Ks. prof. Chrostowski: Znaczenie wydarzeń z Betlejem odsłoniło się w pełni dopiero później

ks. Waldemar Chrostowski

Źródło: eKAI

Znaczenie tego, co dokonało się w Nazarecie i w Betlejem, czyli dziewiczego poczęcia i narodzin Jezusa, odsłoniło się w pełni dopiero wraz z nauczaniem, a przede wszystkim z męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa – mówi ks. prof. Waldemar Chrostowski. W rozmowie z KAI słynny biblista opowiada o biblijnych przekazach dotyczących narodzenia Jezus i ich teologicznym znaczeniu.

Dawid Gospodarek (KAI): Gdy sięga się do Ewangelii, współczesnego odbiorcę może zaskoczyć, że nie ma tam bogatych opisów narodzenia Jezusa, Jego dzieciństwa. Jakby to zupełnie ewangelistów nie interesowało. Taki św. Jan, który przecież opiekował się Maryją i pewnie słyszał niejedną historię, nie napisał o tym ani zdania…

Ks. prof. Waldemar Chrostowski: Prawdą jest, że jeżeli chodzi o cztery Ewangelie kanoniczne, to tylko w dwóch z nich, mianowicie w Ewangelii wg. św. Mateusza i Ewangelii wg. św. Łukasza, znajdujemy informacje dotyczące okoliczności poczęcia i narodzin Jezusa Chrystusa. W pierwszej Ewangelii kanonicznej, czyli wg. św. Mateusza, zostały przedstawione z perspektywy męskiej, czyli z perspektywy św. Józefa, natomiast w trzeciej Ewangelii kanonicznej, wg. św. Łukasza, zostały przedstawione z perspektywy kobiecej, czyli Maryi. Wzgląd na to jest bardzo ważny, gdyż pozwala zrozumieć zasadnicze rysy jednej i drugiej prezentacji tych samych wydarzeń.

Jeżeli chodzi o milczenie dwóch pozostałych Ewangelii, czyli wg. św. Marka i św. Jana, to bierze się ono stąd, że nie wszyscy ewangeliści byli jednakowo zainteresowani okolicznościami przyjścia Jezusa na świat i Jego dzieciństwem. Ewangelia wg. św. Marka stanowi zapis pamięci o Jezusie przechowanej przez św. Piotra, a on spotkał Jezusa wtedy, gdy obaj byli dorośli. Z kolei św. Jan, którego Ewangelia powstała najpóźniej, bo pod koniec I wieku, ukazuje przyjście Jezusa na świat w perspektywie głęboko teologicznej, podkreślając ich sens i znaczenie, natomiast nie zajmuje się samym przebiegiem wydarzeń.

Tutaj dotykamy sprawy, która powinna być, jak się wydaje, powszechnie zrozumiała. Mianowicie przyjście na świat dziecka w starożytności, lecz i w naszych czasach, nie budzi aż tak wielkiego zainteresowania, bo po prostu jest częścią historii rodzinnej. Współcześnie jest upamiętniane przez zdjęcia, filmy, MMS-y itd. Zdarzają się dzieci, które mają udokumentowaną swoją historię w tysiącach różnych obrazów, które być może będą kiedyś oglądać. W starożytności narodziny, poza przypadkami dworu cesarskiego czy innymi ówczesnymi prominentami, nie były czymś niezwykłym. Niezwykłość jakiegoś człowieka odkrywano głównie w świetle jego życia i dokonań.

Jeżeli mamy użyć tu bliższej analogii, to nasza wiedza o okolicznościach narodzin kard. Stefana Wyszyńskiego, czy papieża Jana Pawła II, jest, delikatnie mówiąc, szczupła, chociaż od tych narodzin upłynęło nieco ponad 100 lat i jeszcze do niedawna żyli ludzie, świadkowie, którzy mogli o nich coś więcej powiedzieć.

Znaczenie tego, co dokonało się w Nazarecie i w Betlejem, czyli dziewiczego poczęcia i narodzin Jezusa, odsłoniło się w pełni dopiero wraz z nauczaniem, a przede wszystkim z męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa. Właśnie w świetle zmartwychwstania, które potwierdziło, kim naprawdę jest Jezus, zostały później utrwalone szczupłe świadectwa pamięci o okolicznościach Jego przyjścia na świat.

KAI: Jakie treści teologiczne wypływają z opisów św. Mateusza i Łukasza?

– Żeby uchwycić to, co jest teologicznie ważne, trzeba mieć na uwadze obie Ewangelie, z opowiadaniami dokonanymi z perspektywy Józefa i Maryi. One nawzajem się uzupełniają i w pewnym sensie nawzajem siebie potrzebują.

Jeżeli chodzi o Ewangelię według św. Mateusza, ona włącza narodziny Jezusa Chrystusa w długą historię ludu Bożego wybrania, czyli biblijnego Izraela. Ważne są nie tylko te barwne szczegóły, które na zawsze weszły do tradycji chrześcijańskiej i które staramy się odtwarzać, rekonstruować choćby w „żłóbkach” czy podczas uroczystych obchodów Świąt Bożego Narodzenia, lecz wszystko to, co je poprzedza. Chodzi o rodowód Jezusa Chrystusa i wszczepienie Go bardzo mocno w dzieje Izraela podzielone na trzy etapy – od Abrahama do Dawida, od Dawida do wygnania babilońskiego i od wygnania babilońskiego do narodzin Jezusa Chrystusa. Żeby zrozumieć tę logikę teologiczną, potrzeba znać dzieje biblijnego Izraela. Przesłanie pierwszej kanonicznej Ewangelii jest bardzo wyraziste: Jezus, Jego narodziny w Betlejem, stanowią spełnienie wielowiekowego oczekiwania i nadziei mesjańskich, których realizacja została zapoczątkowana przez powołanie Abrahama.

Ewangelia według św. Łukasza ma od samego początku perspektywę kobiecą. Przedstawia okoliczności narodzin Jezusa w kontekście naturalnego poczęcia i narodzin Jana Chrzciciela, który stał się poprzednikiem Jezusa, a następnie – i mocno kładzie na to nacisk – dziewiczego poczęcia przez Maryję w Nazarecie i narodzin, które miały miejsce w Betlejem. Nieco dalej Łukasz umieszcza rodowód, ale inaczej niż Mateusz wskazuje na uniwersalne, powszechne, znaczenie osoby i posłannictwa Jezusa. Jego narodziny są nie tylko zwieńczeniem długiej historii Izraela i Bożych obietnic związanych z Abrahamem, lecz stanowią integralną część całych ludzkich dziejów, poczynając od Adama. Dzięki temu staje się tym bardziej widoczne, że wybranie i powołanie Abrahama miało ukierunkowanie i przeznaczenie uniwersalne. Bóg nie wybrał Abrahama i jego potomków ze względu na nich samych, ale ze względu na duchowe dobro całej ludzkości.

Przyjście Jezusa Chrystusa na świat zostało w Ewangelii wg. św. Łukasza ukazane jako wydarzenie, które ma znaczenie dla całej historii powszechnej. To uzasadnia obecne w niej odniesienia do ówczesnych osobistości i najważniejszych wydarzeń, które wtedy miały miejsce.

KAI: Czy możemy powiedzieć coś o dacie narodzin Jezusa? Niektórzy wskazują na grudzień, tak jak to liturgicznie celebrujemy, inni przywołując biblijne konteksty mówią raczej o wiośnie…

– Dokładnej daty narodzin Jezusa Chrystusa nie znamy. Kierując się różnymi przesłankami, rozmaicie próbowano ją ustalić, proponując marzec, kwiecień, maj czy listopad. Tak różnorodne propozycje świadczą, że dokładna data narodzin została przesłonięta niepamięcią.

Data 25 grudnia jest symboliczna. Została wyznaczona w pierwszej połowie IV wieku na przesilenie zimowe, co nawiązuje do faktu, że od tej pory noc jest coraz krótsza, a dzień coraz dłuższy. Symbol wskazuje na Jezusa przychodzącego jako Światłość świata, a więc również siły kosmiczne, siły natury, swoiście odzwierciedlają radość z Jego przyjścia.

W połowie VI wieku dokonano przeliczenia kalendarza, który wcześniej był w użyciu – od założenia Rzymu – na kalendarz od narodzin Jezusa Chrystusa. Dokonał tego mnich Dionizy Mały, który pomylił się w kwestii liczby lat, od 4 do 6 lat. Mamy więc paradoksalną sytuację, że gdy chcemy mówić o dokładnej chronologii narodzenia Jezusa Chrystusa, wygląda na to, iż narodził się On krótko przed początkiem ery chrześcijańskiej, wyznaczonym właśnie przez Jego narodziny. To paradoks, który towarzyszy nam od półtora tysiąca lat i co roku przy sposobności Świąt Bożego Narodzenia jest omawiany i prostowany.

KAI: W Betlejem, w miejscu uznanym za to, gdzie narodził się Pan Jezus, zbudowano bazylikę. Czy to miejsce jest rzeczywiście wiarygodne?

– To pytanie pojawia się często podczas pielgrzymek do Ziemi Świętej. Odpowiedź jest jedna i całkiem prosta – to miejsce jest wiarygodne na tyle, na ile wiarygodna jest tradycja wczesnochrześcijańska. Innego nośnika pamięci nie mamy. Nie może jednak być przypadkiem, że na początku IV wieku, czyli wtedy, kiedy chrześcijaństwo stało się najpierw religią oficjalnie uznaną, a następnie główną religią Imperium Rzymskiego, około roku 320 – 330, właśnie w tym miejscu, a nie gdzie indziej, wzniesiono pierwszą świątynię upamiętniającą narodziny Jezusa Chrystusa. Dwa stulecia później, w VI wieku, ok. roku 540-550, na tym samym miejscu wzniesiono Bazylikę Narodzenia, która istnieje do dzisiaj. Nie ma w Betlejem żadnego innego miejsca, które byłoby pokazywane jako to, gdzie miał się urodzić Jezus. Musimy polegać na pamięci chrześcijan, która z pewnością jest bardzo dobrym zabezpieczeniem wiarygodności miejsca narodzin Zbawiciela.

KAI: Wspomniał Ksiądz Profesor o nadziejach mesjańskich, jakie były w Izraelu. Czy były jakieś konkretne znaki, po których ówcześni mieszkańcy Palestyny mogliby rozpoznać, że właśnie przychodzi na świat oczekiwany Mesjasz?

– Ewangelie świadczą, że były osoby, które rozpoznały tożsamość Jezusa – i to jeszcze zanim przyszedł On na świat. Jako pierwsi zostali wprowadzeni w tę tajemnicę i ją przyjęli Maryja i Józef. O sytuacji Maryi opowiada Ewangelia wg. św. Łukasza, a Józefa – Ewangelia wg. św. Mateusza. To oni stali się zaczynem nowej rzeczywistości zbawczej, która zaistniała wraz z poczęciem Jezusa. Natomiast gdy Jezus przyszedł na świat, Ewangelie mówią, że towarzyszyły temu niezwykłe znaki. Przyjmujemy to świadectwo Ewangelii, bo nie mamy racjonalnych powodów, żeby je kwestionować. Chyba że ktoś w ogóle kwestionuje istnienie Boga i możliwość Jego nadzwyczajnego działania w świecie – takie osoby i środowiska się zdarzają i ta kontestacja nie jest niczym nowym.

Przyjmując historyczne świadectwo Ewangelii widzimy osoby w szczególny sposób przygotowane i podatne na niezwykłe działanie Boże. Ale nie byli to ci, którzy stanowili ówczesny personel kultowy, religijny, świątynny, a więc kapłani i arcykapłani, ani ówczesna elita intelektualno-duchowa, czyli faryzeusze i saduceusze. Większość z nich wybrała i ponawiała sprzeciw wobec Jezusa i Jego misji. Uznanie w Jezusie Mesjasza nastąpiło głównie wśród ludzi prostych. Zatem obok akceptacji Jezusa od samego początku – co widać np. w reakcjach Heroda i jego dworu – istniał silny sprzeciw wobec Niego, posunięty do wrogości, i to do tego stopnia, że musiał On uchodzić z Betlejem i w ogóle z Palestyny. Ta akceptacja i sprzeciw będą towarzyszyły Jezusowi przez całe Jego życie, a później przeobrażą się w uznanie Go – czego wyrazem jest chrześcijaństwo, oraz odrzucenie Go – czego wyrazem jest judaizm rabiniczny, też istniejący do dnia dzisiejszego. Obrazowo można powiedzieć tak – gdy w Betlejem Jezus przychodził na świat, ku radości Jego dziewiczej Matki i św. Józefa, ku radości ludzi prostych, to w Jerozolimie rosło już drzewo na Jego krzyż.

Waldemar Chrostowski (ur. 1 lutego 1951 w Chrostowie) – polski duchowny katolicki, profesor doktor habilitowany teologii, biblista, konsultor Rady Episkopatu Polski ds. Dialogu Religijnego, profesor zwyczajny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, przewodniczący Stowarzyszenia Biblistów Polskich, zaangażowany w dialog katolicko-żydowski. Do roku 1998 współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Członek Komitetu Nauk Teologicznych