Izrael może stracić wszystko

Konstanty Gebert

Źródło: Kultura Liberalna

Konstanty Gebert

„25/7/2023 Czarny dzień izraelskiej demokracji” – taki tekst, drobnymi literami, pojawił się dzisiaj u dołu strony na okładkach czterech wielkich izraelskich dzienników. Resztę stron tytułowych zajmował jednolicie czarny prostokąt. Politycznie, społecznie, militarnie, gospodarczo kraj pękł na pół. Premier Benjamin Netanjahu tryumfuje. Jeśli tak wygląda zwycięstwo, to jak wygląda klęska?

Okładki dzienników nie były efektem uzgodnionego ich stanowiska, lecz płatnym ogłoszeniem sfinansowanym przez biznesowy ruch protestu Hi-Tech Protest. „Od dziś – zdawał się replikować w rozmowie z dziennikarzami minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben Gwir – Izrael stał się nieco bardziej demokratyczny, nieco bardziej żydowski, a my w naszych gabinetach będziemy mogli więcej zdziałać”. Poniedziałkowe przegłosowanie w Knesecie ustawy, zwalniającej rząd z przestrzegania w swych decyzjach kryterium „roztropności”, zamieniło trwający od pół roku w Izraelu polaryzujący kryzys w otwarty rozłam.

Najpopularniejszym w mediach społecznościowych memem stał się rysunek flagi Izraela, na której gwiazdę Dawida zastąpiły dwa odsunięte od siebie trójkąty. „To wojna domowa”, stwierdził były premier Ehud Olmert.

Armia protestuje

W sytuacji, w której Izrael nie ma ani konstytucji, ani drugiej izby parlamentu, wymóg egzekwowanej przez Sąd najwyższy „roztropności” oznaczał możliwość kontroli władzy wykonawczej. Nie mogła ona, na przykład, mianować oszusta ministrem finansów, nawet jeśli tak wynikało z koalicyjnej układanki – i co teraz rząd Netanjahu, zwolniony z tego wymogu, pewnie zrobi. Próby znalezienia kompromisu trwały do ostatniej chwili; koalicja je odrzuciła i jednomyślnie przepchnęła ustawę, a opozycja zbojkotowała głosowanie. Demonstracje protestacyjne policja rozpędziła wyjątkowo brutalnie; były liczne aresztowania. Mimo to organizacje protestujących zapowiedziały kontynuowanie demonstracji.

Liczba rezerwistów, którzy deklarują odmowę dalszej ochotniczej służby, już przed tym głosowaniem przekroczyła 10 tysięcy i nadal rośnie; dowódca armii oznajmił, że jedność wojska jest zagrożona. Dowódca Mossadu wyraził się bardziej enigmatycznie: stwierdził, ze „jeśli dojdzie do kryzysu konstytucyjnego, znajdzie się po właściwej stronie historii, ale to jeszcze nie ten moment”. Związek lekarzy przeprowadził w poniedziałek strajk, a centrala związkowa Histadrut rozważa ogłoszenie strajku generalnego.

„To był najgorszy dzień w historii tego tworu – ucieszył się przywódca Hezbollahu, szejk Nasrallah. – Z Bożą pomocą wszedł on na drogę rozpadu”. Jego radość jest uzasadniona: rząd, skupiony na walce z Izraelczykami, nie może się zajmować wrogiem zewnętrznym, podzielona armia jest osłabiona, a poparcie Stanów Zjednoczonych niepewne. Departament Stanu uznał przyjęcie ustawy za „niefortunne”, dwóch byłych ambasadorów do Izraela zaproponowało wstrzymanie pomocy wojskowej dla Jerozolimy, zaś największa organizacja diaspory, Amerykański Komitet Żydowski, wyraziła „głębokie rozczarowanie”.

Politycznie, społecznie, militarnie, gospodarczo kraj pękł na pół

Gospodarka zareagowała natychmiast: izraelskie firmy straciły na amerykańskich giełdach 1,5 procent na wartości, choć inne akcje szły w górę, a giełdy w Tel Awiwie odnotowała obniżkę kursów o około 3 procent. Perspektywy są nie lepsze: procent izraelskich startupów rozpoczęło przygotowania do przeniesienia firmy za granicę. Politycznie, społecznie, militarnie, gospodarczo kraj pękł na pół. Premier Netanjahu ogłosił zwycięstwo. Jak tak wygląda zwycięstwo, to jak wygląda klęska?

O ile nie dojdzie do eskalacji przemocy w tłumieniu demonstracji protestacyjnych, to w najbliższych dniach nic się dramatycznego nie wydarzy – z wyjątkiem, rzecz jasna, czwartkowych nabożeństw żałobnych z okazji Tisza be-Aw, rocznicy zburzenia pierwszej i drugiej Świątyni Jerozolimskiej. Zburzyli je wrogowie, lecz – naucza żydowska tradycja – stało się to możliwe z powodu „bezrozumnej nienawiści” między samymi Żydami. Trudno więc o bardziej aktualny temat niż ta rocznica wydarzeń sprzed tysiącleci.

Przeforsowując ustawę o zniesieniu wymogu roztropności, rząd zdecydował, że nie będzie już w ogóle się liczył z głosami sprzeciwu – choć sondaże świadczą, że dwie trzecie Izraelczyków jest przeciwnych jego programowi zamachu na niezawisłość sądownictwa. To oznacza, że będzie chciał też przegłosować prawo Knesetu do odrzucania wyroków Sądu Najwyższego oraz przyznanie rządowi większości miejsc w komisji mianującej sędziów; wszak cena polityczna została właśnie już zapłacona. Wówczas zwycięstwo, o którym mówi Netanjahu, będzie kompletne – ale nie dojdzie do tego wcześniej niż w październiku, kiedy Kneset wznowi obrady, po długiej przerwie na wakacje i święta żydowskie.

Przestępcy w rządzie, Sąd w odwrocie

Być może jednak rząd zdymisjonuje teraz niezależną prokurator generalną Gali Baharaw-Miarę, co pozwoliłoby na dłuższą metę ukręcić łeb procesowi przeciwko premierowi o oszustwa, korupcję i nadużycie władzy. Trudno zresztą przewidzieć, co władza, zwolniona z obowiązku roztropności, może jeszcze wymyślić.

Ale póki co, wyroki Sądu należy respektować. Ten zaś może uznać, że zniesienie wymogu roztropności jest sprzeczne z izraelskimi ustawami zasadniczymi. Takie miano nadaje się, w pozbawionym konstytucji Izraelu, ustawom, które Kneset uznaje za fundamentalne, i tak też określił ustawę odrzucająca roztropność. Zgodnie z wcześniejszym orzecznictwem Sądu, wszystkie inne ustawy muszą być z zasadniczymi zgodne.

Jeżeli Sąd odrzuciłby ustawę o roztropności, oznaczałoby to istotnie wojnę domową między władzami państwa. Kneset niewątpliwie w odpowiedzi przyznałby sobie prawo do odrzucania jego wyroków, pozostawiając obywatelom – oraz wojsku, Mosadowi i innym instytucjom państwa – decyzję, po której stronie się opowiedzieć.

Władza Netanjahu zależy od faszystów

Ale Sąd do tej pory odrzucał ustawy bardzo wstrzemięźliwie, i z tego powodu, oraz z troski, by nie przyczynić się do wywołania pełnej już wojny domowej, może on ograniczyć się jedynie do przyjęcia interpretacji radykalnie zawężającej zakres przegłosowanej ustawy, licząc na to, że rząd także ograniczy swój atak na sądownictwo.

Może się przeliczyć: w koalicji to już nie Netanjahu gra pierwsze skrzypce, lecz faszyści z Żydowskiej Potęgi oraz radykałowie z Likudu. Gdyby doszło do wyborów, Likud straciłby jedną trzecią głosów, mówią sondaże, i zapewne pozbyłby się Netanjahu jako winnego tej klęski przywódcy; nikt wówczas nie przejmowałby się jego procesem, który najpewniej zakończyłby się wyrokiem skazującym.

Zastąpiłby go wówczas najprawdopodobniej przywódca radykałów i autor zamachu na sądy, minister sprawiedliwości Jair Lewin. Poparcie wyborców dla faszystów za to nie słabnie, a na jego fali i radykałowie z Likudu zyskują. Jedni i drudzy mogą szantażować premiera groźbą rozpadu koalicji i przyspieszonych wyborów.

By przetrwać, i uniknąć wyroku, Netanjahu musi więc realizować ich cele, nawet jeśli sam ich może i nie podziela. Tylko na takie zwycięstwo może liczyć, okupione klęską kraju, który może na jego zwycięstwie stracić wszystko.

Konstanty Gebert
urodzony w 1953 roku, stały współpracownik „Kultury Liberalnej”, przez niemal 33 lata dziennikarz „Gazety Wyborczej”, współpracownik licznych innych mediów w kraju i za granicą. W stanie wojennym dziennikarz prasy podziemnej, pod pseudonimem Dawid Warszawski. Autor 12 książek, m.in. o obradach Okrągłego Stołu i o wojnie w Bośni, o europejskim XX wieku i o polskich Żydach. Jego najnowsza książka „Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela” ukazała się 17 maja nakładem wydawnictwa Agora.