Co może znaczyć „brak potrzeby religijnej” Polaków?

Ostatnie raporty CBOS potwierdzają galopującą sekularyzację, zwłaszcza młodego pokolenia.

Źródło: "Więź"

Ks. Alfred Marek Wierzbicki

Ewangelizacja kroczy w Kościele w Polsce bardzo nieśmiałymi krokami. Zdaje się milknąć wobec hałaśliwej tendencji konfrontacyjnej z kulturą współczesną.

Ostatnie raporty CBOS – „Dlaczego Polacy odchodzą z Kościoła?” (sierpień 2022), „Polski pejzaż religijny – z dalekiego planu” (lipiec 2022) oraz „Zmiany religijności Polaków po pandemii” (czerwiec 2022) – potwierdzają galopującą sekularyzację, zwłaszcza młodego pokolenia. Dla wielu czytelników ostatniego raportu, podobnie jak dla prof. Mirosławy Grabowskiej, kierującej CBOS, rzeczą uderzającą jest wyraźny brak potrzeby religijnej. Spróbuję spojrzeć na ten fenomen w perspektywie filozofii religii; chciałbym też zastanowić się nad jego aspektami pastoralnymi w odniesieniu do aktualnej kondycji Kościoła katolickiego w Polsce.

Klerykalizm hamuje upodmiotowienie wszystkich członków Kościoła i przyśpiesza sekularyzację

ks. Alfred Marek Wierzbicki

Według raportu z sierpnia 17 proc. badanych deklaruje brak potrzeby religijnej jako przyczynę odejścia z Kościoła. Jest on czynnikiem najczęściej podawanym, dopiero na dalszych miejscach sytuują się między innymi: krytyka Kościoła (częściej „ogólna” niż odnosząca się do spraw konkretnych), brak wiary, ateizm, racjonalizm, zachowanie księży, skandale pedofilskie, uwikłanie Kościoła w politykę, stosunek Kościoła do spraw materialnych, pandemia, wiara bez praktyk. Badani mogli podawać kilka czynników jednocześnie, więc o odejściu z Kościoła może decydować całokształt relacji ze wspólnotą kościelną uzyskujący masę krytyczną. Szybka sekularyzacja młodego pokolenia, ludności miejskiej oraz ludzi z wyższym wykształceniem rysuje obraz kryzysu Kościoła katolickiego w Polsce na początku trzeciej dekady XXI wieku.

Nie można pominąć kwestii: czy brak potrzeby religijnej jest wynikiem jej utraty? A może trzeba go tłumaczyć inaczej? Skłaniam się ku poglądowi, że w zjawisku tym wyraża się głębsza przemiana świadomości społecznej Polaków.

W tradycyjnym społeczeństwie religia nadawała mu spójność ideową i funkcjonalną, religia rozumiana (zgodnie zresztą ze swą łacińską etymologią) jako więź (religio) organizowała ład społeczny, była zasadą uspołecznienia. Pierwsza fala sekularyzacji zainicjowana przez prądy oświeceniowe traktowała świeckość jako alternatywę dla konfesyjnej religii, co w rezultacie powodowało, że świeckość sama przejmowała rolę religii, a właściwie stawała się bardziej lub mniej ukrytą „religią”. Projekty modernistyczne zakładały – podobnie jak wizje tradycyjne – jednorodność społeczeństwa, dlatego przedstawiały się jako wielkie narracje o charakterze quasi-religijnym, eksponując swą moc więziotwórczą.

Najkrócej mówiąc, religia w tym modelu jest tym, co porywa ludzi i pozwala im być razem. Co więcej, „bycie razem”, na przykład poprzez silne zinstytucjonalizowanie religii może wypełnić całość sfery religijnej, ograniczając lub eliminując w niej elementy duchowe i mistyczne. Nie tylko wiara może konstytuować religię, religia rozumiana jako więź może również przetrwać bez wiary jako aktu duchowego adresowanego do Boga.

ks. Alfred M. Wierzbicki
Kruche dziedzictwo

Inaczej jest w społeczeństwach postmodernistycznych, stają się one bezreligijne (niektórzy autorzy mówią „irreligijne”), nie konstytuuje ich żadna wyłączna zasada. Oczywiście mogą w nich nadal trwać wiary tradycyjne i świeckie, ale nie spełniają one już roli osi, wokół której rozwija się życie społeczne. Nie mieć potrzeby religijnej w społeczeństwie postmodernistycznym to tyle, co należeć tylko do siebie, żyć bez trwałych więzi, próbować różnych doświadczeń bez pretensji uniwersalizującej. A ponieważ nie da się żyć całkowicie bez wiary, gdy w jakiś sposób przejawia się, pozostaje ona wiarą prywatną, z której nie wypływa więź społeczna, relacje międzyludzkie stają się płynne.

Deklarowanie braku potrzeby religijnej przez 17 proc. odchodzących z Kościoła w Polsce może oznaczać po prostu brak potrzeby religii jako więzi. Oczywiście zjawisku temu towarzyszy również brak wrażliwości religijnej, obojętność na poszukiwanie transcendentnego sensu rzeczywistości i własnej egzystencji. Dodać jednak należy, że wrażliwość religijna wcale nie musi być żywa w socjologicznym modelu religii. Żarliwość religijna cechująca proroków i świętych, jak pokazywał Bergson, jest tylko jednym ze źródeł religii, często tłumi ją wypływająca z innego źródła instytucjonalna postać religii. Teza, że zmysł religijny stanowi stałą antropologiczną, nie znajduje empirycznego potwierdzenia.

Wraz z rozpadaniem się socjologicznego modelu religii ujawnia się, że życie religijne ma różne poziomy, można być „religijnym” na poziomie przynależności do instytucji religijnej bez bycia „religijnym” w wymiarze osobowo-duchowym. Kiedy zanika potrzeba uczestniczenia w religii jako sferze więzi społecznej, zachodzi uświadomienie sobie, że bez religii można żyć, gdyż jest ona nieobecna w głębszej strukturze osobowościowej konkretnego człowieka.

Ten stan może być trwały, sprzyjać się mu zdaje kultura płynnej ponowoczesności eksplorująca doznania chwili. Ale możliwe jest również przebudzenie religijne. Nie tylko św. Augustyn przeżywał „niepokój serca”, ale stanowi on również egzystencjalną bazę współczesnego procesu desekularyzacji, który wcale nie cofa sekularyzacji, lecz czyni ją procesem bardziej złożonym i wieloznacznym.

Nie można jednak powiedzieć, że sekularyzacja jest całkowicie niezależna od Kościoła. W sytuacji, w której duszpasterze nie respektują podmiotowości ludzkiej, nie promują komunikacji i dialogu w parafii, zwracają się do współczesnych ludzi w anachronicznym – paternalistycznym, roszczeniowym i moralizatorskim – języku, wykazują niespójność własnego życia z ideałami Ewangelii, co gorsza uchylają się od odpowiedzialności za skandale pedofilskie lekceważąc powagę zranienia, zrozumiałe z moralnego punktu widzenia jest oburzenie i wreszcie odejście z Kościoła. Oprócz sporej grupy ludzi obojętnych religijnie z Kościoła odchodzą również ludzie o głębokiej świadomości aksjologicznej, otwarci na autentyczne doświadczenie religijne. Strata jednych i drugich jest winą Kościoła.

Być może Kościół mniejszościowy okaże się bardziej zdolny do reformy opartej na głębokich duchowych przemianach. Sam jednak spadek liczby członków Kościoła nie przekłada się jeszcze na ewangeliczny ferment. Należy sądzić, że wśród osób pozostających w Kościele jest jeszcze znaczny procent religijnie obojętnych, których identyfikacja z Kościołem wynika z innych motywów niż świadoma i zakorzeniona we własnym wyborze wiara. Ich pasywność będzie raczej prowadzić do odejścia aniżeli otwarcia się na ewangelizację.

Zwłaszcza, że ewangelizacja kroczy w Kościele w Polsce bardzo nieśmiałymi krokami, zdaje się milknąć wobec hałaśliwej – dominującej w pejzażu duszpasterskim – tendencji konfrontacyjnej z kulturą współczesną. Mniejszościowy Kościół kontrkulturowy, atakujący zło w świecie i ignorujący zło w samym Kościele, może doprowadzić wręcz do marginalizacji pierwiastka chrześcijańskiego we współczesnej świadomości.

Czytasz Więź? Wspieraj od dziś

Pewne światło na raporty CBOS rzuca opublikowana w ostatnim czasie krajowa synteza synodalna. Mimo wygładzenia problemów ukazuje ona przebieg synodu jako fakt pozostający na obrzeżach parafii i wspólnot kościelnych. Wzięła w nim udział mała liczba świeckich i księży. Autorzy syntezy podkreślają jednak, że „synod angażował bardziej świeckich niż księży”. Z syntezy wynika, że wspólna refleksja o Kościele okazywała się czymś kłopotliwym dla księży, w niektórych diecezjach prowadzono obrady w osobnych grupach. Ujawnia się w tym nie tylko rachityczność kultury spotkania i rozmowy w Kościele nad Wisłą, ale również jej źródło, jakim jest zakorzeniony klerykalizm.

W samej syntezie o klerykalizmie jest bardzo mało. Między wierszami daje się wyczytać, że osłabiał on istotnie proces synodalny. Hamuje on zarówno upodmiotowienie wszystkich członków Kościoła, jak i przyśpiesza sekularyzację. Chyba nie szybko poradzimy sobie z tym garbem naszego życia religijnego.

Przeczytaj także: Czego o Kościele w Polsce dowiadujemy się z diecezjalnych syntez synodalnych?

Ks. Alfred Marek Wierzbicki
Ur. 1957. Ksiądz archidiecezji lubelskiej, filozof i poeta. Dr hab., profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni kierownik Katedry Etyki KUL, w latach 2006–2014 dyrektor Instytutu Jana Pawła II KUL i redaktor naczelny kwartalnika „Ethos”. Od 2006 roku członek Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem przy Konferencji Episkopatu Polski. Blisko współpracował z abp. Józefem Życińskim, m.in. jako jego wikariusz biskupi ds. kultury. Autor wielu książek naukowych i eseistycznych, m.in. „The Ethics of Struggle for Liberation”, „Filozofia a totalitaryzm. Augusta Del Nocego interpretacja kryzysu moderny”, „Polska Jana Pawła II”. Współautor m.in. książki „Wielkie tematy teologii”. Wydał osiem tomików wierszy. Ostatnio opublikował książkę „Kruche dziedzictwo. Jan Paweł II od nowa” (Wydawnictwo Więź 2018). Należy do Rady Naukowej Laboratorium „Więzi”. Mieszka w Lublinie.