Nasze mienie "pożydowskie"
14/12/2014 | Na stronie od 14/12/2014
Źródło: "Krytyka polityczna" 14 grudnia 2014
Piotr Forecki
Politolog, pracownik Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM
"W memoriale z sierpnia 1943 roku, pisał Roman Knoll, kierownik Departamentu Spraw Zagranicznych Delegatury Rządu: Ludność nieżydowska pozajmowała miejsca Żydów w miastach i miasteczkach i jest to w wielkiej części Polski zmiana zasadnicza, która nosi charakter ostateczny. Powrót Żydów w masie odczuty byłby nie jako restytucja, ale jako inwazja, przeciwko której broniłaby się ona nawet drogą fizyczną." - Piotr Forecki - Nasze mienie "pożydowskie" /Krytyka Polityczna 14 XII 2014/
Karmiona antysemickimi kliszami chciwość spotkała się z dokonywaną przez Niemców demonstracją, że Żydów można bezkarnie zabijać w majestacie prawa.
Od kilkunastu lat badaczki i badacze związani z warszawskim Centrum Badań nad Zagładą Żydów nadrabiają powojenne dekady zaniedbań w tej dziedzinie naukowych dociekań. Pracę zbiorową zatytułowaną Klucze i kasa. O mieniu żydowskim w Polsce pod okupacją niemiecką i we wczesnych latach powojennych 1939-1950 bez wątpienia można uznać za kolejną publikację Centrum uzupełniającą „białe plamy” w dotychczasowej polskiej historiografii. Przede wszystkim jednak dotyka ona istotnego problemu, budzącego wciąż żywe emocje i nieustannie organizującego zbiorową wyobraźnię Polaków obawiających się powrotu Żydów „po swoje”.
Wprawdzie nazistowskie Niemcy stały się głównym beneficjentem Zagłady i to przede wszystkim do Rzeszy transferowane było ruchome mienie ofiar, to jednak skorzystało na niej także wielu innych mieszkańców Europy. „Doświadczenie to – pisze Jan Tomasz Gross – przybiera inne formy w Trzeciej Rzeszy niż w krajach okupowanych lub zależnych od Niemiec. Inaczej wygląda w Polsce, a inaczej we Francji, na Węgrzech czy w Grecji, ale w odbiorze społeczeństw lokalnych ma tę przyjmowaną z zadowoleniem cechę wspólną, że jest mechanizmem »przewłaszczenia« i redystrybucji żydowskiego stanu posiadania na korzyść Aryjczyków”. Nadto, co odnotowuje Frank Bajohr, „[b]ył to jeden z największych transferów własności na oczach współczesnych”. Transfer, którego pole podstawy wyznaczył antysemityzm, ale także spotęgowana okolicznościami chciwość, usypiająca moralną czujność i konstytuująca milczenie wobec ludobójstwa. „W świetle znanych dziś badaczom niepodważalnych faktów – zauważa Saul Friedlander – nie sposób już zakwestionować prawdziwości poniższego stwierdzenia: ani jedna grupa społeczna, ani jedna wspólnota wyznaniowa, ani jedna instytucja akademicka bądź zrzeszenie zawodowe, zarówno w Niemczech, jak i w całej Europie, nie zadeklarowało swojego poparcia dla Żydów (…). Dawało się zaobserwować zjawisko dokładnie odwrotne: popychani chciwością przedstawiciele licznych grup społecznych, w tym reprezentanci środowisk decyzyjnych, byli zaangażowani w proces wywłaszczania Żydów, których całkowite zniknięcie było im na rękę”.
Jednakże chciwość sama w sobie niczego nie wyjaśnia. Zwłaszcza w kontekście polskiego wariantu tego „przewłaszczenia”. Można być chciwym, a jednocześnie ze względu na obowiązujące normy moralne nie okradać swojego sąsiada i współobywatela. Można ją kontrolować i poskromić. Nie ma obowiązku poddawania się jej podszeptom, choćby wolno było wszystko, bo okoliczności sprzyjają jej zaspokojeniu.
Chyba że dotyczy to ludzi uprzednio wykluczonych ze wspólnoty, a tym samym ze sfery moralnych zobowiązań. Wówczas piekła nie ma.
Żydów nie tylko stawiano w Polsce poza jej nawiasem, ale także systematycznie odczłowieczano. To tłumaczy, dlaczego w pewnych warunkach jednych się okrada, a innych nie lub rzadziej. W kontekście polskiego wariantu „przewłaszczenia” o wiele bardziej istotne niż „zwykła ludzka chciwość” są zatem ramy wspólnoty, w której na taką skalę było ono możliwe.
Jeśli wczytamy się uważnie w czasopiśmiennictwo doby dwudziestolecia międzywojennego w Polsce, w programy polityczne wielu ówczesnych partii, ale przede wszystkim w to, co mówiono, pisano, a zwłaszcza czyniono już podczas wojny i po jej zakończeniu, jedno nie ulega wątpliwości: pozbycie się Żydów z Polski, przejęcie należącego do nich mienia, a zwłaszcza zajęcie ich miejsca w strukturze społecznej miast, wsi i miasteczek, nie było jedynie marzeniem polskich narodowców (i nie tylko ich). Było po prostu dyskutowanym projektem politycznym, a zarazem praktyką społeczną na różne sposoby realizowaną w warunkach okupacyjnych i latach powojennych. Wszystko to, czego nie przejęli Niemcy, co nie zasiliło majątku Rzeszy, nie pokryło kosztów Zagłady, która, jak pisał Raul Hilberg, miała być przecież „samofinansującym się przedsięwzięciem”, trafiło do rąk prywatnych lub zostało upaństwowione. Taki los podzieliły należące do Żydów nieruchomości, rozmaite przedmioty codziennego użytku, ale także miejsca pracy. Trudno tu zresztą o jakiś kompletny inwentarz wszystkich tych „żydowskich rzeczy”, które przecież nie wyparowały wraz z wymordowaniem około trzech milionów obywateli przedwojennej Polski. Nie wyparowały, ale też w neutralny sposób nie trafiły w ręce prywatne.
O tym, w jaki sposób dokonywało się w Polsce to niesłychane i niemające dotąd precedensu uwłaszczenie/przywłaszczenie, uchwycone i nazwane przez Jana Grabowskiego zgrabnym neologizmem „przewłaszczenia” – piszą autorzy i autorki publikacji Klucze i kasa. Analizują niemiecką politykę okupacyjną w tym zakresie (Ingo Loose), sposób funkcjonowania powołanych do życia przez Niemców łupieżczych instytucji (Jan Grabowski, Dagmara Swałtek-Niewińska), ale przyglądają się także układającym się w całość mikrohistoriom. Oddolnym, samozwańczym działaniom Polaków na różne sposoby wchodzących w posiadanie materialnych dóbr należących do Żydów (Barbara Engelking, Małgorzata Melchior, Karolina Panz). Podejmują także udaną próbę odtworzenia pewnej atmosfery, w ramach której grabienie Żydów było czymś dopuszczalnym i naturalnym jednocześnie. Zbiorowym wysiłkiem publicystów związanych z polskimi konspiracyjnymi ugrupowaniami nacjonalistycznymi, jak również dziennikarzy oficjalnej prasy propagandowej Generalnego Gubernatorstwa, dokonywano legitymizacji i budowano klimat przyzwolenia dla grabieży Żydów, traktując ich jako – oddajmy głos Emanuelowi Ringelblumowi – „nieboszczyków na urlopie” (Dariusz Libionka, Andrzej Żbikowski). Praca Klucze i kasa byłaby wszak niekompletna, gdyby nie znalazły się w niej także teksty traktujące o losach mienia żydowskiego w okresie powojennym. Problematyka ta została jednak uwzględniona i w znaczący sposób dopełnia obraz dokonanego w latach okupacji transferu i „przewłaszczenia” (Nawojka Cieślińska-Lobkowicz, Alina Skibińska, Łukasz Krzyżanowski).