcji?

Przez kolejne dekady tureckie władze wyspecjalizowały się w obronie przed zarzutami o ludobójstwo. Pozyskując niektórych zachodnich historyków, wnosząc protesty do władz poszczególnych krajów o to, że ktoś nadał ulicy we Francji nazwę 24 kwietnia 1915 r., blokując produkcję filmów poświęconych ludobójstwu, zakazując książek, w tym „40 dni Musa Dah” żydowskiego pisarza Franza Werfla, a wreszcie odwołując swojego ambasadora, po tym jak papież Franciszek nazwał wydarzenia z 1915 r. ludobójstwem.

Część państw już uznała to, co wydarzało się 105 lat temu za ludobójstwo. Jednak Turcja do dziś nie wyraża gotowości do pojednania, szczerego „przepraszam”, a jej obywatele, którym wstyd jest za taką postawę tureckich władz, ogłaszani są wrogami Turcji zniesławiającymi dobre imię tego kraju. Tureckie władze korzystają ze statusu średniej potęgi, z którą trzeba negocjować, ponieważ dysponuje kluczami do stabilizacji w regionie Bliskiego Wschodu.

Zbrodnia z 1915 roku była czymś niewyobrażalnym. Tak trudnym do pojęcia, że jej świadek pisał: „Każdy język kapituluje przed opisaniem rozmiaru nieszczęść. Wieści dochodzące co chwile o karawanach śmierci wprawiają człowieka w osłupienie, wywołują zawrót głowy i mdłości. (…) Jestem absolutnie przekonany, że dzieci i wnukowie tych, którzy ocaleli, będą mieli wątpliwości, co do tak daleko posuniętej podłości człowieka i jego zwyrodniałości, mogą zarzucić mi wyolbrzymienie faktów. Wyznaję też, że każde barbarzyństwo należy nie tylko potępić, lecz trzeba widzieć na czym ono polega i czym grozi, a na naszym konkretnym przykładzie trzeba wiedzieć jak przebiegało i jakie były jego skutki dla bytu narodu i jego przyszłości. Wiedza o tym jest konieczna i ważna, aby podobna tragedia nie powtórzyła się ani tutaj, ani gdzie indziej”.

Ormianie i Asyryjczycy wciąż przekazują kolejnym pokoleniom gorzkie doświadczenie zagłady. Turcja zaprzecza swojej winie, a ostatni świadkowie zbrodni odeszli z tego świata.

Paweł Średziński – ur. 1978, doktor nauk humanistycznych, dziennikarz, miłośnik przyrody. Swoją przygodę z ochroną przyrody zaczął w połowie lat 90., jako wolontariusz w Białowieskim Parku Narodowym. Obecnie wspiera działania Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. Ostatnio napisał książkę „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma” (Wydawnictwo Paśny Buriat 2020)