Wyrok w procesie prof. Engelking i prof. Grabowskiego to ostrzeżenie

Prof. Jan Grabowski. Fot. Adrian Grycuk / Barbara Engelking. Fot. Centrum Badań nad Zagładą Żydów

Prof. Jan Grabowski. Fot. Adrian Grycuk / Barbara Engelking. Fot. Centrum Badań nad Zagładą Żydów

Źródło: "Więź" 23 ltego 2021

Agnieszka Magdziak-Miszewska

Polityka historyczna PiS opiera się na mitach, półprawdach, przemilczeniach i zwyczajnych kłamstwach. Heroiczna wersja polskiej historii ma tworzyć dumną wspólnotę, gotową do stygmatyzacji, wykluczenia i ukarania każdego, kto ośmiela się wskazywać fakty niezgodne z oficjalną wersją.

Podstawy polskiej polityki historycznej stworzyli w latach 2003-2007 młodzi konserwatyści (między innymi: Marek Cichocki, Dariusz Gawin, Dariusz Karłowicz, Tomasz Merta i Kazimierz Ujazdowski), mniej lub bardziej związani z Prawem i Sprawiedliwością, zwłaszcza ze śp. Lechem Kaczyńskim.

Zarzucali oni twórcom III Rzeczypospolitej odrzucenie polskiej historii i tradycji na rzecz technokratycznych metod zarządzania państwem i społeczeństwem. Rezultatem był, ich zdaniem, zanik polskiej wspólnoty oraz „trybalizacja narodu”.

Proces Engelking i Grabowskiego to modelowy przykład dyscyplinowania wybitnych historyków Zagłady

Agnieszka Magdziak-Miszewska

Grupa za cel postawiła sobie zatem odbudowę „wspólnoty narodowej”, a za właściwą metodę uznała edukację historyczną wspieraną przez instytucje państwa. Właściwą, czyli budującą poczucie dumy z własnej historii i narodowej tradycji.

Ci młodzi konserwatyści podkreślali jednocześnie, że przekaz kierowany do Polaków musi opierać się na faktach i nie pomijać (choć też „przesadnie nie uwypuklać”) wstydliwych kart polskiej historii. Nie zgadzali się na infantylizację, trywializację i natręctwo przekazu prowadzącego do „intelektualnego pałkarstwa” (określenie Dariusza Gawina).

Najważniejszymi projektami tak pojmowanej polityki historycznej, zrealizowanymi przez Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy, a później Polski, były: Muzeum Powstania Warszawskiego, decyzja o partnerstwie publiczno-prywatnym pomiędzy miastem, Ministerstwem KiDN i Stowarzyszeniem ŻIH (co umożliwiło powstanie Muzeum Polin) oraz cykl Polscy Sprawiedliwi – nie tylko przywracający pamięć o nich, ale też zrównujący ich odwagę z bohaterstwem żołnierzy i funkcjonariuszy podziemnego państwa polskiego.

Wraz ze śmiercią prezydenta Kaczyńskiego polska polityka historyczna w takim kształcie została odesłana do lamusa.

Na straży „wspólnoty dumy”

Za ojca chrzestnego tej prowadzonej obecnie przez państwo PiS należy uznać prof. Andrzeja Nowaka (notabene członka zarządu powstałej w 2013 roku Reduty Obrony Dobrego Imienia), który w głośnym artykule „Westerplatte czy Jedwabne” (2001) przeciwstawił „wspólnotę dumy” „wspólnocie wstydu”. Twierdził, że nawet przekaz zmitologizowany (Westerplatte) tworzy wspólnotę i „prowadzi do prawdy”, podczas gdy „przekaz wstydu” (Jedwabne) nie tylko wspólnoty nie tworzy, ale wręcz ją zabija.

Kolejnym elementem nowego przekazu jest – strywializowana i zinfantylizowana – teza Marka Cichockiego o polityce historycznej jako niezbędnym instrumencie polityki zagranicznej państwa.

Powiedzmy otwarcie: polityka historyczna PiS oparta jest na mitach, półprawdach, przemilczeniach i zwyczajnych kłamstwach. Heroiczna wersja polskiej historii, zwłaszcza najnowszej, ma już nie tylko tworzyć wspólnotę słusznie dumną z odziedziczonej tradycji, ale także gotową do stygmatyzacji, wykluczenia i ukarania każdego, kto ośmiela się ją kwestionować lub wskazywać fakty niezgodne z oficjalną wersją.

Nieodzownym elementem polityki historycznej PiS stały się na przykład rozsyłane na placówki listy proskrypcyjne z nazwiskami „niezapraszalnych” pisarzy, artystów i naukowców oraz nałożony na dyplomatów obowiązek rzucania się do gardła każdemu, kto ośmieli się zakwestionować bezgrzeszność Rzeczypospolitej w stosunku do Ukraińców, Białorusinów, Niemców, a przede wszystkim Żydów.

Najważniejszymi instrumentami kształtującymi państwową politykę historyczną są zawłaszczone przez partię rządzącą media (na czele z tzw. telewizją publiczną), Instytut Pamięci Narodowej, Fundacja Narodowa i finansowane z budżetu państwa Reduta Obrony Dobrego Imienia, media Tadeusza Rydzyka, wspierające politykę rządu gazety, tygodniki i portale internetowe, a także… prokuratura i sądy. Wszystkie te instytucje stoją dziś na straży „narodowej tożsamości” i „dobrego imienia Narodu Polskiego” (koniecznie wielką literą).

Znaleźć sposób

Sam rząd zresztą nie zrezygnował z sięgania po środki dyscyplinujące nieprawomyślnych badaczy i publicystów, mimo że pod międzynarodową presją musiał wycofać się z ich formalnego karania i w czerwcu 2018 roku ponownie znowelizować, znowelizowaną trzy miesiące wcześniej, ustawę o IPN.

Proces wytoczony prof. Barbarze Engelking i prof. Janowi Grabowskiemu, redaktorom wydanej w 2018 roku pracy zbiorowej „Dalej jest noc. Losy Żydów na wybranych terenach okupowanej Polski” stanowi przecież modelowy przykład dyscyplinowania cieszących się międzynarodowym uznaniem wybitnych historyków Zagłady.

Książka znalazła się na celowniku IPN i propisowskiej prasy w momencie ukazania się. Skoro państwo nie mogło już automatycznie ścigać i karać badaczy za przedstawianie faktów niezgodnych z oficjalną wersją o masowej pomocy udzielanej Żydom przez setki tysięcy ich polskich współobywateli, należało znaleźć inny sposób, by postawić dwójkę badaczy przed sądem.

W tym celu trzeba było nie tylko dokładnie przeczytać dwutomowe dzieło, ale też przede wszystkim zapoznać się z ogromem przypisów odnoszących się do źródeł, następnie skrupulatnie przestudiować same źródła. Oczywiście w poszukiwaniu jakiejkolwiek nieścisłości. Czy wyobrażacie sobie państwo tę mrówczą pracę?

Wreszcie sukces, i to w rozdziale pisanym przez prof. Engelking, szefową Centrum Badań nad Zagładą Żydów! W krótkim akapicie dotyczącym losów Estery Drogickiej pomyliła ona sołtysa Edwarda Malinowskiego z innym Edwardem Malinowskim, mieszkańcem tej samej wsi (co zresztą dla sprawy nie ma żadnego znaczenia).

Co więcej, okazało się, że żyje jeszcze osiemdziesięcioletnia bratanica sołtysa, która dowiedziawszy się z audycji radiowej, że jej stryj miałby brać udział w denuncjacji ukrywających się Żydów, gotowa jest wytoczyć proces Engelking i Grabowskiemu. Będzie domagać się przeprosin za pomówienie krewnego, obrazę dobrego imienia Narodu Polskiego oraz polskiej tożsamości narodowej i stu tysięcy złotych odszkodowania. Chętnie też skorzysta, a jakże, z pomocy Reduty Obrony Dobrego Imienia.

Rozstrzygać historię na sali sądowej?

Proces rozpoczął się w październiku 2019 roku. Szybko stał się wydarzeniem międzynarodowym – w obronie pozwanych stanęły wszystkie liczące się instytucje zajmujące się dziejami Zagłady, stowarzyszenia historyków i ocalonych z Holokaustu. Sprawę szeroko komentowała prasa w Izraelu, Europie, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Podobnie w Polsce. Kwestionowano przede wszystkim metodę: rozstrzygania wątpliwości historycznych na drodze procesu sądowego, a nie merytorycznej dyskusji.

Członkowie Towarzystwa Przyjaźni Izrael – Polska, niezwykle zasłużonego dla stosunków polsko-żydowskich i polsko-izraelskich napisali między innymi: „My, potomkowie Żydów Polskich, nie chcemy, aby historia naszych rodzin przepadła w dymie krematoriów, w rowach leśnych, w popiołach synagog i w tysiącach zapomnianych miejsc na ziemiach polskich. To nie badacze i naukowcy powinni być postawieni przed sądem, lecz wszyscy sprawcy naszej tragedii. (…) jesteśmy wdzięczni badaczom tej tragicznej historii”. Odpowiedzią na to polskich władz i pozywających było milczenie.

Odezwał się jedynie ambasador RP w Izraelu, Marek Magierowski. Na skierowany do niego list Colette Avital, przewodniczącej organizacji skupiającej 58 działających w Izraelu stowarzyszeń Ocalonych, odpowiedział w sposób z pozoru dyplomatyczny, w istocie zaś arogancki i obraźliwy.

Pseudointelektualne „pałkarstwo”

Wyrok, od którego pozwani będą się odwoływać, nie spełnił, jak się wydaje, oczekiwań faktycznych pozywających. Nie ostały się zarzuty obrazy dobrego imienia narodu i tożsamości narodowej, nie ma odszkodowania ani kajania się przed „bohaterem”. Profesorowie Engelking i Grabowski mają „jedynie” przeprosić panią Filomenę.

Pozostają jednak kwestie najważniejsze: wspomniane rozstrzyganie wątpliwości historycznych przed sądem i ostrzeżenie wysłane tym, którzy chcieliby w sposób bezstronny drążyć niewygodne tematy. Jeśli nie zamilkną, będą przesłuchiwani jak Katarzyna Markusz z portalu Jewish pl., może też staną przed „zreformowanym” już całkowicie sądem. Czytasz Więź? Wspieraj od dziś

Politycy, na czele z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą, i propisowscy dziennikarze odtrąbili zwycięstwo. Zaiste polityka historyczna PiS przynosi rezultaty. Pseudointelektualne „pałkarstwo” zamyka usta niepokornym ku uciesze nacjonalistów, antysemitów, faszystów i kiboli.

Jeszcze skuteczniej działa za granicą, z dumą prezentując światu kołtuńską, rasistowską, antysemicką, ksenofobiczną twarz pisowskiego państwa.

Przeczytaj też: Nauka przed sądem


Agnieszka Magdziak-Miszewska

Ukończyła filologię polską i teatrologię. Redaktor WIĘZI od 1984 r., w latach 1995-2000 zastępca redaktora naczelnego. Była doradcą premiera Jerzego Buzka ds. polsko-żydowskich (1997-1999). Pracowała w polskiej dyplomacji: w Moskwie (1991-1995), Nowym Jorku (jako konsul generalny, 2001-2005) oraz jako ambasador Polski w Izraelu (2006-2012). W latach 2012-2016 pracowała w Ministerstwie Obrony Narodowej jako doradca wiceministra Roberta Kupieckiego i wicedyrektor Departamentu Wojskowych Spraw Zagranicznych. W latach 2000-2018 była członkiem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.