Dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau: selekcji w Auschwitz bym nie przeszedł [WYWIAD]
26/01/2025 | Na stronie od 27/01/2025
Źródło: ONET
Przed wejściem do komór gazowych były rozbieralnie. Esesmani mówili, że trzeba się spieszyć, bo wszystkich czeka ciepła zupa i gorąca herbata. Zdarzało się, że ludzie na te słowa klaskali. Wygłodniali, spragnieni. Oklaskiwali te grudki nadziei, które mieli w sobie — mówi Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Magdalena Rigamonti
26 stycznia 2025, 15:08
Pierwsza część wywiadu z Piotrem Cywińskim
Piotr Cywiński: Najpierw musiał dojechać. Z Warszawy na przykład dwa dni. Przepuszczał transporty dowożące amunicję na front czy rannych z frontu. Z Francji, z Węgier, z innych miejsc jechał pięć dni albo i dłużej. Bywały też transporty siedmiodniowe. Z Grecji na przykład. Nie wszyscy przeżywali. Przecież był i skrajny mróz, i upalne lato. Bez picia, bez jedzenia. Małe dzieci, starsze osoby chore. Ścisk straszny.
Otwierały się drzwi i...
I wyjątkowy pośpiech. On był metodą. Wpędzenie wymęczonych ludzi w robienie wszystkiego biegiem. Nie ma czasu, żeby stanąć, zastanowić się, ocenić sytuację, swoje położenie, szanse, ryzyka, przygotować jakąś taktykę. Dwa rzędy. Jeden złożony z mężczyzn, drugi z kobiet i dzieci. I lekarz SS. Rzut oka, czasami pytanie o wiek, dwie, trzy sekundy i albo na prawo, albo na lewo. Albo do obozu, albo do gazu.
PRZECZYTAJ: "Blok 11, zwany Blokiem Śmierci, to piekło w piekle, przedsionek śmierci" Starzy i chorzy od razu do komór gazowych.
Kobiety w ciąży zawsze do gazu. Ludzie od 13., 14. roku życia do mniej więcej 40. do obozu. Oczywiście zdrowi. Myślę o sobie, jako o człowieku jeszcze w pełni sił, ale selekcji w Auschwitz bym już nie przeszedł. Jestem za stary.
Ja też.
Uświadomiłem sobie to jakiś czas temu. I to robi wrażenie, bo człowiek cały czas lubi o sobie myśleć jako o zdolnym do różnych przedsięwzięć. W oczach lekarza esesmana już bym nie był... Mówiłem o dwóch szeregach. To był od razu podział rodzin, rozdwojenie na dwie kolumny.
"Koło rampy stała karetka pogotowia ze znakiem Czerwonego Krzyża. To miało dawać uspokojenie"
Panika?
Koło rampy stała karetka pogotowia ze znakiem Czerwonego Krzyża. To miało dawać uspokojenie. Skoro jest Czerwony Krzyż to... A Niemcom chodziło wyłącznie o zlikwidowanie jakichkolwiek elementów niepokoju, które by mogły doprowadzić do paniki i do niekontrolowanej rewolty. Ludzie stali w tych dwóch szeregach w miarę spokojnie. Tak jak mówiłem, esesmani kazali się spieszyć. Do tego szczekały psy. Wszędzie popędzający żołnierze. I przez ten pośpiech nikt się nie zdążył pożegnać. Byli więźniowie mówią, że ten brak pożegnania to jest kompletnie niezagojona rana.
Co Niemcy mówili tym, którzy mają trafić do obozu?
Że będą pracować. I że zobaczą się w niedzielę ze swoimi bliskimi, którzy stali w drugim szeregu. I że te dzieci, osoby starsze, chore czekają w obozie obok.
Ich już nie było.
Nie było. Przed wejściem do komór gazowych były rozbieralnie. Esesmani mówili, że trzeba się spieszyć, bo wszystkich czeka ciepła zupa i gorąca herbata. Zdarzało się, że ludzie na te słowa klaskali. Wygłodniali, spragnieni. Oklaskiwali te grudki nadziei, które mieli w sobie. Mieli wejść, rozebrać się, a potem wejść do sali udekorowanej w końcówki od pryszniców. Wchodzili, robiło się coraz ciaśniej, ciaśniej, tłok, jeden człowiek przy drugim. I wtedy zaczynało do nich docierać, że coś tu jest nie tak. Wcześniej się nie buntowali. Był i ten pośpiech i psy esesmańskie. Drzwi od komory gazowej się zamykały i... I już ich nie było.
PRZECZYTAJ: Stu świadków z dna piekła. Ocalił ich w pewnym sensie chaos
Ci, którzy mieli trafić do obozu, najpierw trafiali do sauny.
Do tzw. sauny centralnej. Kazano się wszystkim rozbierać, oddawać obrączki, pierścionki, zegarki, biżuterię, dokumenty, zdjęcia najbliższych. Zaraz potem tatuowano ich i przebierano w pasiaki albo jakieś inne ubrania po ludziach z poprzednich transportów.
Przywożono tu Żydów, ale także Romów, bo przecież był podobóz romski, przywożono Polaków. W narracji światowej mówi się jednak głównie o Żydach.
Obóz w Auschwitz został stworzony dla Polaków. Przez pierwsze dwa lata przywożono tu niemalże wyłącznie Polaków, wśród nich polskich Żydów. Inteligencja, elity, urzędnicy, osoby podejrzane o udział w ruchu podziemnym, przedwojenni harcerze, członkowie organizacji sportowych. Zagłada Żydów rozpoczęła się tutaj w 1942 r., w czterdziestym drugim roku. Auschwitz zaczął pełnić wtedy funkcję ludobójczą. Żydzi trafiali tu tylko dlatego, że byli Żydami, a wszyscy Żydzi mieli zginąć. Po prostu przestać istnieć.
Romowie też.
Tak. Przez ideologię niemiecką byli uważani za mieszankę ras, która mogła być niebezpieczna dla ras czystych i w związku z tym podjęto decyzję o ich całkowitym wymordowaniu. Ostatnią dużą grupę Romów zgładzono na początku sierpnia 1944 r. Historia romska tak naprawdę zaczęła funkcjonować bardzo późno, dopiero pod koniec lat 80. Dzisiaj w Auschwitz są obchody romskie i historia zagłady Romów wyszła z mroków zapomnienia.
Dlaczego nie mówi się Polakach w Auschwitz
O Polakach w Auschwitz na świecie praktycznie się nie mówi.
Dobrze obrazuje to przykład, który to uzasadnia, a mianowicie, że każdy Żyd, który przetrwał II wojnę światową, pamiętał 40 swoich najbliższych znajomych, rodzinę, którzy zostali zamordowani przez Niemców. A o każdym zamordowanym Polaków pamiętało 40 znajomych czy rodzina. Wektory pamięci były więc bardzo różne. Na to się nałożyła oczywiście polityka komunistyczna, która zniekształca historię bardzo umiejętnie przez mniej więcej dwa pokolenia. Historie przez pewien czas rozwijały się niezależnie od siebie. Spotkały się w latach 90. Było to spotkanie pełne nieporozumień. Dzisiaj tej nerwowości praktycznie nie ma.
W Auschwitz byli też jeńcy sowieccy.
W Związku Radzieckim byli uważani za zdrajców, bo nie walczyli do ostatniej kropli krwi, tylko dali się złapać. Dopiero pod koniec lat 90. zaczęto w Rosji dostrzegać w nich również ofiary. W tej chwili nie wiem, co się z tą historią dzieje, bo zmiany narracyjne w Rosji są tak daleko idące i tak nieprzewidywalne, że nie wiem, czy oni przypadkiem znowu nie są uważani za zdrajców.
27 stycznia 1945 r. Armia Czerwona wyzwoliła Auschwitz-Birkenau.
Przede wszystkim Sowieci się bardzo spieszyli. Wręcz biegli, żeby zdążyć dotrzeć do Wrocławia, zanim to miasto nie zostanie zamknięte, nie stanie się miastem fortecą, które miało ich zatrzymać.
Co zastali w Auschwitz?
W ostatnim półroczu istnienia Auschwitz większość więźniów została albo wysłana pociągami do innych obozów wewnątrz Trzeciej Rzeszy, spośród nich sporo kobiet do Ravensbrück, wielu mężczyzn do Mauthausen czy do Gross-Rosen. Kolejne sześćdziesiąt tysięcy ludzi zostało transportowanych w ostatniej już chwili pieszo do Wodzisławia i na inne dworce kolejowe, by dalej pociągami jechać do innych obozów. To były te słynne, absolutnie tragiczne marsze śmierci z drugiej połowy stycznia 1945 r.
PRZECZYTAJ: Piekło podczas marszów śmierci. "Straż strzela do każdego upadającego" Ilu więźniów zostało w Auschwitz?
Mniej więcej siedem tysięcy. Wśród nich sporo dzieci, co najmniej 700 dzieciaków. Osoby, które już nie były zdolne maszerować i które powinny były według domyślnych rozkazów zostać wykończone na miejscu. Wszyscy mieli być zamordowani na miejscu. Niemcy nie zdążyli tego zrobić, bo weszli Rosjanie. Nie było jedzenia, straszne warunki.
Sowieci też napotkali opór niemieckiego Volkssturmu, organizacji zawiązanej pod koniec wojny. Doszło do potyczki, ponad 200 czerwonoarmistów zginęło na terenie Oświęcimia i okolic. Są pochowani w grobie zbiorowym na lokalnym cmentarzu.
PRZECZYTAJ: Ofiary Anioła Śmierci. Koszmarne eksperymenty w Auschwitz Sowieci spotkali tych, którzy przeżyli.
Kompletnie wychudzonych, kompletnie wykończonych nie tylko obozem, ale dziesięcioma dniami, kiedy tak naprawdę nie mieli dostępu do żadnej żywności. Na początku próbowano zorganizować polowe szpitale, starano się ogrzewać baraki. Przecież to była zima, mróz. Niektórzy więźniowie byli tu jeszcze przez kilka miesięcy, bo albo nie mieli sił wracać, albo nie mieli dokąd. Trzeba pamiętać, że cała infrastruktura transportowa była zniszczona. Dosyć szybko w pomoc włączył się Polski Czerwony Krzyż, środowiska pielęgniarskie i lekarskie z Krakowa. Od razu zdawali sobie sprawę, że trzeba będzie leczyć tutaj, bo nie ma jak przetransportować tak dużej liczby osób do Krakowa, w którym zresztą szpitale były pełne różnych innych rannych i chorych. W związku ze zmianami na froncie.
Rosjanie skorzystali też z tej infrastruktury obozowej, żeby więzić wrogów komunizmu.
Tak, powstały tu więzienia. Co najmniej dwa kierowane przez NKWD i dwa przez Urząd Bezpieczeństwa komunistycznej Polski.
Więzieni tu byli żołnierze Armii Krajowej.
Muszę zastrzec, że my nie mamy pełnej listy więźniów. Mogli być tu oczywiście też żołnierze AK.
PRZECZYTAJ: "Wszędzie były ciała". Alianci nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli