Czy getta były formą samorządu?

„Do Rzeczy” i „Do Rzeczy Historia” zorganizowały we wtorek konferencję „Polska hekatomba i walka z polonofobią. Jak skutecznie bronić polskiej pamięci”.

Getto warszawskie

Getto warszawskie

wyborcza.pl

„Do Rzeczy” i „Do Rzeczy Historia” zorganizowały we wtorek konferencję „Polska hekatomba i walka z polonofobią. Jak skutecznie bronić polskiej pamięci”.

Getta jako "samorządy z burmistrzami"

„Bierność i posłuszeństwo - czy Holocaust mógł mieć inną skalę” - to tytuł jednego z paneli. Oprócz dr Ewy Kurek udział wzięli w nim prof. Bogdan Musiał (IPN), Tadeusz Płużański (publicysta, prezes fundacji „Łączka”), dr Tomasz Sommer („Najwyższy Czas”) i dr Piotr Gontarczyk (IPN). Dyskusję prowadził Wojciech Wybranowski („Do Rzeczy”).

  • Dla polskich Żydów Niemcy byli zawsze bliżej kulturowo przez jidysz - Kurek szukała uzasadnienia tezy o "biernej postawie" Żydów. Ignorując działalność ŻOB (Żydowskiej Organizacji Bojowej) i powstanie w getcie warszawskim, stwierdziła, że przez pięć lat wojny wśród Żydów nie narodziła się idea walki. Podkreślała, że niewielka liczba Żydów weszła we wrześniu 1939 r. do konspiracji. Szukała przyczyn politycznych, sugerując rozczarowanie społeczności żydowskiej brakiem autonomii w międzywojennej Polsce.
  • Mówiąc o przewodniczących Judenratów (powoływanej przez Niemców administracji getta, która musiała wykonywać ich rozkazy), Kurek posługiwała się określeniem „burmistrzowie”. O krok dalej poszedł Tomasz Sommer, bo getta wprost określił jako „organizacje parapaństwowe”, które bez sprzeciwu realizowały wytyczne państwa niemieckiego. Powtórzył to Płużański, nazywając getta samorządami i lansując tezę, że Polacy na początku okupacji cierpieli w związku z tym bardziej. - Gdyby nie kolaboracja żydowskiej administracji, Holocaust mógłby mieć inny kształt - podsumowywała Kurek.

Tezy Kurek, Sommera i Płużańskiego nie są nowe. Badaczka zawarła je w wydanej w 2006 r. książce „Poza granicą solidarności. Stosunki polsko-żydowskie 1939-1945". W 2017 roku w „Gazecie Polskiej” opublikował je też historyk IPN dr Tomasz Panfil (Instytut odcinał się od jego słów).

Podczas dyskusji tezy przedmówców próbował prostować prof. Bogdan Musiał, wyraźnie zaznaczając, że Judenraty nie były samorządami.

Getta były elementem wprowadzania polityki eksterminacyjnej

O komentarz poprosiliśmy dr Katarzynę Person, historyczkę z Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie, koordynatorkę projektu pełnego wydania Podziemnego Archiwum Getta Warszawskiego, autorkę m.in. monografii „Policjanci. Wizerunek żydowskiej Służby Porządkowej w getcie warszawskim”. - Określenie gett jako przestrzeni żydowskiej autonomii było częścią nazistowskiej propagandy antysemickiej i miało na celu stworzenie złudzenia (wykorzystywanego często w niemieckiej prasie gadzinowej), że to Żydzi są odpowiedzialni za panujące w gettach warunki życia: za potworne przeludnienie, głód i choroby i że odseparowanie ich od reszty miasta jest zasadne - mówi nam dr Person. - W rzeczywistości tak oczywiście nie było. Rady Żydowskie (Judenraty) miały bardzo ograniczoną możliwość działania - i to wyłącznie w ramach zarysowanych przez nazistów. Głównym powodem ich powstania było wypełnianie nazistowskich rozkazów, np. dostarczanie kontyngentów robotników przymusowych. Nieprzestrzeganie tych zarządzeń wiązało się zawsze z konsekwencjami dla całego getta. Getta nie były więc samorządnymi dzielnicami, były elementem wprowadzania polityki eksterminacyjnej. Mówienie o autonomii jest nieporozumieniem

Maria Ferenc z Żydowskiego Instytutu Historycznego przypomina w rozmowie z „Wyborczą”, że na każdym etapie Zagłady Niemcy wykorzystywali żydowskie ofiary do realizacji swoich planów. - Utworzenie Judenratów i gett jest jednym z wielu przykładów tego typu działań. Celem okupanta było oddzielenie Żydów od reszty społeczeństwa, potem stworzenie warunków życia, które dla wielu osób będą nie do zniesienia, a następnie systematyczne wymordowanie całej żydowskiej społeczności. Rady żydowskie reprezentowały Żydów w kontaktach z Niemcami, ale ich sprawczość była niezwykle ograniczona.

Badaczka odwołuje się też do dziennika Adama Czerniakowa, prezesa warszawskiej Rady Żydowskiej. - Każdy czytelnik tego dokumentu zrozumie, jak niewielkie były jego możliwości, jak sfrustrowany i zrozpaczony był Czerniaków. W wielu miejscowościach Rady Żydowskie powoływano ad hoc, w ciągu jednego dnia, niekiedy przymuszając osoby do wejścia w ich skład. Niektórzy członkowie gettowej administracji mieli nadzieję, że uda im się zdziałać coś dla swojej społeczności (i bywali za to krytykowani przez żydowskie podziemie czy działaczy społecznych). Choć zdarzały się przypadki kolaboracji, to w większości przypadków sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. A mówienie o "autonomii" w odniesieniu do gett, jest co najmniej nieporozumieniem.

Źródło: wyborcza.pl

Więcej: