Czy dialog jest możliwy ?
Jan Grosfeld - Słowo z okazji wręczenia nagrody im. Ks. Stanisława Musiała za rok 2019 wygłoszone 6 marca 2020 na Uniwersytecie Jagiellońskim
06/03/2020 | Na stronie od 15/04/2020
Magnificencjo Panie Rektorze UJ, Panie Prezydencie m. Krakowa, Eminencjo, Ekscelencjo, Szanowna Kapituło Nagrody im ks. Stanisława Musiała, przyjaciele z wczoraj i dzisiaj, Szanowni Państwo,
Najpierw pragnę podziękować kapitule nagrody imienia ks. Stanisława Musiała za przyznanie mi nagrody. I chociaż przy takiej okazji przychodzą mi na myśl słowa Jezusa Chrystusa o odbieraniu swej nagrody już tu na ziemi - ponieważ zarówno chrześcijanin jak i Żyd to ktoś, kogo raczej spotykają prześladowania, a nie zaszczyty, jeśli pozostaje wierny swej tożsamości i powołaniu - to przyznaję, że serce moje jest poruszone. Dziękuję Klubowi Chrześcijan i Żydów Przymierze, zwłaszcza Marysi i Januszowi Poniewierskim za inicjatywę i cierpliwość.
Fakt, że otrzymuję nagrodę w Krakowie jest dla mnie ważny. Tutaj w międzywojniu studiował mój ojciec na UJ. Na Karmelickiej zamieszkali po wojnie dziadkowie ze strony Mamy, którzy przeżyli Szoa w Warszawie, mieszkając u pewnej wdowy po generale Wojska Polskiego. Do ich krakowskiego mieszkania często przyjeżdżaliśmy z obecną tutaj moją siostrą Ireną. Babcia Laura-Eleonora pracowała w Polskim Radio na ulicy Szlak, była też członkiem bardzo nielicznego zespołu spisującego świadectwa Żydów ocalałych z Zagłady dla Żydowskiej Komisji Historycznej. Dziadek oczekuje na zmartwychwstanie na żydowskim cmentarzu przy ul. Miodowej. Tam też znajduje się symboliczny grób Renaty, młodszej siostry mojej Mamy, zamordowanej przez Niemców na Pawiaku po torturach na gestapo za działalność w AK.
Myślę, że ważniejszy od osoby laureata, jest sam fakt, że nagradza się rzecz dobrą, lecz niepopularną, która jakże często spotyka się z niezrozumieniem i wrogością. Czymś takim jest dialog chrześcijańsko-żydowski, którego krzewicielem był śp. ks. Stanisław, także prześladowany, również w Kościele.
Odrzucenie i zapoznanie żydowskich korzeni prowadziło w rezultacie do niechęci, separacji i prześladowań wobec Żydów do zanegowania istoty i sensu orędzia Ewangelii – Jezusa Chrystusa jako spełnienia obietnic mesjańskich - a zatem do odebrania chrześcijaństwu jego żywotności i mocy.
Kościół otrzymał przecież Słowo życia, którym jest Jezus Chrystus, zrodzony z Żydówki, sam Żyd praktykujący. Słowo to dotarło do mnie dopiero, gdy byłem, formalnie biorąc, dorosłym człowiekiem, dobrze po trzydziestce. Wychowany zostałem w ateizmie, podtrzymywanym przez środowisko szkolne i uniwersyteckie, także koleżeńskie. W żaden sposób nie byłem przygotowany do przyjęcia chrześcijaństwa, ani judaizmu. Objawienie przyszło do mnie z nieba, poprzez Słowo i ludzi, bardzo stopniowo –i tak przychodzi ciągle, w jakimś sensie wbrew mojemu ego. Objawienie jest ponadnaturalne, jest ofiarowane zalęknionej ludzkiej naturze, która jednak ma zasiane w sobie ziarno oczekiwania na coś większego, nieskończonego. Drzewo bez korzeni usycha, potrzebuje życiodajnych soków. Tymi korzeniami – muszą być one wciąż żywe – jest objawienie się Boga Żydom, ich historia zbawienia, niewierności i powrotów do wiernego Boga; także żydowska tradycja. Odcięci od korzeni żydowskich, my chrześcijanie tracimy busolę, kierunek, nie wiemy co robić, popadamy w herezje oraz głupotę cywilizacyjną.
Do pewnego czasu żyłem właśnie jak taki głupiec, bez celu, sensu i prawdziwej radości życia. Nie będąc w istocie świadomy czym chrześcijaństwo jest, wszedłszy w nie zacząłem odkrywać sens mojej żydowskiej tożsamości. W ten sposób rozpoczął się mój wewnętrzny dialog chrześcijańsko-żydowski. Być chrześcijaninem żydowskiego pochodzenia jest czymś głębokim i pięknym, a zarazem bardzo trudnym, zarówno w relacjach ze współwyznawcami, jak i z Żydami.
W tym miejscu dotykamy istoty dialogu. Czy jest możliwy ? Jaki jest jego cel ? W moim przekonaniu jest nim rozpoznawanie własnej tożsamości. Celem chrześcijan w dialogu z Żydami nie jest już dziś nawracanie ich na chrześcijaństwo, lecz poznanie Boga Izraela i samych siebie. Dokument Kongregacji Nauki Wiary z 2015 roku mówi rzeczy, które dawniej, a dla wielu dziś jeszcze są nie do przyjęcia: „Kościół nie ma już misji instytucjonalnej wobec Żydów”. Instytucjonalnej to znaczy, że zadaniem Kościoła nie jest chrzest Żydów. Rzecz jasna, misja o charakterze świadectwa zawsze jest aktualna wobec każdego.
Odkrywanie własnej tożsamości prowadzi do bardziej autentycznego świadectwa. Dlatego chrześcijanie potrzebują Żydów nie tylko z przeszłości, nie tylko „Żydów biblijnych”, ale żyjących dzisiaj swoją wiarą, życiem żydowskim. Skoro św. Paweł mówi, że to „korzeń podtrzymuje ciebie”, zatem i ów korzeń musi żyć teraz. Co nie oznacza, że mamy selekcjonować sobie Żydów do dialogu, jak chcieliby niektórzy, wybierając tylko takich, którzy nam odpowiadają. Dialog z istoty swej zakłada podział, konflikt, jakąś dozę niezrozumienia, na pewno początkową obcość i resentymenty. W przeciwnym razie byłby zbędny. Rozmawiać jedynie z tymi, którzy z nami się zgadzają oznacza zamknąć się w getcie wygody, zamknąć na innego i odepchnięcie go. Jezus Chrystus tak nie czynił, lecz umiera za grzeszników, czyli za każdego. Dla chrześcijanina dialog oznacza zawsze cierpienie, zmaganie, walkę wewnętrzną, czyli krzyż. Jednak cierpienie i śmierć Jezusa Chrystusa ma sens tylko wtedy, gdy prowadzi do zmartwychwstania i życia. Na tym polega prawdziwa Pascha, czyli przejście przez śmierć do życia. Dotyczy to wszelkich relacji, najpierw tych najbliższych, małżeńskich, rodzinnych. Dzisiejsza mentalność ma charakter rozwodowy we wszelkim znaczeniu, i to tak dalece, że głosi się ją jako coś dobrego, pozwalającego na samospełnienie. Nic bardziej mylnego. Żądania symetrii i wzajemności w każdym dialogu są z gruntu niechrześcijańskie. Potrzebne jest oczywiście jakieś minimum otwarcia. Wyrastające z judaizmu i trwające z nim w bliskiej więzi chrześcijaństwo, wciąż oczyszczane zwłaszcza z gnostyckich skłonności naszej natury, ma do ofiarowania dar, na który czeka każdy człowiek w każdym pokoleniu: Bóg przez swojego Mesjasza Jezusa obecny w historii osobistej i zbiorowej czyni ją sensowną, ośmieliłbym się powiedzieć dobrą, bo dla tych, którzy Mu ufają wszystko, nawet moje największe cierpienie, okazuje się dobre, jak u Hioba.
Niezrozumienie roli judaizmu i Żydów w chrześcijaństwie ma swoje starożytne źródła i bierze się z masowego upowszechnienia bliskowschodniego chrześcijaństwa, wyrosłego pośród doświadczenia i tradycji żydowskiej, w Europie, przesiąkniętej religijnością pogańską, naturalną, będącą projekcją ludzkich lęków przed śmiercią i życiem. Ochrzczona została forma, mentalność pozostawała słabo zmieniona. Stąd wizja Boga , który prześladuje i odrzuca nieprzyjaciół, nie jest wierny swym obietnicom i przymierzu; stąd antysemityzm, oskarżenie Żydów o bogobójstwo i wszystko inne. Te przekonania i postawy weszły niegdyś do Kościoła bardzo mocno. Od gnozy do bezbożnictwa i prześladowań, także fizycznych nie jest daleko, choć nie zawsze ostatnią stacją na tej drodze musi, ale może być Szoa. Dlatego ewangelizacja, czy, jak mówił Jan Paweł II, ponowna ewangelizacja wewnątrz Kościoła jest czymś absolutnie fundamentalnym i koniecznym.
Chcę zakończyć osobistą nutą wdzięczności konkretnym osobom. Na pierwszym miejscu Janowi Pawłowi II, którego Słowo i postawa, także wobec Żydów były dla mnie silnym magnesem, bodźcem do zbliżenia się do Kościoła. A później Jego świadectwo słabości, choroby i odchodzenia mocno pomagało i pomaga w akceptacji życia, jakim jest. Mam tu swoje trudności. Jedną z nich to mój udział w dialogu chrześcijańsko-żydowskim. Po pierwsze, jak być Żydem będąc chrześcijaninem? Po drugie, jak brać aktywny udział w tym dialogu, skoro przez jednych , Żydów, uważany jestem za nie-Żyda, a co najwyżej za byłego Żyda, jak wyraził się jeden z moich żydowskich przyjaciół: ”znowu jeden Żyd utracony”. Zatem uczestnicząc w dialogu mógłbym być postrzegany jako widoczny znak intencji Kościoła: akceptowalny Żyd to Żyd nawrócony, ochrzczony. Zatem wszelkie deklaracje o zaprzestaniu misji wobec Żydów miałyby być nieautentyczne. Te obawy ze strony żydowskiej są nadal obecne.
Z drugiej strony, liczne postawy antyżydowskie wśród katolików można symbolicznie i jako apogeum dobrej woli, wyrazić opinią, jaką przeczytałem w internecie: „Grosfeld, choć Żyd, opowiada się za życiem”. Dalej, moje bycie w Kościele zawdzięczam krakowskieemu środowisku TP i Znaku, zwłaszcza dwom Redaktorom: Stefanowi Wilkanowiczowi i Jerzemu Turowiczowi. To oni przyjęli mnie do pracy w miesięczniku „Znak” , nie stawiając żadnych warunków, okazując zaufanie człowiekowi spoza ich środowiska, nieukształtowanemu, początkującemu w Kościele. Ich posoborowa postawa otwarcia skutkowała moim stopniowym wchodzeniem w chrześcijaństwo. Jednemu Redaktorowi po tamtej i drugiemu nadal po tej stronie nieba – dziękuję.
Osobą, która rozwiała, może nie na zawsze, moje obawy przed wejściem w dialog i to zinstytucjonalizowany Kościoła z Żydami był prymas Polski senior abp Henryk Muszyński, wówczas biskup włocławski. To On u progu lat 90. XX wieku zaprosił mnie do udziału w komisji Episkopatu do dialogu z judaizmem (dziś ciało to ma znacznie niższą rangę komitetu) , a moje opisane wyżej obawy skwitował następująco: „Taka jest potrzeba wynikająca z Ewangelii”.
Bóg był i jest dla mnie dobry. Na przykład kilka lat po moim chrzcie w wieku 35 lat i w trakcie poważnego kryzysu życiowego dał mi w Kościele piękną i głęboko zakorzenioną w żydowskim doświadczeniu rzeczywistość zrodzoną z ducha Soboru Watykańskiego, prowadzącą stopniowo do wiary dojrzałej, a mianowicie wspólnotę drogi neokatechumenalnej. I tej rzeczywistości chciałbym wyrazić moją szczególną wdzięczność, gdyż bez niej nie wiem jakie byłoby dziś moje życie. Dzięki słuchaniu Słowa 2 razy w tygodniu we wspólnocie i przeżywaniu go w sposób egzystencjalny, dzięki wspólnotowej, rozbudowanej eucharystii i comiesięcznym niedzielom „bycia razem” mogę od 30 lat głosić ewangelię, łamiąc mój egoizm i wygodę. Warto podkreślić, że Droga neokatechumenalna otworzyła się bardzo mocno na relacje z Żydami, nawiązując bliskie relacje z wieloma rabinami na całym świecie. Według mnie kulminacją tych coraz bliższych relacji był słynny koncert „Cierpienie niewinnych” na parkingu przed wejściem do obozu w Brzezince w roku 2013. Kilkudziesięciu rabinów, wielu polskich biskupów i 10 tysięcy katolików z Drogi neokatechumenalnej słuchało Słowa, świadectwa życia inicjatora tej Drogi Kiko Arguello, oraz skomponowanej przez niego niezwykłej symfonii, mając za tło komory gazowe, w których zabierano życie ludowi pierwszego wybrania, setkom tysięcy Żydów: mężczyzn, kobiet i ich dzieci. Dla mnie było to wydarzenie nie tyle historyczne, co eschatologiczne.
Wreszcie, to co najbliższe memu sercu i najważniejsze: jak zwykle wyrażona w sposób niewystarczający i nieumiejętny wdzięczność mojej żonie, Basi. Bez niej, bez jej otwarcia na Ducha Boga Jedynego, na Jezusa Chrystusa, na Jego żydowską Matkę, bez naszego małżeństwa, bez kryzysów i pojednań nic życiodajnego by się nie wydarzyło.
Dziękuję Państwu za cierpliwość.