Janusz Poniewierski: "Sen"

Janusz Poniewierski

Janusz Poniewierski

Źródło: ZNAK

„Nie o to naprawdę chodzi, że zaistniała w Kościele »era konstantyńska«, tylko o to raczej, że nie znalazła już prawie dostępu do rzymskiego katolicyzmu era renesansu, i że wszystkie kolejne ery nowożytne stawały mu się coraz bardziej obce”.

ARTYKUŁ Z NUMERU ZNAK marzec 2022
SPIS TREŚCI
KUP NUMER
UDOSTĘPNIJ

Czytaj więcej:
Janusz Poniewierski
Prorokini Anna

Przyśniła mi się – urodzona 100 lat temu – myślicielka i działaczka katolicka Anna Morawska. Rozmawialiśmy o chrześcijaństwie*.

Janusz Poniewierski: Coraz większej liczbie Polaków, zwłaszcza młodych, katolicyzm kojarzy się dziś raczej z opresyjną, totalną ideologią aniżeli z wolnością sumienia i miłością bliźniego. Jak zatem mówić o katolicyzmie / chrześcijaństwie, aby ludzie dostrzegli, że wciąż jest w nim ukryty potencjał, jaki niesie ze sobą Ewangelia?

Anna Morawska: Katolicyzm nie jest zamkniętym „wykładem”. On – przez wszystkie wieki swej historii i dziś, i jutro także – był, jest i będzie drogą do Boga. Drogą przede wszystkim. (…) Katolicyzm nie jest nigdy „cały” i zamknięty, ponieważ droga – dopóki trwa – nigdy nie jest zamknięta i „cała”.

Ładnie brzmi, w praktyce jednak tę drogę przesłania nam często instytucja, która rości sobie pretensje do bycia nieomylnym interpretatorem słowa Bożego. I ciągle marzy jej się jakiś rodzaj sojuszu z władzą, pojmowaną przezeń jak świeckie ramię Opatrzności.

[Za teologami warto pytać,] czy zwrot konstantyński, który uczynił Kościół jedną z potęg świeckich, (…) nie był tragicznym, zasadniczym rozminięciem się z misją i z duchem Ewangelii. (…) Zrozumiałe, że pytanie takie nasuwa konieczność zrewidowania, nieraz w punktach bardzo istotnych, wielu przyjętych dotąd poglądów. (…) Zdaniem [jednego z myślicieli] „można i trzeba starać się kontrolować (…) słuszność lub fałsz historycznego, doczesnego oblicza Kościoła, zestawiając je z tym, co w sposób po ludzku zrozumiały objawił Chrystus, gdy go zakładał”.

Innymi słowy, zestawiając je z „esencją chrześcijaństwa”.

[Mamy tu] ogromną amplitudę możliwości: są tendencje dopatrywania się „esencji Ewangelii” w jej uniwersalnych wartościach etycznych (…). Ale jest też drugi biegun [tej] amplitudy, ciążenie wręcz odwrotne (…). „Absolutem chrześcijaństwa” nie są, w tej perspektywie, wartości etyczne. Są one raczej pochodnymi i zarazem warunkami sprawy centralnej, niepodzielnie osobistej i jedynie istotnej, jaką jest spotkanie człowieka z Bogiem.

Tu nie musi być wcale sprzeczności… Powtórzę za Panią: „W chrześcijaństwie dialogu sprawą bardziej osobistą i mistyczną niż jurydyczną i rytualną staje się nie tylko strefa samego kontaktu człowieka z boskością, lecz także strefa etyki”.

[Dla mnie] chrześcijaństwo jest wymiarem (…) kultury, w której człowiek żyje i wybiera życie, w której podejmuje swój los istoty uwarunkowanej i śmiertelnej i usiłuje wyjść poza jego tragizm jedyną drogą powszechnie odczuwaną jako ludzka, a objawioną jako święta: drogą zgody i służby.

Chciałbym w tym kontekście zapytać o tzw. świat. Wielu ludzi Kościoła boi się go, widząc w nim domenę „księcia tego świata”, tj. rzeczywistość, w której nie ma Boga…

W czasie pewnej uczonej i zawiłej dyskusji o religii i kulturze zabrał głos Jerzy Zawieyski i opowiedział (…), jak strzygł krzewy w swoim ogrodzie i jak obcięte gałęzie, porzucone w kącie za szopą, zakwitły najpierwsze. Może właśnie wtedy padła najcelniejsza diagnoza tego, co naprawdę dziś się dzieje? Wypielony, schludny „sektor wydzielony” chrześcijańskiego ogródka trwa jakby jeszcze w bezładzie i ogołoceniu przedwiośnia. Pościnane krzewy wydają się nawet zmartwiałe, okaleczone; ostre, brutalne narzędzia ryją wciąż i rozkopują bez litości wypielęgnowane klomby, grządki, ścieżki. Może będzie tak jeszcze długo. „Pamiętajcie − mówił w jakimś odczycie Karl Rahner – że strasznie dużo może być nam jeszcze odebrane, strasznie dużo, może prawie wszystko – prócz miłości”. Zorganizowana (…) wiosna rodzi się opornie i w trwodze. Lecz tymczasem za szopą, za ogródkiem, tam, gdzie dla chrześcijaństwa był „laicki” świat (czy w najlepszym razie nieortodoksyjne, zbuntowane marginesy), obcięte gałęzie już kwitną. Właśnie tam – kwitną pierwsze. Niecierpliwie, spontanicznie kwitną, choć nie wiadomo, czy zdołają zapuścić korzenie, kwitną niebaczne na plan i granice ogródka, kwitną, bo po prostu jest wszędzie wiosna – uniwersalny „słoneczny wymiar” rzeczywistości. Do tego odkrycia sprowadza się groźny i tak na pozór destrukcyjny stan zakwestionowania chrześcijaństwa jako religii, jako bezpiecznego, gwarancyjnego „ogródka”. Do odkrycia, że za szopą, za murem, wszędzie – kwitną gałęzie, że naprawdę nie ma wcale antynomii czy nawet przeciwstawienia: chrześcijaństwo–świat.

  • Wszystkie wypowiedzi Anny Morawskiej zaczerpnąłem z jej tekstów. Nieliczne dopowiedzenia ująłem w nawiasy kwadratowe.