Kondycja intelektualna Kościoła w Polsce

Obecność teorii spiskowych wśród katolików

Maseczka

Fot. Adam Nieścioruk / Unsplash

Źródło: "Więź" 3 marca 2021

Angelika Szelągowska-Mironiuk

Chipy od Gatesa, inwazja 5G i szczepionkowa depopulacja. Dlaczego w nie wierzymy i co ma do tego Kościół?

Obecność teorii spiskowych wśród katolików obniża zaufanie wierzących do nauki w ogóle. A także obnaża złą – pod niektórymi względami – kondycję intelektualną Kościoła w Polsce.

Trzeba przyznać, że niektóre z nich stanowią wdzięczny obiekt żartów. Na przykład wizja posiadania chipa, który umożliwiałby sterowanie moim życiem Billowi Gatesowi, zdecydowanie mnie rozbawiła – być może gdyby zarządzanie mną, na podobieństwo gry „The Sims”, przejął człowiek sukcesu i miliarder, szybko dorobiłabym się ogromnego majątku? Jednak powszechność i rozmach teorii spiskowych, które pojawiły się w sferze publicznej wraz z nastaniem pandemii, mówi wiele przede wszystkim o naszych lękach i niepokojach, a także kryzysie edukacji.

Moje top teorii spiskowych

Najbardziej rozpowszechnione podczas pandemii teorie spiskowe zebrał swojego czasu w formie grafiki fanpage mojego miasta – Łodzi. Na zdjęcie ulicy Piotrkowskiej naniesiono między innymi stoisko ze szczepionkami, wściekłego nietoperza, Billa Gatesa, maszt 5G, reptilianina oraz samolot zostawiający za sobą intensywną białą smugę – zapewne chemitrails.

W pandemii ponosimy konsekwencje braku dialogu Kościoła z ludźmi kultury i nauki, a także nieskutecznej katechizacji

Angelika Szelągowska-Mironiuk

W moim prywatnym rankingu na najciekawsze i najbardziej godne badawczej uwagi teorie trzecie miejsce zajęłaby ta, zgodnie z którą cała pandemia została wywołana (lub wymyślona) po to, by można było „niezauważenie” montować w Polsce maszty 5G, które powodują raka i wiele innych zabójczych chorób. Srebrny medal przyznałabym przekonaniu, że koronawirus został specjalnie wypuszczony z chińskiego laboratorium w celu przejęcia gospodarczej władzy nad światem i przyćmienia potęgi Stanów Zjednoczonych oraz Rosji. A zwycięzca? Byłoby nim przekonanie, że pandemia naprawdę nie istnieje, to tylko „plandemia”, czyli plan depopulacji i kontroli ludzkości, za którym stoją cyniczny Bill Gates wraz lobby szczepionkowym, mający na celu chipowanie ludzi, wywoływanie u nich bezpłodności i innych chorób.

Szalone teorie spiskowe – nazywane również szurteoriami – nie są oczywiście niczym nowym w historii ludzkości. Co więcej, rozpowszechnienie teorii spiskowych jest zwykle wprost proporcjonalne do obecnego w społeczeństwie niepokoju oraz tempa zmian, których świadkami są obywatele. Analiza fake newsów na temat pandemii pozwala jednak zrozumieć, jakie lęki i obsesje są obecne w danej chwili w społeczeństwie.

Obawa przed chipami w szczepionkach bazuje oczywiście na starych mitach dotyczących szkodliwości szczepień (do których wzmocnienia przyczyniły się między innymi zmyślone wyniki badań Wakefielda, wiążącego szczepienia z autyzmem), wywodzących się z lęku przed naruszeniem bariery ciała i ciałem obcym we własnym organizmie. Działa tutaj również lęk przed utratą kontroli – jedna z największych fobii epoki późnego kapitalizmu. Obawa przed pozbawiającą płodności mocą szczepionek ma zapewne wiele wspólnego z powszechnymi we współczesnym świecie obawami o własne możliwości prokreacyjne – w Polsce już co piąta para zmaga się z niepłodnością (zapisem tego samego lęku jest choćby „Opowieść podręcznej”).

Obawa przed zabójczym 5G wydaje się z kolei wyrazem lęku przed wszechobecnością techniki (z której to, rzecz jasna, powszechnie korzystamy), skażeniem świata i nowotworami, które łączymy (zresztą często słusznie) z zanieczyszczeniem środowiska.

I wreszcie – przekonanie o tym, że uczestniczymy w czymś „większym”, doniosłym, jest zapewne formą radzenia sobie z poczuciem pustki i braku sensu. W świecie, w którym blisko 40 procent osób nie czuje, by ich praca miała sens, wizja uczestniczenia w zaciekłej walce między światowymi imperiami wydaje się całkiem atrakcyjna. Nieprzemyślane, nieoparte na faktach posunięcia rządu potęgują poczucie chaosu i tym bardziej pchają nas w objęcia szalonych, ale ułożonych wytłumaczeń obecnej sytuacji.

Kościół, szkoła, polskie media

Jako katolicy musimy przyznać, że także ludzie naszego Kościoła przyczynili się do promowania antynaukowych poglądów podczas pandemii. Księdzu Chmielewskiemu „zdarzyło się” kazanie o tym, że udawana pandemia ma odciągnąć ludzi od Boga, oddać świat pod władzę Szatana. Wojciech Cejrowski, kontrowersyjny podróżnik, podkreślający przywiązanie do Kościoła, wyraził solidarność z uczestnikami marszu organizowanego przez STOP NOP – głównym hasłem wydarzenia było „Zakończyć plandemię! Dość kłamstw!”. Wzywał również do testowania szczepionek na rządzących.

Kolejną postacią przyznającą się do katolicyzmu (i przez część katolików bardzo podziwianą) oraz wykazującą lekceważące podejście do obostrzeń i danych naukowych, jest najbardziej rozpoznawalna, polska działaczka pro-life Kaja Godek. Zwolenniczka zakazu aborcji posługiwała się na Facebooku argumentem, iż szczepienia nie mogą przynieść nic dobrego, są bowiem wytwarzane ze szczątków płodów po aborcji.

Oprócz opinii pojedynczych osób, antynaukowym poglądom sprzyjają również niektóre katolickie portale. Treści na temat pandemii publikowane przez „Polonia Christiana” – np. o „fałszywej pandemii” czy maseczkach – trudno uznać za rzetelne. Szalenie przykre, gdy członkowie Kościoła ustawiają się w opozycji wobec wiedzy naukowej – wiara i nauka mają przecież inne funkcje, a katolicyzm nie jest wrogiem intelektu (warto przypomnieć ks. Tischnera, który mówił, że „religia jest dla mądrych”).

„Przyklejanie się” wierzących do antynaukowych ruchów nie jest zaczęło się jednak wraz z pojawieniem się nowego wirusa – wielu ludzi Kościoła wierzy choćby w spisek „lobby gejowkiego”, które podstępnie przyczyniło się do wykreślenia homoseksualizmu z listy chorób, czy w to, że papież Franciszek nie jest prawowitym następcą Benedykta XVI.

Obecność takiego rodzaju teorii spiskowych na katolickich stronach czy w kościelnych wspólnotach nie wpływa korzystnie na zaufanie katolików do naukowców w ogóle, ale także obnaża złą (pod niektórymi względami) kondycję intelektualną Kościoła w Polsce. Teraz, w czasie pandemii, ponosimy konsekwencje braku dialogu Kościoła z ludźmi kultury i nauki, a także nieskutecznej katechizacji (zauważyli to w końcu sami biskupi).

Jako wspólnota musimy zdać sobie sprawę, że infodemia, flirt z antyszczepionkowcami, podsycanie wiary w antykościelne spiski mogą być groźne dla zdrowia publicznego, a zatem są przeciwieństwem tak zwanej cywilizacji życia, o której chętnie w Kościele mówimy. Bardzo bym chciała, aby katolickie media zamiast publikować informacje o takich właśnie „sensacyjnych odkryciach” skupiły się na przykład na edukacji – przypomniały, czym jest Przeistoczenie i że owszem, podczas Komunii możliwe jest zarażenie się wirusem, albo że Papieska Akademia Życia zachęca rodziców, by szczepili swoje dzieci.

Oczywiście, nie tylko Kościół dołożył cegiełkę do rozprzestrzeniania się wiary w okołopandemiczne spiski. Zawiódł Kościół, ale zawiodła także szkoła, zawiodły media.

Prawda leży tam, gdzie leży

Nie wiem, czy następne stwierdzenie będzie wyrazem pesymizmu, czy może raczej realizmu – ale sądzę, że nie jesteśmy w stanie zupełnie wyeliminować teorii spiskowych z publicznego dyskursu. Są one na wielu poziomach atrakcyjne: w prosty sposób objaśniają skomplikowany świat; dają poczucie wyjątkowości (czy to nie wspaniałe, że Gates chciałby zarządzać akurat naszym życiem?); zaspokajają potrzebę posiadania sensu i wpasowują się w tak zwaną regułę proporcjonalności, której podlega nasze myślenie. Trudno przyjąć, że pandemia, która tak bardzo zdezorganizowała nasze życie, może nie mieć żadnej spektakularnej przyczyny – a maleńki wirus (mimo wszystko mniej zabójczy niż wiele znanych ludzkości wirusów i bakterii) ot tak wystawił na próbę naszą gospodarkę, system ochrony zdrowia i solidarność społeczną.

Co więcej, wiara w teorie spiskowe pozwala „kanalizować” trudne emocje – lęk o przyszłość czy gniew na to, że straciło się swój biznes, łatwiej znieść, gdy mają one konkretnego adresata – choćby zamożnego Gatesa. Trudno zatem w efektowny sposób zaspokoić wszelkie potrzeby, na które odpowiedzią są szalone teorie – ale sądzę, że odpowiednia edukacja humanistyczna jest w stanie choćby częściowo zapobiec ich rozpowszechnianiu się.

Każdy na zajęciach z języka polskiego potrzebuje nauki weryfikowania źródeł informacji oraz odróżniania argumentów merytorycznych od pozamerytorycznych (nawet studentom przychodzi to niekiedy z trudem). Nasz pruski model nauczania zwyczajnie nie zdaje egzaminu, gdy nie stanowi problemu dotarcie do informacji, ale wyzwaniem jest odcedzanie tych wartościowych od zbiorów sensacji. Uczniowie i studenci potrzebują nie tego, by nauczyciel dyktował im obowiązujące definicje, ale raczej wskazówek, jak radzić sobie w świecie cherry pickingu i fake newsów.

Istotnym zadaniem jest przebudowa mediów – wyeliminowanie sytuacji, w której do debaty o pandemii zaprasza się zarówno osobę z wykształceniem medycznym, jak i piosenkarkę. Taki sposób „dyskusji” często wywołuje w odbiorcach wrażenie, że poglądy wyrażane przez specjalistę i te, które cechują dyletanta, są tak samo uzasadnione, a prawda „leży po środku”. To wypaczone rozumienie demokratyzacji mediów i zaprzeczenie ich misji – dążenie do maksymalizowania zysku dzięki podsycaniu emocji kosztem idzie w parze z szerzeniem antynaukowych bzdur.

Przeczytaj także: Pandemia, religia, fanatyzm

Angelika Szelągowska-Mironiuk

psycholożka, psychoterapeutka, polonistka, nauczycielka akademicka, doktorantka Uniwersytetu SWPS. Autorka bloga Katolwica&Mąż