Nieustająca aktualność Tory (Acharei mot – Kedoszim)

Stanisław Krajewski

W ubiegłym tygodniu w synagogach czytaliśmy (a raczej mieliśmy czytać, bo w wielu miejscach koronawirus to uniemożliwił) aż dwie parsze, czyli rozdziały 16-20 Księgi Kapłańskiej. Wielkie jest bogactwo treści tam zawartych. Wystarczy wspomnieć, że sam rozdział 19 jest określony w tradycji jako zestaw podstawowych zasad Tory. Mowa jest w nim o szanowaniu rodziców i o tym, by nie kraść, nie kłamać, nie oszukiwać, nie uciskać i nie wyzyskiwać, nie plotkować, nie szerzyć oszczerstw, nie szukać zemsty, nie kłaść przeszkody przed niewidomym, stosować rzetelne wagi; są w nim dwa słynne wersety: powiedziane jest byś „nie żywił urazy do synów swego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” i tak samo w odniesieniu do obcego przybysza: „będziesz go miłował jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej”. Jednocześnie wymienione są przestrogi przeciwko korzystaniu z usług wróżbitów oraz przykazania rytualne, np. o przestrzeganiu szabatu, o odpowiednim spożywaniu mięsa zwierząt ofiarnych, o niełączeniu podczas siewu dwu rodzajów ziarna, a przy tkaniu dwu rodzajów nici.

Jeśli chodzi o pozostałe rozdziały z naszego czytania, to najpierw jest dokładny opis rytuału Dnia Pojednania, w którym występuje kozioł ofiarny. Następnie jest mowa o właściwym składaniu ofiar zwierzęcych, o zakazie spożywania krwi oraz podany jest zestaw zakazanych stosunków seksualnych. Potem jest wspomniany „kodeks świętości”, czyli rozdział 19, a na końcu powtórzone jest wezwanie: „Bądźcie świętymi, bo ja jestem święty”.

Widać, że wiele z tych przykazań jest jak najbardziej aktualnych, choć wiele wydaje się nie pasować do obecnego świata. Na ogół i je można interpretować tak, by do nas przemawiały. Jednak główne pytanie, które tu zadaję brzmi: czy jest w tym czytaniu coś szczególnie aktualnego? Otóż wbrew pozorom na czasie jest przesłanie rytuału z kozłem ofiarnym. Potoczny sens tego pojęcia jest taki: ktoś jest wybierany, a raczej naznaczany, po to, aby rzutować na niego nasze własne winy, winy grupy. Przemoc wobec takiej osoby, jej usunięcie, choćby symboliczne, ma oczyścić grupę. W starożytnej Grecji istniał taki właśnie rytuał: w czasach klęski, np. plagi, człowiek, określony jako farmakos, był zabijany lub może „tylko” pobity i wypędzany. Miało to przynosić oczyszczenie i chronić od klęski.

Tego typu mechanizm niewątpliwie istniał wszędzie. I trwa. Zamiast jednostki kozłem ofiarnym w tym znaczeniu staje się nieraz grupa, grupa obca, ale na tyle blisko obecna, że można ją obciążyć. A potem symbolicznie lub realnie eliminować. Rozpowszechniona jest wśród ludzi potrzeba, ażeby znaleźć winnych klęski. To mają być ci inni, wrogowie, którzy są w naszym świecie, a powinno ich nie być, bo to przez nich przyszło nieszczęście. Tak jest i z obecną plagą. Słyszymy, jak poszukiwani są winni koronawirusa: na Zachodzie wskazuje się Chińczyków, którzy mieli robić broń biologiczną, w Chinach – Amerykanów, w Indiach – muzułmanów, na Bliskim Wschodzie – Izrael, ew. do spółki z Ameryką, w wielu miejscach – oczywiście Żydów. Nie wszyscy tak myślą, ale zdumiewająco wiele osób zdaje się uważać, że trzeba wskazać winnego. Zakłada bezkrytycznie, że ktoś musi być winny. Uważam, że jest to jednym z najważniejszych źródeł nie tylko teorii spiskowych, ale i innych destrukcyjnych postaw w naszych społeczeństwach.

O wadze takiego rytuału „kozła ofiarnego” mówią współcześni filozofowie, np. René Girard, i określają go właśnie przez nawiązanie do omawianego fragmentu Tory. Tymczasem sens rytuału z Jom kipur czyli Dnia Przebłagania, Odpuszczenia, Pojednania, jest zupełnie inny. W gruncie rzeczy, wskazuje rabin Sacks, jest przeciwny. Nie chodzi bowiem o znalezienie kogoś, na kogo można rzutować własne winy, ale po pierwsze o rzutowanie na zwierzę, a nie na jakiegokolwiek człowieka, a po drugie i jeszcze ważniejsze, chodzi w nim właśnie o przyznanie się, uznanie swoich win: arcykapłan uznaje „wszystkie przewinienia synów izraelskich”. Wersety z Tory są dość enigmatyczne. Jednak wiemy z późniejszych opisów w Misznie, zawartych też w liturgii na święto Jom kipur, że arcykapłan wyznawał swoje winy, winy swego domu i wreszcie całego ludu. Takie wspólne, publiczne wyznanie win jest nadal w centrum liturgii tego święta. A ogólne przesłanie tradycji brzmi: nasze nieszczęścia spadły na nas „z powodu naszych grzechów…”

Nauka z tego fragmentu Tory jest więc następująca. Zamiast uważać, że „co złego to nie my”, mamy przyznawać się do win, uznawać winy własne, swojej rodziny, grupy, partii politycznej, instytucji. To jest trudne, dlatego jakiś rytuał w rodzaju tego, o którym mówi Tora, jest potrzebny. Liderzy polityczni schlebiają wyborcom, oskarżając zawsze innych; to działa, bo nikt nie jest chętny, żeby, żeby podkreślać własne a nie czyjeś winy. Czy jest to nieprzygotowanie do epidemii, np. przeznaczenie specjalnych środków z rezerw państwowych na wykup węgla zamiast środków ochrony dla medyków, czy lekceważenie przez prawie wszystkich z nas zagrożenia, które dopiero miało nadejść, czy życie ponad stan w przekonaniu, że kredyty zawsze da się spłacić, czy cokolwiek innego. Pytajmy o własne winy. Nie tylko politycy, którzy nigdy – w żadnym kraju – nie przyznają się do winy, ale my wszyscy powinniśmy zauważyć przesłanie, które jest faktycznym sensem tego skądinąd anachronicznego rytuału. Bo to przesłanie jest zawsze aktualne.