Antysemityzm czyli jedna z twarzy chrześcijańskiej supremacji

Stanisław Obirek

Źródło: OKO.press

Przedsoborowe pojmowanie katolicyzmu paraliżuje jego obrońców w obliczu najmniejszej nawet krytyki.

Przedsoborowe pojmowanie katolicyzmu paraliżuje jego obrońców w obliczu najmniejszej nawet krytyki. Ten paraliż każe im wręcz zamykać oczy na fakty. Widać to w obecnej nagonce polityków i rządowych mediów na polskich badaczy Holokaustu – pisze historyk i teolog Stanisław Obirek

Uwaga wstępna

Uprzedzając możliwe zarzuty pod adresem poniższych uwag i mając na uwadze apologetów chrześcijaństwa, a zwłaszcza katolicyzmu polskiego, chcę od razu zaznaczyć, że nie będę się zajmował bohaterstwem Polaków ratujących Żydów w czasie Holokaustu, liczbą drzewek poświęconych polskim Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata w Jad Waszem czy dialogiem chrześcijańsko-żydowskim. Na pewno nie będzie mnie też zajmował wkład w ten dialog Jana Pawła II i jego szczególne osiągnięcia na tym polu, a zwłaszcza jego epokowa wizyta w rzymskiej Synagodze 13 kwietnia 1986 roku, kiedy to nazwał Żydów „naszymi starszymi braćmi w wierze”. To wszystko szczegółowo opisał Zbigniew Nosowski na łamach „Więzi” i nie zamierzam tego ani negować, ani się z tym spierać.

Przedmiotem moich rozważań będzie natomiast antysemityzm jako jeden, być może najważniejszy, z wymiarów chrześcijaństwa, który przeżywa obecnie swoją kolejną odsłonę. Temat ten nie tylko obrósł ogromną literaturą przedmiotu, ale jest dzisiaj jednym z najżywiej dyskutowanych zagadnień. Nie przestaje budzić żywych emocji, szczególnie w kontekście Holokaustu i roli, jaką odegrała w nim chrześcijańska Europa.

Lekceważenie, ośmieszanie, pogarda

Sam wielokrotnie zmagałem się z tym problemem i mimo że zajmuję się nim przynajmniej od 40 lat, mam poczucie, że daleki jestem od jego zrozumienia. Wybiorę dzisiaj te jego aspekty, które w moim przekonaniu pozwalają lepiej rozumieć długie trwanie antysemityzmu chrześcijańskiego (choć oczywiście nie do końca go wyjaśniają). Główną uwagę poświęcę katolicyzmowi polskiemu, choć mam świadomość, że jest on częścią globalnego chrześcijaństwa. Jednak w Polsce z wielu względów antysemityzm ma szczególny charakter, o czym pisało wielu badaczy.

Na pewno polski antysemityzm nie miał charakteru zbrodniczego, jak to było w przypadku antysemityzmu hitlerowskiego.

Jego cechą wyróżniającą było lekceważenie, ośmieszanie i pogarda wobec Żydów. Traktowanie ich jak obcych, innych, a w najlepszym wypadku jako gości, którzy powinni respektować reguły gospodarza.

Pisała o tym Bożena Keff w znakomitej książce „Strażnicy fatum”, pokazując, jak bardzo do Zagłady Żydów na terenie Polski przyczynili się nie tylko hitlerowcy, ale i polscy pomocnicy.

Będę do niektórych z tych głosów nawiązywał, jednak bez ambicji sporządzenia ich kompletnej listy. Mówiąc krótko, jest to kolejny krok w debacie, a nie jej zamknięcie.

Zacznijmy jednak od faktów, czyli od tego, co wiemy na pewno na temat stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej, a zwłaszcza na temat przejmującego poczucia osamotnienia, jakiego doświadczyli mieszkańcy gett. Bo to o tym przecież mówiła przede wszystkim Barbara Engelking w rozmowie, która wywołała tak wiele głosów sprzeciwu. Literatura na ten temat jest bezkresna, ograniczam się więc do dwóch przykładów. Jeden z czasu wojny, drugi z najnowszej literatury przedmiotu.

Kler polski nie pomógł Żydom

Na początku 1944 roku, ukrywając się w schronie przy ul. Grójeckiej 84 na warszawskiej Ochocie, żydowski historyk Emanuel Ringelblum kreślił na gorąco uwagi na temat „Stosunków polsko-żydowskich w czasie drugiej wojny światowej”. 7 marca 1944 roku schron został zdekonspirowany, a wszystkie ukrywające się w nim osoby rozstrzelane. Liczący 127 stron esej Ringelblum zdołał przekazać Adolfowi Bermanowi. Tekst został napisany w języku polskim i był już kilkakrotnie publikowany, również w tłumaczeniu na inne języki. Zakładam, że jest dobrze znany, również uczestnikom obecnej debaty. Oto jeden z fragmentów tego poruszającego tekstu:

„Duchowieństwo polskie przeszło prawie obojętnie obok nieznanej w dziejach tragedii wymordowania całego narodu żydowskiego. Przed wojną kler polski odznaczał się wybitnie antysemicką postawą. (…) Faszyzm był energicznie zwalczany przez znaczną część duchowieństwa katolickiego Zachodu jako sprzeczny z zasadami religii chrześcijańskiej. W tym samym czasie kler polski zachowywał się neutralnie wobec akcji antysemickiej, a neutralność ta była niejako aprobatą fali pogromów i ekscesów, wznoszących się wciąż wyżej i wyżej. Duchowieństwo katolickie tolerowało wybryki takiego np. ks. Trzeciaka, współpracującego z hitlerowskimi organizacjami antyżydowskimi. Od takiego duchowieństwa trudno było się spodziewać wydatniejszej pomocy dla Żydów w czasie obecnej wojny, skoro kler polski nie udzielił tej pomocy nawet wtedy, kiedy mógł to uczynić”.

Zacytowałem dłuższy fragment, bo w obecnej debacie często jest przywoływany argument szczególnej roli, którą duchowieństwo katolickie jakoby odegrało w ratowaniu Żydów. Jak bardzo Ringelblum miał rację, widać chociażby wksiążce Ronalda Modrasa „Kościół katolicki i antysemityzm w Polsce w latach 1933-1939”. Autor przeanalizował prasę katolicką w okresie przedwojennym. Obraz, jaki się z niej wyłania, jest porażający, tym bardziej że dotyczy okresu już po dojściu Hitlera do władzy w 1933 roku.

Przywołam jeden z najłagodniejszych głosów.

Na przykład w redagowanym przez księdza Stefana Wyszyńskiego, późniejszego prymasa Polski „Ateneum Kapłańskim”, jeden z najważniejszych autorów tego pisma ks. Józef Pastuszka pisał, że „Żydzi są obcym ciałem w organizmie europejskich narodów, nie z powodu krwi, lecz ze względu na wrogość do chrześcijańskiej kultury, która jest obca żydowskiej psychice. Tylko szczere nawrócenie na chrześcijaństwo może przeobrazić tę psychikę”.

„Życie szczutych zwierząt”

Na temat stosunków polsko-żydowskich podczas wojny pisał oczywiście nie tylko Ringelblum. Ponad 30 tomów „Archiwum Ringelbluma” [konspiracyjnego archiwum getta warszawskiego, stworzonego przez grupę żydowskich literatów, nauczycieli, naukowców i działaczy społecznych pod kierunkiem E.Ringelbluma – przyp. red.] dostarcza obfitego materiału na ten temat. W opublikowanej w 2021 roku, słusznie nagradzanej książce „»Każdy pyta, co z nami będzie«. Mieszkańcy getta warszawskiego wobec wiadomości o wojnie i Zagładzie” Maria Ferenc, badaczka z Żydowskiego Instytutu Historycznego zebrała ogromny materiał, obrazujący osamotnienie mieszkańców getta skazanych na powolne wymieranie.

Jak pisze w epilogu: „Z prasy konspiracyjnej ukazującej się w getcie szczątkowym [niem. Restgetto – określenie odnoszące się do ostatniego etapu istnienia gett, polegającego na skupieniu resztek ludności żydowskiej po wielkich akcjach deportacyjnych – przyp. red.] wyłaniał się bezna­dziejny obraz sytuacji resztki ocalałych Żydów. W gazetach można było przeczytać o nieprzychylnym stosunku ludności polskiej do osób szukających schronienia po drugiej stronie muru:

»Pobyt Żydów po stronie pozaghettowej to życie szczu­tych zwierząt«.

I o tym, że uciekinierzy z Treblinki także spotykają się z wrogą reakcją okolicznej ludności. Ucieczka poza getto była zresztą kosztowna i bardzo ryzykowna”.

Powtórka „marcowego gadania”

Pretekstem do najnowszej, ogólnopolskiej debaty na temat stosunków polsko-żydowskich podczas okupacji nazistowskiej była rozmowa Moniki Olejnik z profesor Barbarą Engelking (nawiasem mówiąc promotorką doktoratu Marii Ferenc, który stał się podstawą przywołanej wyżej monografii), pomysłodawczynią poruszającej wystawy „Wokół nas morze ognia”, poświęconej tragicznej historii ludności cywilnej podczas powstania w warszawskim getcie. Rozmowa odbyła się właśnie w przestrzeni wystawy. Warto odsłuchać całą rozmowę, gdyż większość zabierających głos polemistów albo jej nie widziała, albo opierając się na wybranych z kontekstu zdaniach snuje własne wizje na temat tego, co Engelking powiedziała.

Dotyczy to zwłaszcza wypowiedzi przedstawicieli rządu i będących jego tubą mediów. Język rządowych mediów i enuncjacji prominentnych polityków znakomicie zdiagnozował w OKO.press Piotr Osęka, dostrzegając w nich uderzające podobieństwo do marcowej propagandy z 1968 roku.

Jednak między „marcowym gadaniem” (pojęcie wprowadzone przez Michała Głowińskiego w jego znakomitej książce o tym właśnie tytule, analizującej ówczesny język propagandy komunistycznej), a dzisiejszą nagonką na Barbarę Engelking jest zasadnicza różnica. Wtedy Kościół zachowywał się obojętnie, o czym jeszcze wspomnę. Dzisiaj jest aktywną stroną w sporze.

Moim zdaniem temperatura medialnej wrzawy świadczy nie tylko o żywotności antysemickich uprzedzeń wykorzystywanych do doraźnych politycznych celów, na co wskazał Osęka. Pisała o tym również Agnieszka Graff, analizując te ataki w kontekście wyborczej strategii PiS.

Polski katolik patrzy na „nielojalnych” Żydów

Aktualny kontekst polityczny to jednak tylko część problemu. Argumenty, jakie pojawiają się w obecnej debacie, nie są ani nowe, ani oryginalne. Wprost przeciwnie, przypominają dobrze znane motywy z okresu międzywojennego, kiedy pod adresem mniejszości narodowych (zwłaszcza żydowskiej) kierowano zarzuty o braku lojalności z jednej strony i formułowano ostrzeżenia o niechybnym zagrożeniu dla polskości i moralności katolickiej.

W okresie PRL-u falami wracały zarzuty wobec Żydów o brak lojalności wobec socjalistycznego państwa i apele o oczyszczenie społeczeństwa z wrogich elementów. Nad tym wszystkim czuwało oczywiście państwo, które hojnie wspierało lojalnych obywateli, a zwłaszcza artystów, pisarzy i intelektualistów. Krytycy i opozycjoniści musieli się liczyć z cenzurą i szykanami.

Dzisiejszy rząd PiS-u znakomicie odnajduje się w retoryce zarówno okresu międzywojennego (uprzywilejowane miejsce katolicyzmu), jak i czasu PRL-u (państwo wspiera swoich zwolenników i tępi przeciwników). Warto jednak zwrócić uwagę również na obecność religijnego sztafażu tej retoryki. Są to elementy na pierwszy rzut oka mało widoczne. Ale gdy się im przyjrzeć uważnie, okaże się, że to właśnie

przedsoborowy katolicyzm z jego ambicjami kształtowania całego życia społecznego jest szczególnie bliski rządzącym politykom.

Nie trzeba dodawać, że większość polskiego kleru znakomicie się w tej retoryce odnajduje, a zblatowanie polityki i katolicyzmu jest od 2015 roku najbardziej wyróżniającym wymiarem polskiej sceny politycznej. Głęboko zakorzeniony w polskim społeczeństwie antysemityzm jest, jak się okazuje, ściśle powiązany z długim trwaniem chrześcijańskiej supremacji.

Turowicz: katolik nie może być antysemitą

Gwałtowność reakcji na spokojną rozmowę Moniki Olejnik z Barbarą Engelking dla wielu była zaskoczeniem. Niektórzy zwracali uwagę na podobny wybuch emocji przy okazji dziennikarskich ustaleń na temat zaniedbań Karola Wojtyły jako krakowskiego biskupa odnośnie ofiar pedofilii. Co ciekawe, autorami najbardziej ostrych głosów byli często ci sami politycy i dziennikarze. Jak się wydaje, ten związek nie jest przypadkowy. W obu przypadkach chodzi o reputację katolicyzmu i katolików, a zwłaszcza o obronę starannie pielęgnowanych mitów związanych z katolicyzmem właśnie. Tak więc naprawdę nie chodzi tu o ofiary Holokaustu, o których przede wszystkim rozmawiała Monika Olejnik z badaczką Zagłady polskich Żydów, ale o ocenę społeczeństwa polskiego i jego zróżnicowanych postaw w tamtym tragicznym okresie.

Warto przypomnieć kolejne odsłony tego sporu, które rozpoczynały zwykle głosy intelektualistów katolickich zatroskanych o jakość wiary własnego Kościoła. Co ciekawe, do tej dyskusji hierarchia kościelna rzadko się odnosiła.

Jednym z pierwszych tekstów na temat roli odegranej przez Polaków w czasie Holokaustu był opublikowany w 1957 roku artykuł Jerzego Turowicza, redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego", zatytułowany „Antysemityzm”. Turowicz, przypominając powstanie w getcie warszawskim w 1943 roku, dzieli się z czytelnikami swoim przekonaniem, a raczej złudzeniem, że wspólne doświadczenie cierpienia w czasie wojny zbliży Polaków i Żydów:

„Ta ówczesna wspólnota ludzi prześladowanych, cierpiących, walczących zmieniła dość zasadniczo stosunki polsko-żydowskie w naszym kraju. W ogromnej części społeczeństwa polskiego znik­ły ślady antysemityzmu, na jego miejsce zjawiło się poczucie solidarności, zjawiła się – szeroko wprowadzona w czyn – wola pomocy ludziom prześladowanym”.

W dalszej części tekstu Turowicz pisze, że w 1957 roku antysemityzm niestety ma się nadal dobrze. Wspomina o antysemityzmie członków PZPR (to był okres rozliczeń zbrodni stalinowskich, które chętnie przypisywano komunistom pochodzenia żydowskiego), ale też o antysemityzmie ludzi prostych. Jak pisze: „Antysemityzm w Polsce ma niestety dość starą tradycję, przed wojną stosunkowo duża część społeczeństwa ulegała jego wpły­wom, toteż i dziś w warstwach mniej wyrobionych, o bardziej prymitywnym sposobie myślenia, została pewna podatność na hasła antysemickie”.

Turowicz nie wspomina o przedwojennym antysemityzmie katolickim, który był szczególnie propagowany przez katolicką prasę.

Prawdopodobnie z obawy, by nie być oskarżonym o szkalowanie własnego gniazda.

Swoje uwagi redaktor „Tygodnika Powszechnego” kończył wezwaniem do zerwania z antysemityzmem, jeśli chce się być katolikiem: „nie jest rzeczą możliwą być świadomym i konsekwentnym katolikiem i być równocześnie antysemitą. Trzeba wybierać”.

Z zachowanego archiwum „Tygodnika Powszechnego” wiadomo, że artykuł redaktora naczelnego wzbudził falę antysemickich listów, w których pojawiły się nie tylko głosy mówiące o rezygnacji z prenumeraty, ale nawet groźby pod adresem autora tekstu.

Mazowiecki: antysemityzm „dobrych i łagodnych”

Temat podjął kilka lat później Tadeusz Mazowiecki, kierujący wówczas katolickim miesięcznikiem „Więź”. Jego słynny esej „Antysemityzm ludzi łagodnych i dobrych” był wykładem wygłoszonym wcześniej w Klubach Inteligencji Katolickiej w Krakowie i Warszawie, opublikowanym w 1960 roku na łamach „Więzi”.

Mazowiecki, podobnie jak Turowicz, zauważa ogromną zmianę w Polsce w porównaniu z okresem przedwojennym. Powiada: „Zjawisko otwartego, wojującego antysemityzmu znikło z powierzchni naszego życia. Nie ma organizacji, które by programowo głosiły rasizm i antysemityzm. Inne jest stanowisko państwa, które obie te ideologie traktuje jako wrogie ludzkości i zakazane przez prawo”.

I od razu dodaje, że sytuacja w społeczeństwie jest zupełnie inna. Stąd tytułowe stwierdzenie istnienia antysemityzmu „ludzi łagodnych i dobrych”. Mazowiecki zaczerpnął je z autobiografii Ludwika Hirszfelda „Historia jednego życia”. Hirszfeld, wybitny lekarz immunolog, napisał ją w 1943 roku, ukrywając się pod zmienionym nazwiskiem po aryjskiej stronie. Pisał:

„Największą tragedią Żydów jest nie to, że ich antysemita nienawidzi, ale to, że łagodni i dobrzy ludzie mówią: »porządny człowiek, chociaż Żyd«”.

Jak bardzo prawdziwe były to słowa, okazało się kilka lat po publikacji tekstu Mazowieckiego, gdy po wojnie sześciodniowej, wygranej w czerwcu 1967 roku przez Izrael, ekipa Władysława Gomułki rozpoczęła antysyjonistyczną kampanię, w wyniku której kilkanaście tysięcy Żydów zostało zmuszonych do opuszczenia kraju.

Zwykło się mówić, zwłaszcza w kręgach kościelnych, że antysyjonistyczna, a właściwie antysemicka kampania rozpętana przez Gomułkę i Moczara była wewnątrzpartyjną rozgrywką. I właśnie dlatego hierarchowie nie zabrali wówczas głosu. Trudno się z tym zgodzić, tym bardziej że działo się to kilka lat po zakończeniu Soboru Watykańskiego II, na którym ogłoszono w 1965 roku deklarację „Nostra aetate”. Mowa w niej była o szczególnych związkach chrześcijaństwa z judaizmem i narodem żydowskim. Jak widać, nie miała ona żadnego wpływu na myślenie polskiego kleru.

Błoński: „Bóg tę rękę zatrzymał”

Kolejnym tekstem, który wzbudził ogólnopolską debatę, był esej Jana Błońskiego z 1987 roku „Biedni Polacy patrzą na getto”, podobnie jak tekst Turowicza ogłoszony w „Tygodniku Powszechnym”. Tym razem redakcja zdecydowała się na publikację zarówno tekstów wspierających Błońskiego, jak i głosów polemicznych. Te drugie zdecydowanie przeważały, a szczególne oburzenie wywołało pytanie o możliwą współodpowiedzialność Polaków za Zagładę.

Pisał Błoński: „Musimy całkiem szczerze, całkiem uczciwie stanąć wobec pytania o współodpowiedzialność. Nie ma co ukrywać: to jest jedno z najboleśniejszych pytań, przed którym możemy stanąć. Myślę jednak, że powinniśmy je koniecznie rozważyć”. Szukając odpowiedzi na to pytanie Błoński, sugerował optymistyczną konkluzję. Twierdził, że ostatecznie Polacy, mimo że ulegali antysemityzmowi, to jednak udziału w zbrodni nie wzięli:

„Przyznać trzeba, że właśnie w Polsce antysemityzm stał się – zwłaszcza w XX wieku – szczególnie dokuczliwy i jadowity... Czy doprowadził do wzięcia udziału w ludobójstwie? Nie. Kiedy czyta się to, co o Żydach wypisywano przed wojną, kiedy się odkrywa, ile było w polskim społeczeństwie nienawiści – można się nieraz dziwić, że za słowami nie poszły czyny. Ale nie poszły (albo szły rzadko). Bóg tę rękę zatrzymał. Tak, Bóg, bo jeśli nie wzięliśmy udziału w tej zbrodni, to dlatego, że byliśmy jeszcze trochę chrześcijanami, że w ostatniej chwili pojęliśmy, jak szatańskie to było przedsięwzięcie... Ale od współwiny wcale nas to nie uwalnia”.

Tej „współwiny” polemiści Błońskiemu nie mogli wybaczyć.

Bronili niewinności Polaków, wskazując na ich równie wielkie, jak żydowskie cierpienie.

Ojciec Musiał: „Czarne jest czarne”

Już po transformacji politycznej temat polskiego antysemityzmu wrócił ze zwielokrotnioną siłą. Brak państwowej cenzury nie tylko gwarantował wolność wypowiedzi i debaty publicznej, ale także wprowadził do niej tematy wcześniej uważane za wstydliwe. Do takich niewątpliwie należał antysemityzm. W tym nowym kontekście wątki antysemickie pojawiały się szczególnie często w mediach katolickich, takich jak Radio Maryja, i na ambonach katolickich kościołów.

Wyjątkowo agresywnie prezentował je znany kapelan gdańskiej „Solidarności” ks. Jankowski. To właśnie jego antysemickie tyrady sprowokowały jezuitę Stanisława Musiała, zaangażowanego w dialog chrześcijańsko-żydowski, do opublikowania w „Tygodniku Powszechnym” dramatycznego w swej wymowie artykułu „Czarne jest czarne”.

Musiał pisał: „W niedzielę 26 października 1997 roku ksiądz prałat Henryk Jankowski oświadczył między innymi, że »nie można tolerować mniejszości żydowskiej w polskim rządzie, bo naród się tego boi«. Nie była to pierwsza wypowiedź antysemicka w ustach księdza prałata”. (…) Sprawa księdza Jankowskiego dawno już wyszła poza granice naszego kraju. (…) Gdyby ksiądz prałat Jankowski jednak sądził, że zainteresowanie światowych mass mediów zaczyna się i kończy na jego osobie, a zatem, że stał się człowiekiem rzeczywiście sławnym, muszę go rozczarować. (…) Tym, co interesuje opinię światową, są nie takie czy inne poglądy i wypowiedzi antysemickie ks. Jankowskiego, tylko kwestia: jak reagują na te wypowiedzi Polacy”.

Jak wiadomo, ks. Jankowski, mimo udowodnionych mu nagannych zachowań moralnych, nadal cieszy się szacunkiem o wielu katolików. Natomiast piętnujący jego antysemickie wypowiedzi tekst Musiała sprowokował władze zakonne do zakazania zakonnikowi publikowania.

?Wielu biskupów domagało się wręcz wyrzucenia niepokornego jezuity z zakonu.

„Antypolski” Gross i „szkodliwe” pismo „Zagłada Żydów”

Najbardziej burzliwe reakcje wywołała w 2000 roku publikacja niewielkiej książki Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”, w której autor przedstawił dobrze znany historykom mord, jakiego dokonali polscy mieszkańcy miasteczka Jedwabne na swoich żydowskich sąsiadach 11 lipca 1941 roku. Znowu można postawić pytanie, dlaczego ten znany historykom fakt obudził demony, dlaczego Jan Gross do dzisiaj jest uważany za wroga Polaków, dlaczego był ścigany przez „obrońców dobrego imienia Polski”, którzy zarzucali mu zniesławienie?

Tamta dyskusja nie została zamknięta, mimo setek książek i tysięcy artykułów, jakie od tamtego czasu się pojawiły. Nadal pojawiają się głosy kwestionujące winę polskich sprawców, chociaż nasza wiedza na temat Jedwabnego i innych miejscowości, gdzie polscy mieszkańcy uczestniczyli w mordowaniu swoich żydowskich sąsiadów, powiększyła się od tego czasu dzięki wydatnej pracy badaczy i badaczek.

Pismem szczególnie zasłużonym w badaniu tych skomplikowanych spraw jest powołany do życia w 2005 roku rocznik „Zagłada Żydów. Studia i materiały”. Dotychczas wyszło 18 numerów, niektóre z nich liczące blisko tysiąc stron. Historycy Holokaustu rocznik uważają je za najważniejsze pismo poświęcone tej problematyce, a niektórzy, jak Antony Polonski, radzą młodym historykom na świecie, by uczyli się języka polskiego właśnie po to, by czytać „Zagładę Żydów”.

Od 2015 roku polskie władze nie finansują tego pisma, a obecny minister edukacji uważa je za szkodliwe i antypolskie.

Podobnie traktowane są fundamentalne prace skupionych wokół pisma badaczy z Barbarą Engelking na czele. Jak to zrozumieć? Być może postawa polityków PiS wynika z tradycyjnego pojmowania chrześcijaństwa jako nieomylnej i jedynej religii (a może w tym wypadku należałoby mówić o ideologii), która powinna nadal wyznaczać trajektorię naszego myślenia nie tylko o przyszłości, ale również o przeszłości.

Sam katolicyzm zerwał z takim myśleniem w połowie XX wieku na Soborze watykańskim II, uznając niezbywalność wolności religijnej i prymat indywidualnego sumienia z jednej strony w deklaracji „Dignitatis humanae”, oraz ogłaszając równowartość innych religii, w tym zwłaszcza judaizmu, w deklaracji „Nostra aetate”.

Te dwa przełomowe dokumenty zaowocowały rozwojem krytycznych publikacji na temat samego chrześcijaństwa i odrzuceniem jego dominującej i niszczycielskiej postawy wobec innych kultur i religii. Przez wielu jest ona określana jako kompromitująca, a nawet haniebna. Dotyczy to zwłaszcza roli, jaką chrześcijaństwo odegrało w propagowaniu i wzmacnianiu postaw antysemickich. Ostatniomówił o tym biskup Grzegorz Ryś w Przysusze, podkreślając, że getta wymyślili właśnie chrześcijanie.

Przeciw chrześcijańskiej supremacji

Niestety, nic nie wskazuje na to, by to nowe myślenie na temat chrześcijaństwa i katolicyzmu było znane polemistom Barbary Engelking. Dla nich obrona dobrego imienia katolików jest ciągle najważniejszą zasadą organizującą ich myślenie o świecie. To właśnie im chciałbym polecić kilka lektur, które być może sprowokują ich do myślenia, a może nawet doprowadzą do zmiany postrzegania rzeczywistości. Wszak wiadomo, że nawrócenie należy do podstawowych kategorii religijnych, w tym również dla katolików.

Zacznijmy więc od tego, czym jest i do czego doprowadziło przekonanie o tym, że chrześcijaństwo jest jedynie słuszną odpowiedzią na ludzkie pytania o sens i zbawienie. Jednej z najbardziej przekonujących i błyskotliwych odpowiedzi na to pytanie udzielił amerykański teolog, pisarz publicysta James Carrol w swojej przejmującej książce z 2001 roku „Constantine's Sword. The Church and the Jews. A History” („Miecz Konstantyna. Kościół i Żydzi. Historia”). Przedstawił w niej nie tylko historię dwóch tysięcy lat walki chrześcijaństwa z judaizmem, ale również pokazał, jak bardzo odkrycie tej historii zachwiało podstawami jego własnej wiary katolickiej.

Podobne stanowisko zajął amerykański historyk David Nirenberg w książce opublikowanej w 2013 roku „Anti-Judaism. The Western Tradition” („Antyjudaizm. Zachodnia tradycja”). Jego zdaniem antyjudaizm to nie jest jedna z wielu ideologii, często traktowana jako egzotyczna i radykalna. Wręcz przeciwnie, to idea organizująca wręcz tożsamość chrześcijańskich Europejczyków, dla których postrzeganie judaizmu i Żydów jako innych i obcych było wyznacznikiem ich myślenia o sobie jako o nie-Żydach.

Konkretnymi przejawami tego myślenia były tak różne zjawiska, jak rzymskie zniszczenie Drugiej Świątyni, hiszpańska inkwizycja czy niemiecki Holokaust.

W podobnym duchu utrzymana jest książka amerykańskiej historyczki o polskich korzeniach Magdy Teter „Christian Supremacy. Reckoning with the Roots of Antisemitism and Racism” („Chrześcijańska supremacja. Rozliczenie z korzeniami antysemityzmu i rasizmu”), opublikowana w maju 2023 roku. Autorka śledzi w niej nie tylko religijne i prawne źródła antysemityzmu, ale pokazuje, jak myślenie wyższościowe znalazło swoje ujście w białej supremacji w USA. Jak się okazuje, w umysłach wielu białych chrześcijan rasizm znakomicie współgra z antysemityzmem.

„O nauczaniu pogardy”

Bardzo podobne kategorie analityczne zastosował w swojej książce amerykański antropolog kultury Jonathan Boyarin. Jego zdaniem postrzeganie innych, najpierw Żydów, a potem Indian z wyższościowej pozycji chrześcijan, posiadających jedyną prawdę, pewnych zbawienia w Jezusie Chrystusie, miało zgubne konsekwencje dla tych, którzy się jeszcze nie nawrócili. Stąd tytuł tego niezwykle pouczającego studium: „The Unconverted Self. Jews, Indians, and the Identity of Christian Europe” („Nienawrócone ja. Żydzi, Indianie i tożsamość chrześcijańskiej Europy”).

Zarówno w historycznych analizach Carrolla, Nirenberga i Teter, jak i w antropologicznych wywodach Boyarina chodzi o tradycyjną teologię zastępstwa, w której „ślepota i upór” Żydów skazała ich na odrzucenie przez Boga, zaś przyjęcie przez wyznawców Jezusa jego zbawczych obietnic zapewniło im już tu, na Ziemi, całkowicie zrozumiałą dominację. Jej oczywistym znakiem było najpierw przekształcenie Cesarstwa Rzymskiego w Cesarstwo Chrześcijańskie, a po „odkryciu” Nowego Świata, poddanie go pod duchowe zwierzchnictwo papieża.

I już na koniec chciałbym wspomnieć o małej książeczce francuskiego historyka Julesa Isaaca (1877-1963) „O nauczaniu pogardy”, która ukazała się po francusku w 1962 roku, a jej angielskie tłumaczenie, do którego się odwołuję, w 1965 roku. Jest ona o tyle istotna, że to właśnie Isaac wpłynął w okresie powojennym na decyzję papieży Piusa XII i Jana XIII, aby Kościół katolicki odrzucił owo nauczanie pogardy. Najpierw Pius XII zmienił odmawianą w Wielki Piątek modlitwę, by katolicy nie modlili się za „przewrotnych Żydów”, tylko za lud pierwszego przymierza. Następnie Jan XXIII zainicjował prace nad wspomnianą deklaracją „Nostra aetate”, która zrewolucjonizowała podejście katolików do judaizmu i Żydów.

Pozostaje otwartym pytanie, na ile to nowe rozumienie chrześcijaństwa i katolicyzmu stało się częścią świadomości katolików nad Wisłą. Upór wart lepszej sprawy, z jaką bronią nieposzlakowanej reputacji Kościoła i katolików zdaje się wskazywać, że nadal są więźniami starego myślenia.

Jaką tożsamość wybierzemy?

Jak się wydaje, to właśnie przedsoborowe pojmowanie katolicyzmu, który był synonimem doskonałej wspólnoty (societas perfecta) paraliżuje jego obrońców w obliczu najmniejszej nawet krytyki. Ten paraliż każe im wręcz zamykać oczy na fakty. I właśnie ten wymiar obecnej nagonki na badaczy Holokaustu stanowi o jakościowej różnicy między przedwojennym antysemityzmem, komunistyczną i nacjonalistyczną propagandą „marcowego gadania” z 1968 roku, a językiem używanym przez dzisiejszych „oburzonych”.

Ta różnica jest trudna do wychwycenia, gdyż w Polsce krytyczna ocena chrześcijaństwa nie ma dobrej prasy i każdego śmiałka, który ośmieli się zwracać uwagę na ciemne strony katolicyzmu, bezpardonowo wyklucza się z narodowej wspólnoty. Poza tym strategie owej supremacji przybrały obecnie nowy, znacznie bardziej subtelny i trudny do uchwycenia wymiar, a jej antysemicki charakter jest na pierwszy rzut oka zupełnie niewidoczny. Warto jednak podjąć wysiłek jego nazwania, gdyż kakofonia głosów „obrońców polskiej racji stanu”, jakie wybrzmiewają w przestrzeni publicznej, skutecznie utrudnia zrozumienie, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.

A stawka jest naprawdę wysoka. Chodzi o głębokie procesy cywilizacyjne dotyczące nie tylko polskiej pamięci historycznej, ale również polskiej tożsamości. Mamy tu do czynienia z kolejną odsłoną wojny kulturowej, która w chwili obecnej ma charakter globalny. Jej wynik może zadecydować, kim my sami będziemy w najbliższej przyszłości.

Mamy przed sobą dwa scenariusze. Pierwszy, pisany przez konserwatywną, a nawet fundamentalistyczną ideologię obecnego rządu, wspieranego przez katolicki kler i część Akademii. I drugi, tworzony przez krytyczną i liberalną część społeczeństwa, która nie chce zepchnięcia Polski do archaicznego i nacjonalistycznego getta. W tle pojawia się również problem jakości naszej obecności w strukturach Unii Europejskiej.

Oczywiście opowiedzenie się po jednej albo drugiej stronie sporu, ma również charakter polityczny. Jednak w moim przekonaniu polityka to problem drugorzędny. Ten wybór ma bowiem charakter cywilizacyjny.