"Klucze i kasa" - o mieniu żydowskim w Polsce w latach 1939-1950
Pewna część Polaków znalazła się wśród beneficjentów holokaustu - uważają Jan Grabowski i Dariusz Libionka
12/07/2016 | Na stronie od 12/07/2016
Żródło: Dzieje.pl, aktualizacja: 12.07.2016, publikacja: 05.10.2014.
Jan Grabowski i Dariusz Libionka
Stosunek polskiego społeczeństwa do Zagłady Żydów miał silne uwarunkowania ekonomiczne, pewna część Polaków znalazła się wśród beneficjentów holokaustu - uważają Jan Grabowski i Dariusz Libionka, redaktorzy niedawno wydanej książki "Klucze i kasa".
Tytuł książki to cytat z napisanego po wojnie eseju Kazimierza Wyki: "Na Niemców wina i zbrodnia, dla nas klucze i kasa" opisującego postawę Polaków wobec Zagłady Żydów.
Jan Grabowski: Na książkę składa się 12 artykułów różnych autorów pokazujących różne aspekty losów żydowskiego mienia w Polsce pod okupacją niemiecką i wczesnych latach powojennych. Zebrane razem dają pewien obraz: żądza grabieży, chęć posiadania żydowskiego dobra była czymś powszechnym w polskim społeczeństwie, poczynając od części elit inteligenckich, po tak zwane doły społeczne. Szerokie rzesze polskiego społeczeństwa stały się beneficjentami wymordowania polskich Żydów.
PAP: Postawienie w jednym zdaniu "żądzy grabieży" i "chęci posiadania" odczuwam jako pewne nadużycie. Inna jest kwalifikacja moralna odczuwania chciwości, inna - kradzieży, jeszcze inna - zabójstwa na tle rabunkowym.
Jan Grabowski: Na książkę składa się 12 artykułów różnych autorów pokazujących różne aspekty losów żydowskiego mienia w Polsce pod okupacją niemiecką i wczesnych latach powojennych. Zebrane razem dają pewien obraz: żądza grabieży, chęć posiadania żydowskiego dobra była czymś powszechnym w polskim społeczeństwie, poczynając od części elit inteligenckich, po tak zwane doły społeczne.
Jan Grabowski: Dlaczego nadużycie? Tak właśnie się działo. Byli tacy, którzy rabowali mordując i tacy, którzy robili to w sposób bardziej delikatny i subtelny. Jedni zabijali przechowywanych Żydów, gdy kończyły się im pieniądze na zapłatę, inni w takiej sytuacji wydawali ich Niemcom, jeszcze inni kasowali żydowskie wierzytelności albo nie oddawali Żydom długów. Motywem wszystkich tych zachowań była chciwość, a ich efektem - wzbogacenie się na cudzym nieszczęściu.
PAP: Na początku 1940 roku w Generalnej Guberni, bo tego obszaru dotyczą artykuły zebrane w "Kluczach i kasie", mieszkało ponad 2 mln Żydów. Dysponowali oni pewnym majątkiem, nieruchomościami, miejscami pracy. Co się działo dalej?
Jan Grabowski: Dalej miała miejsce grabież na skalę bezprecedensową, biorąc pod uwagę szybkość i dokładność działania a także jego skuteczność. To Niemcy byli autorami tego systemu grabieży - nie ma co do tego wątpliwości, co wielokrotnie w książce podkreślane jest w różnych miejscach. Celem Niemców było zagarnięcie całego majątku Żydów, ale fizycznie nie byli oni w stanie tego zrobić, nie mogli wszystkiego dopilnować. 24 stycznia 1940 roku ogłoszono ordynację o obowiązku rejestrowania własności żydowskiej - trzeba było zgłaszać nie tylko fabryki i domy, ale także meble, biżuterię osobistą. Niedopełnienie tego obowiązku karane było śmiercią. Najpierw zabrano się za zasoby gotówki w bankach, które były najprostsze do +zabezpieczenia+ z niemieckiego punktu widzenia, potem - za fabryki, zakłady, kamienice. Często dostawały się one pod zarząd urzędów powierniczych, w których bardzo często zasiadali Polacy. I Polacy często korzystali na tych przekształceniach - zyskiwali na przykład miejsca pracy.
Dariusz Libionka: Majątkiem żydowskim zarządzają Niemcy, lecz od razu pojawia się szara strefa, w której funkcjonują zarówno Polacy i Niemcy, jak i Żydzi. W Warszawie cezurą było powstanie warszawskiego getta i przeniesienie do niego rzesz Żydów z małych miejscowości spod stolicy. Wiązało się to z przejmowaniem części pozostawionego przez nich mienia. Na większą skalę sytuacja powtórzyła się w okresie likwidacji gett w 1942 roku. Z różnych źródeł wiemy, co działo się w okresie deportowania ich mieszkańców. Przeważnie nieopodal stały już furmanki, a na nich okoliczna ludność czekająca tylko na możliwość rozpoczęcia plądrowania. Zabierano dosłownie wszystko, łącznie z futrynami drzwi.
PAP: Czy Panowie wyobrażają sobie jakiś inny scenariusz? Że getta pozostają opuszczone przez mieszkańców i nietknięte? Warsztaty szewców, krawców, dekarzy stoją puste a życie toczy się dalej?
Dariusz Libionka: Trzeba pamiętać, że grabieże i mordy były ze sobą ściśle powiązane. Zabijano, aby ograbić, ograbienie równoznaczne było ze skazaniem na śmierć. Charakterystyczne, że prasa AK-owska dostrzegała ten problem, potępiała takie zachowania, ale były one - mam na myśli rabunki i szantaże - tak powszechne, że nie dawało się nad tym zapanować.
Dariusz Libionka: Nie. Myślę, że tak się stać musiało, zajmowanie mienia pożydowskiego było nieuchronne w warunkach okupacyjnej biedy i wojennej demoralizacji.
Jan Grabowski: Ale jednak znany z wielu żydowskich relacji motyw kierowanych do nich próśb aryjskich sąsiadów, żeby przed śmiercią oddali spodnie i buty, bo im już i tak nie będą do niczego potrzebne, nieco wykracza poza kanon zachowań nieuchronnych.
PAP: Takie zachowania są paskudne, ale nie zbrodnicze.
Jan Grabowski: Ja to postrzegam jako współudział w zbrodni. Trzeba pamiętać, że dla Żydów podczas okupacji każda marynarka oznaczała konkretny czas ukrywania się, była opłatą za życie. Odbierając tym ludziom ostatnie łachy odbierano im także szansę przeżycia. Dla aryjskich sąsiadów Żydzi w pewnym momencie stali się "nieboszczykami na urlopie", ludźmi nieuchronnie skazanymi na śmierć, których mienie stało się nagle bezpańskie. Nie jest zadaniem historyka ocena moralna tych zachowań, tylko przedstawienie jak to wyglądało. Interpretację pozostawmy czytelnikom.
Dariusz Libionka: Trzeba pamiętać, że grabieże i mordy były ze sobą ściśle powiązane. Zabijano, aby ograbić, ograbienie równoznaczne było ze skazaniem na śmierć. Charakterystyczne, że prasa AK-owska dostrzegała ten problem, potępiała takie zachowania, ale były one - mam na myśli rabunki i szantaże - tak powszechne, że nie dawało się nad tym zapanować. W zupełnie innym tonie o losie Żydów i żydowskiego mienia wypowiadała się natomiast podziemna prasa prawicowa związana z przedwojenną endecją i Obozem Narodowo-Radykalnym, a podczas okupacji z Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Ta formacja także nienawidziła Niemców, ale uważała za wielkie szczęście, że, jak pisano, "nasi wrogowie wykańczają naszego innego wroga". Już w 1940 roku dostrzegano, że dokonuje się wielka zmiana w strukturze społecznej, Polacy masowo zajmują miejsca po Żydach w handlu, rzemiośle, zmienia się obraz funkcjonowania gospodarki. Nie tylko zresztą prawicowa prasa jeszcze przed wymordowaniem Żydów zgadzała się, że nie może być powrotu do stanu sprzed wojny - to, co Polacy przejęli powinno pozostać w ich rękach.
PAP: Czy próbowano oszacować, jakie sumy przeszły podczas okupacji na własność Polaków z majątku należącego przed wojną do Żydów?
Jan Grabowski:Takich obliczeń dokonano we Francji, w odniesieniu do tamtejszych realiów. Wyszło, że majątek pożydowski, na którym skorzystali aryjscy Francuzi, to ponad 1, 3 mld dolarów. W Polsce takie szacunki nie będą raczej możliwe do przeprowadzenia. Kwestia nieruchomości, wierzytelności, dóbr, które wyszabrowano z gett jest zupełnie nie do oceniania, nie do oszacowania.
Janusz Grabowski: Od kilku lat zaczyna dominować pogląd, że podczas okupacji Polacy zachowywali się wyjątkowo moralnie. Szacuje się, że w odniesieniu do Zagłady 10 proc. społeczeństwa kolaborowało z Niemcami, 10 proc. angażowało się w pomoc Żydom, a reszta była obojętna. Tak niestety nie było i to właśnie z przyczyn ekonomicznych. Wielu Żydów życzyłoby sobie, żeby więcej było tej obojętności na ich los u Polaków.
PAP: Z książki "Klucze i kasa" wyłania się obraz polskiego społeczeństwa, które ekonomicznie dużym stopniu skorzystało na żydowskim nieszczęściu. Czy powinniśmy się czuć z tego powodu winni?
Jan Grabowski: Nie chcę wyrokować, czy powinniśmy mieć poczucie winy. Pewne jest, że poczucie pewnego rodzaju zagrożenia, płynące ze świadomości, że zyskało się na cudzym nieszczęściu, jest u Polaków zauważalne po dziś dzień, choć mało się o tym mówi. Wystarczy pojechać na wschód od Warszawy, gdzie przed wojną ludność małych miasteczek była w ogromnym procencie żydowska i próbować sfotografować jakiś dom. Reakcje mieszkańców są zastanawiające - pierwszą myślą jest przypuszczenie, że to żydowski spadkobierca wraca po swoje i należy go przegonić. Coś więc jest na rzeczy.
PAP: Powinniśmy z niepokojem patrzeć na każda szafę po babci i zastanawiać się nad jej pochodzeniem?
Jan Grabowski: Taka refleksja nie byłaby czymś niepożądanym. Od kilku lat zaczyna dominować pogląd, że podczas okupacji Polacy zachowywali się wyjątkowo moralnie. Szacuje się, że w odniesieniu do Zagłady 10 proc. społeczeństwa kolaborowało z Niemcami, 10 proc. angażowało się w pomoc Żydom, a reszta była obojętna. Tak niestety nie było i to właśnie z przyczyn ekonomicznych. Wielu Żydów życzyłoby sobie, żeby więcej było tej obojętności na ich los u Polaków.
Książka "Klucze i kasa" ukazała się nakładem Centrum Badań nad Zagładą Żydów. (PAP)
aszw/ pz/