Z ks. prof. Romualdem Jakubem Wekslerem-Waszkinelem rozmawia Ryszard Montusiewicz
24/07/2009 | Na stronie od 24/07/2009
Jezus i judaizm
Z ks. prof. Romualdem Jakubem Wekslerem-Waszkinelem rozmawia Ryszard Montusiewicz
Tygodnik IDZIEMY nr 28, 24 VII 2009
Przed kilkunastoma dniami wrócił ksiądz z Izraela. To była kolejna podróż, ale podobno miała nieco inny charakter?
Od 1992 r. kiedy dowiedziałem się, jak nazywała się moja żydowska rodzina, i Opatrzność sprawiła, że okazało się, że żyją w Izraelu rodzony brat i rodzona siostra mojego ojca, Zwi Weksler i Rachela, Roza jak ją nazywali, Sargowicz, z domu Weksler, jeździłem do Izraela co roku, do 1998. Później zmarł mój stryj, a ciocia umarła wcześniej, i już tam nie jeździłem. Dopiero w 2006 r., specjalnie na czterdziestolecie mojego kapłaństwa, pojechałem do Abu Gosh koło Jerozolimy, to jest opactwo benedyktyńskie. A ponieważ znałem osobiście opata Jean’a Baptiste'a Guriona, który w 2002 r. został biskupem, przy patriarchacie łacińskim jerozolimskim, jako wikariusz dla kościoła języka hebrajskiego, więc czułem szczególną więź właśnie z tym opactwem. Pojechałem specjalnie na 40-lecie kapłaństwa, zarazem na grób biskupa Guriona, który jest pochowany w opactwie Abu Gosh. I to był pierwszy pobyt od 1998 r. Teraz zaś pojechałem w związku z planami dalszymi.
Jakie to są plany? Są dwa aspekty tego planu. Moi żydowscy rodzice, zwłaszcza matka, byli syjonistami. Marzeniem ich było zamieszkanie w Izraelu. Ich marzenia spłonęły w Sobiborze. Ponieważ Opatrzność pozwoliła mi dożyć tego wieku, którego dożyłem, jestem emerytem, to mógłbym przynajmniej parę lat pobyć w Izraelu – i to jest aspekt syjonistyczny. Ale dla kapłana, dla księdza katolickiego, syjonizm nie jest sprawą pierwszorzędną.
Aspekt drugi wiąże się z tym, co odczuwam w moim Kościele, czyli w Kościele w Polsce – są to pewne skorupy antyjudaizmu, co mnie bardzo boli i z którymi nie umiem sobie zupełnie poradzić. W związku z tym chcę przeżyć słowa, które Jan Paweł II powiedział podczas swojej wizyty w Niemczech: „Kto spotyka Jezusa Chrystusa, spotyka judaizm”. Później abp Gądecki nawet wydał książkę pod takim tytułem, kiedy był przewodniczącym Komisji Episkopatu Polski ds. Dialogu z Judaizmem.
Stąd właśnie moja podróż do Izraela i ewentualnie pobyt w Izraelu, nie wiem, na jak długo. Bo psychicznie Polska jest moją ojczyzną – ja nigdy psychicznie z Polski nie wyjadę, ani Polska ze mnie, to jest przecież zrozumiałe. Moim językiem, wszystkim, co mam w sobie jest polskość. Moi rodzice, tak polscy, jak i żydowscy byli Polakami. Żydowscy rodzice byli polskimi Żydami, żeby się komuś nie kojarzyło, ze Żyda miejsce jest w Izraelu, nie – Żydzi mają swoje miejsce w Polsce. I tu jest moje miejsce. Zostałem uratowany przez Polaków nie po to, aby wyjechać do Izraela, tylko po to, żebym był w Polsce. Jestem księdzem katolickim w Polsce. Ale jeżeli bym mógł, na znak protestu wobec skorup, o których wspomniałem, a jednocześnie dla pogłębienia więzi z Chrystusem, pobyć tam tyle czasu, ile Pan Bóg pozwoli? Może na zawsze, nie wiem… Kiedy byłem teraz w Izraelu, od 12 do 22 czerwca, byłem również w Jerozolimie i w obecności głównego rabina Polski Michela Schudricha, włożyłem w Ścianę Zachodnią, Kotel – nie lubię określenia Ściana Płaczu, wolę mówić o „Ścianie Dziękczynienia”, bo jest to de facto obecnie „Ściana Dziękczynienia” – modlitwę, w której są słowa, których nauczył nas Pan Jezus: „bądź wola Twoja”.
Ja niczego tam nie chcę dla siebie, chciałbym, żeby moje życie kapłańskie było coraz bliższe korzeni chrześcijaństwa, niczego więcej, niczego bardziej. „Kto spotyka Jezusa Chrystusa, spotyka judaizm”. Ja w moim kapłaństwie spotkałem, niestety, bardzo dużo antyjudaizmu.
Czy to znaczy, że jeżeli ktoś w spotkaniu z Jezusem nie spotkał judaizmu, to faktycznie nie spotkał egzystencjalnie Jezusa, czy to spotkanie z Jezusem było jak gdyby niepełne? Dotyczy to także kapłanów? Było niepełne… Antyjudaizm spotykam, niestety, na stronach Biblii Tysiąclecia, w mszale, w brewiarzu, w pieśniach kościelnych, w obrzędowości, w różnym wodzeniu „judosza” i w pasjach, gdzie ci Żydzi jak straszydła są przedstawiani w Kalwarii Zebrzydowskiej – ileż razy już mówiono: bronimy tego jak niepodległości. Czego my bronimy? Zaskorupiałych struktur, które były bardzo złe, zaowocowały ostatecznie nienawiścią, która przyniosła straszliwe ofiary? Więc ja nie rozumiem tego, właśnie to mnie niejako zupełnie zatyka… ponieważ ja bardzo głęboko przeżywam moją tożsamość żydowską z Jezusem. Mówię o tym, że jestem Żydem od Jezusa, żeby podkreślić, że Jezus jest synem Izraela, że tu jest Jego pełny wyraz. Więc ja nie wiem, co to znaczy, że wielu kapłanów, że wielu katolików przeżywa judaizm, jako wrogość wobec Kościoła i Jezusa Chrystusa i tego wszystkiego, co jest katolickie.
A może ktoś „spotyka Jezusa”, ale poza kontekstem judaizmu? Czy to możliwe? Ja bym powiedział, że spotkanie Jezusa poza kontekstem judaizmu jest spotkaniem z Jezusem jakoś zdeformowanym, niepełnym. Dokument Stolicy Apostolskiej z roku 1985 w rozdziale „Żydowskie korzenie chrześcijaństwa” stwierdza: „Jezus jest Żydem, jest nim na zawsze”. Bądźmy świadomi tego, że doktryna chrześcijańska była formowana w kulturze grecko-rzymskiej, gdzie wypłukano ją z kontekstu hebrajskiego, w którym ona znajduje swoją pierwotną kolebę. I w takim sensie to, co nazywamy cywilizacją łacińską – o czym pisze prof. Tadeusz Zieliński, a za nim Feliks Koneczny – to jest antyjudaizm czystej wody i naprawdę nie ma nic wspólnego z korzeniem chrześcijaństwa. To jest herezja marcjonizmu, głoszenie jakichś dwóch „testamentów” – o Bogu Starego i Nowego Testamentu, to jest nieznajomość prawdy biblijnej, to jest nieznajomość korzenia. Mówił o tym wprost Jan Paweł II w przemówieniu do Papieskiej Komisji Biblijnej, 11 kwietnia 1997 r.
Zatem, znajomość judaizmu, w czym może pomóc współczesnemu kapłanowi katolickiemu?
Przede wszystkim, w interpretowaniu tego, co się nazywa Nowym Testamentem: dlatego że cała interpretacja słów Jezusa, świętego Pawła, wszystkich apostołów, wymaga przecież kontekstu judaizmu, wewnątrz którego dokonywało się całe nauczanie. O tym mówią współczesne dokumenty Stolicy Apostolskiej, z 1974 i 1985 („Żydzi i judaizm w głoszeniu Słowa Bożego”). Wyraźnie pokazują, w jakim środowisku powstawały ewangelie i pisma apostolskie. Święty Paweł jest uczniem Gamaliela, więc chodzi o to, żeby jego słowa nie wkładać w kontekst, który był mu zupełnie obcy. Uważam, że studia teologiczne muszą bardziej nachylić się w kierunku zrozumienia judaizmu, żeby przybliżyć się do słów Jezusa. To jest zupełnie zasadnicza i fundamentalna sprawa.
Za mało zwraca się uwagi, że tam, w każdym zdaniu w Starym Testamencie jest obecność właśnie Jezusa. To wszystko, co jest istotą nauczania, ten głos Ewangelii powinien rozlegać się poprzez strofy Księgi Ojców – ja bardzo lubię tak ją nazywać, nie Starym Testamentem, bo ani on „stary”, ani „testament”, ani „pierwszy testament”, tylko Księga Ojców, po prostu. Więc ta Księga Ojców jest zupełnie zasadnicza do zrozumienia Dobrej Nowiny, która mówi: „Nie przyszedłem znieść Prawa ani Proroków, nie przyszedłem znieść, ale wypełnić”. Dalej: „Ani jedna kreska, ani jedna jota nie zmieni się w zakonie, aż się wszystko wypełni”, oraz „każdy, kto będzie inaczej nauczał będzie najmniejszy w królestwie”. Więc co w związku z tym? Jaka dyscyplina teologiczna o tym traktuje? Czasami przywołuje się słowa Jezusa, mówiąc, że chrześcijaństwo jest wypełnieniem judaizmu, my to wypełniliśmy. Otóż, my nie wypełniliśmy, to się dokonało w Jezusie Chrystusie, a my, z wielkim trudem, uczymy się wciąż na nowo żyć Jezusem Chrystusem. Uważam, że kwestią zupełnie podstawową jest znajomość judaizmu, znajomość Biblii, czyli Księgi Ojców, Biblii hebrajskiej. Ona jest kolebką, w której powinna się rodzić znajomość Jezusa Chrystusa, świętego Pawła, Dziejów Apostolskich – wtedy to będzie chrześcijańska teologia judaizmu.
Chrystus jest zanurzony w judaizmie. O tym także mówili, wielokrotnie, w czasie swego pontyfikatu, i Jan Paweł II, i Benedykt XVI. Czy takie odczucie jest powszechne? To wszystko, na co wskazał Benedykt XVI podczas ostatniej pielgrzymki do Ziemi Świętej, było wyraźnym pokazaniem tej świadomości. Chociażby pożegnalne przemówienie na lotnisku w Tel Awiwie, kiedy wspomniał o winnej latorośli, którą razem z izraelskim prezydentem Szymonem Peresem posadził w ogrodzie i gdy przypomniał słowa świętego Pawła: „Nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie”. Dopiero kiedy zrozumiemy, że ta dziczka wszczepiona w korzeń żyje wtedy, kiedy żyje sokami szlachetnej oliwki Izraela, czyli Księgą Ojców, dopiero wtedy tak naprawdę zbliżamy się do rozumienia nauczania świętego Pawła. Całą tajemnicę Boga, którą głoszą Księgi Ojców, możemy w Jezusie Chrystusie niejako dotknąć, możemy to przeżyć, w Eucharystii możemy wreszcie się w tym zanurzyć. To jest ta cała głębia, która powinniśmy usiłować poznać i do tego się przybliżyć.
Do tego zaprasza, czy wręcz zobowiązuje nas Sobór Watykański II, zwłaszcza w IV rozdział deklaracji Nostra aetatae, w słowach: „Zgłębiając tajemnicę Kościoła, święty Sobór pamięta (a dosłowniej: przypomina) o więzi, którą lud Nowego Testamentu zespolony jest duchowo z dziedzictwem Abrahama”.
Czy się przybliżamy to tej prawdy? I na ile, skoro nowy polski zapis modlitwy wielkopiątkowej za Żydów wciąż budzi kontrowersje?
Ten zapis nie przybliża nas, niestety. Przykro mi to powiedzieć. Nowa formuła tej modlitwy brzmi: „naród pierwszego wybrania”. Nie naród – doprawdy! Tam, przede wszystkim, zarówno w tekście oryginalnym, jak i w przekładach na inne języki, nie ma terminu „naród”, ale „lud”. Lud wybrany. W innych przekładach to rozróżnienie lud – a nie naród – jest bardzo wyraźnie zaznaczone. Nie wiem, dlaczego polscy tłumacze uparli się przy terminie naród, który w istocie niesie zupełnie inne konotacje. Słowo naród wywodzi się od ethnos , to jest relacja profanum, to jest relacja społeczno-polityczna, która jest naturalną więzią narodów, które powstają, giną itd. Podczas gdy takiej relacji przeciwstawiony jest w Biblii termin Laos , to znaczy „lud Boży, zgromadzenie Boże”, w sensie sacrum. W tym biblijnym kontekście widzę również swoje kapłaństwo – nie jako pasterza jakiegokolwiek narodu, ale ludu Bożego, który jest w drodze.
Ks. Romuald Jakub Weksler - Waszkinel (1943) urodził się w getcie w Starych Święcianach koło Wilna. Uratowany jako niemowlę przez Piotra i Emilię Waszkinelów. W wieku 17 lat wstąpił do Warmińskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Olsztynie. W 1966 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Doktor filozofii na KUL i wieloletni wykładowca tej uczelni. Miał 35 lat, gdy dowiedział się o swoim żydowskim pochodzeniu. Rodzinę w Izraelu znalazł dzięki siostrze Klarze Jaroszyńskiej z Lasek, Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Wtedy ks. Romuald Waszkinel do swojego nazwiska dodał także imię i nazwisko swojego żydowskiego ojca: Jakub Weksler. W tym roku, po długich staraniach, ks. Romuald Jakub Wksler-Waszkinel uzyskał zgodę władz Izraela na dwuletni przyjazd do tego kraju. Nie uzyskał jednak obywatelstwa tego kraju, ponieważ Izrael niezmiennie odmawia prawa alii, czyli „powrotu do kraju przodków” tym Żydom, którzy przeszli na chrześcijaństwo. <