Ks. Grzegorz Michalczyk: Kroczymy w ciemności, szukając światła
28/12/2023 | Na stronie od 28/12/2023
Źródło: magazynkontakt.pl
Wokół nas nie brakuje osób, które uczą nas, co to znaczy odkrywać człowieka w człowieku, który jest w potrzebie. I to są ci, którzy spotkali Jezusa. Nie poznał Go sprawujący władzę Herod, nie poznali Go ludzie z politycznych i religijnych elit.
Ks. Grzegorz Michalczyk: Kroczymy w ciemności, szukając światła:
Tekst jest skróconą i zredagowaną wersją homilii wygłoszonej na mszy pasterskiej w kościele św. Andrzeja Apostoła i św. Alberta Chmielowskiego w Warszawie w nocy z 24 na 25 grudnia 2021.
W noc Narodzenia Pańskiego otrzymujemy znak, którym jest ciemność. Gdybyśmy wyjechali poza Warszawę i weszli do pierwszego lepszego lasu, przekonalibyśmy się, że pozbawieni światła księżyca czy gwiazd – nic nie widzimy. W mroku człowiek jest bezradny.
Izajasz napisał: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką”. My jesteśmy tym ludem kroczącym w ciemnościach. Tegoroczne Boże Narodzenie jest pod wieloma względami spowite w mrok. Mowa i o ludzkim lęku, i o niepewności jutra, i o pandemii, która wszystkich nas przeczołgała, a wygląda na to, że najtrudniejsze wciąż jeszcze przed nami. I o tych, którzy płakali dzisiaj przy wigilijnym stole, bo pusty talerz przypominał im o kimś, kogo nigdy już z nimi przy tym stole nie będzie. W ciągu ostatniego roku umarło w Polsce najwięcej ludzi od drugiej wojny światowej… Mowa wreszcie o tym, co się dzieje na wschodniej granicy Polski, i o tych ludziach siedzących w prawdziwej ciemności. Ta noc naprawdę ma w sobie ciemność. W naszym życiu powtarza się to, o czym mówi Słowo Boże: są jacyś wędrowcy zmierzający z niepewnością do celu, są straże nocne i jest ciemność. Tylko tego anioła jakoś nie ma, który by obwieścił, że w ciemności światło wielkie zajaśniało…
Na kilka dni przed Świętami fundacja IBRIS zadała Polakom pytanie: „Czy przy twoim stole wigilijnym znalazłoby się miejsce dla uchodźcy/migranta ze strefy przygranicznej?”. Blisko 57 procent ankietowanych odpowiedziało twierdząco. Sprawdzono jednak także, jaki jest rozkład opinii w zależności od deklarowanego stosunku do praktyk religijnych. Otóż spośród respondentów, którzy deklarowali się jako wierzący i praktykujący regularnie, tylko 45 procent odpowiedziało, że przyjęliby taką osobę, a 48 procent – że by jej nie przyjęli. Druga grupa to ludzie wierzący i praktykujący nieregularnie. Tu proporcje się odwróciły: 52 procent zdecydowanie lub raczej na „tak”, 31 procent na „nie”. Wśród ludzi wierzących i niepraktykujących – 60 procent na „tak”, 35 procent na „nie”. Grupą najbardziej otwartą na spotkanie się z migrantem przy wigilijnym stole okazali się niewierzący i niepraktykujący, spośród których aż 70 procent wyraziło taką gotowość, a 28 procent – jej brak. Ktoś powie, że deklaracje to jedno, a faktyczne działania to coś zupełnie innego. No dobrze, ale skąd takie deklaracje? Dlaczego właśnie to, że ktoś jest wierzący i praktykujący, sprawia, że staje się bardziej zamknięty na ludzi będących w tak wielkiej potrzebie?
Publikacja wyników sondażu IBRIS zbiegła się z ogłoszeniem apelu papieża Franciszka. Papież napisał: „Dzięki wspaniałomyślnej otwartości władz włoskich udało mi się sprowadzić do Rzymu grupę osób, które poznałem podczas mojej podróży. Dzisiaj niektóre z nich są tutaj pośród nas. Witajcie! W ciągu najbliższych miesięcy jako Kościół zatroszczymy się o nich. Jest to mały znak, który, mam nadzieję, posłuży jako bodziec dla innych krajów europejskich, aby pozwoliły lokalnym instytucjom kościelnym zająć się innymi braćmi i siostrami, którzy muszą być pilnie relokowani, potrzebują towarzyszenia, promocji i integracji. […] Trzeba tylko otworzyć pewną bramę, drzwi serca. Nie zawiedźmy w to Boże Narodzenie”.
Kontakt 53/2024: Księga Przyjścia
Polska debata publiczna o migracjach i uchodźctwie to ponury żart. Zamiast przygotować się na powagę kryzysu klimatycznego i pomyśleć, jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość z migracjami, dyskutujemy w naszym kraju o murze na granicy polsko-białoruskiej. Kup teraz Prenumerata
„Porodziła […] Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie”, bo nie było dla nich miejsca w mieszkaniu ani w gospodzie. W tym, że Jezus urodził się w grocie, nie ma nic dziwnego, bo ludzie w tamtym czasie mieszkali w grotach. Ale to, że został położony w żłobie, znaczy, że nie było dla Niego miejsca pośród ludzi. Urodził się pośród zwierząt, w tym miejscu groty, które nie było przeznaczone na mieszkanie dla ludzi. Ta noc przypomina nam, że Chrystus jest obecny w drugim, nawet jeśli z jakiegoś powodu czujemy przed tym człowiekiem obawę albo go nie lubimy. Nie rozpoznać Chrystusa w drugim to tak, jak gdyby położyć Go w żłobie pomiędzy zwierzętami, bo przecież nie pomiędzy ludźmi.
Na papieskie wezwanie odpowiedział także polski Episkopat. Przed nim odpowiadało wiele osób, działając w ramach Caritasu, Klubu Inteligencji Katolickiej, Grupy Granica i Fundacji Ocalenie. To bardzo ważne, bo miłość to jest konkret, a nie deklaracja. Można wiele mówić o tym, że Bóg jest miłością, a zarazem nie podejmować czynów, które o tej miłości świadczą. Polscy biskupi odpowiedzieli: „Kościół w Polsce wspiera to papieskie wezwanie. Jesteśmy gotowi pomagać w oparciu o istniejące możliwości prawne i w zgodzie z obowiązującymi państwowymi przepisami migracyjnymi tym wszystkim, którzy wyrażą wolę przybycia i osiedlenia się w naszym kraju. Chodzi zarówno o ich przyjęcie i zapewnienie niezbędnego wsparcia socjalnego, jak też o długofalową pomoc w ich integracji w naszym społeczeństwie”. To są motywy, które bardzo często pojawiają się w wypowiedziach papieża: „przyjmować, towarzyszyć, promować i integrować”. „Promować” nie w sensie lansowania, tylko w sensie włączania migrantów w nasze społeczności oraz doceniania ich wartości, ich możliwości i ich charyzmatów. W przeciwnym razie, mówi papież, stworzymy nowe getta.
Kiedy Maryja z Józefem dotarli do Betlejem, chodzili od domu do domu i wszędzie natrafiali na zamknięte drzwi. Nie wiemy, dlaczego. Czy dlatego, że trwał spis ludności, a do Betlejem zjechało wielu ludzi? Czy dlatego, że wyglądali na obcych, że mówili z Galilejskim akcentem? Każdy w Judei rozpozna ten akcent. Pamiętamy scenę, w której Piotr został rozpoznany na dziedzińcu pałacu arcykapłana: „Jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza”. A może dlatego, że przyjęcie kobiety, która ma rodzić, wiązało się z zaciągnięciem nieczystości rytualnej i z wieloma dodatkowymi kłopotami? Człowiek odmawiający pomocy bliźniemu zawsze ma jakieś praktyczne uzasadnienie. Szuka alibi, czując w głębi serca – w każdym razie byłoby dobrze, gdyby czuł – że rozmija się z Bogiem, który do niego przychodzi.
Taka jest nasza dzisiejsza sytuacja. Jak lud kroczący w ciemności szukamy tej nocy światła i znajdujemy je, bo eucharystia jest światłem, bo Bóg jest światłem i nie ma w nim ciemności. Ciemność jest w nas i w naszych sercach, ale w wielu sercach ta ciemność jest rozjaśniona prawdziwą miłością. Wokół nas nie brakuje osób, które często bez imienia Chrystusa na ustach uczą nas, co to znaczy odkrywać człowieka w człowieku, który jest obok, szczególnie wtedy, kiedy jest w potrzebie. I to są ci, którzy spotkali Jezusa. Jak pasterze przybywający do betlejemskiej groty. Jak magowie ze Wschodu, poganie, uczniowie Zaratustry albo innego perskiego nauczyciela, którzy Go poznali. Nie poznał Go sprawujący władzę Herod, nie poznali Go ludzie z politycznych i religijnych elit, choć urodził się raptem kilka kilometrów od ich domów. O tym także mówi nam Boże Narodzenie, jak wiele jest punktów stycznych pomiędzy słowem, które Bóg nam daje, a życiem, które przeżywamy. Naród kroczący w ciemności ujrzał światło wielkie. W tę świętą noc życzmy sobie spotkania ze światłem.