Kamienie-stolperstein - nie w Krakowie
27/10/2019 | Na stronie od 27/10/2019
Kamienie-stolperstein tworzą niezwykłą sieć pamięci po ofiarach Holocaustu, która zaczęła być tworzona w latach 90. XX wieku przez niemieckiego artystę Guntera Demniga. Zobaczyć je można m.in. w Niemczech, ale też w Polsce, np. we Wrocławiu. Miały pojawić się w Krakowie. Krakowski IPN jednak kamieni nie chce. W piśmie z IPN pojawia się stwierdzenie o niegodnej formie upamiętnienia.
Stoplkerstein to kamienie umieszczane w bruku, po którym chodzimy. Na każdym znajduje się niewielka tabliczka (10x10 cm), która informuje o konkretnej osobie, która zginęła podczas II wojny światowej. Z reguły kamienie pojawiają się tam, gdzie ostatnio dana osoba mieszkała. Na świecie jest ich ponad 70 tysięcy, w tym w Niemczech, Austrii, Holandii, Norwegii, Grecji, na Węgrzech, Litwie, w Macedonii, ale też w Argentynie, Hiszpanii czy Szwajcarii. W Polsce takie kamienie są m.in. we Wrocławiu, Łomży, Mińsku Mazowieckim czy Oświęcimiu. Kilka miesięcy temu pięć kamieni pojawiło się też w Zamościu dla upamiętnienia rodziny Wolwenfeldów, którzy byli właścicielami kamienicy przy ul. Zamenhofa.
W Krakowie na kamienie nie ma szans. 'Nie" mówi IPN
Stoplerstein miały się pojawić też w Krakowie. Walczy o to Nora Lerner, na co dzień mieszkająca w Tel Awiwie. Jej przodkowie byli przez lata związani z Krakowem: tu mieszkali, pracowali, uczyli się. Wszyscy zginęli w czasie wojny. Pani Nora chciała na początek upamiętnić siedem osób - zamontować kamienie dla upamiętniania m.in. swoich dwóch babć i dziadka. Chodziło o pięć adresów w Krakowie, w tym ulicę Miodową i Dietla.
- Ciotka i wujek mojego ojca, Mrkus i Roza Gross wybudowali dom na Miodowej 34. Z kolei dr Roman Kolber, mój wujek, był bardzo znanym i poważanym pediatrą. Rozdawał lekarstwa i zabawki biednym dzieciom. Niestety, na kamienie pamięci nie dostałam zgody - mówi z żalem nasza rozmówczyni. Nie rozumie tej decyzji i się z nią nie zgadza. Wciąż walczy. O argumentach IPN mówi wprost: "idiotyczne".
Dlaczego IPN na kamienie pamięci się nie zgadza? "Z jednej strony odróżniamy tych, którzy przeżyli koszmar wojny, od niewinnie pomordowanych ofiar, z których – na skutek celowych zabiegów okupantów – wielu nie ma żadnego miejsca upamiętnień. Musimy każdorazowo brać pod uwagę skalę zjawiska i różnorodności cierpień różnych grup ludności" - napisał nam Maciej Korkuć, naczelnik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie.
W jego ocenie proponowana forma upamiętnienia (czyli kamienie w bruku) doprowadziłaby "w końcu do sytuacji absurdalnej". "Ze względów ilościowych nie służyłaby ona bynajmniej godnemu upamiętnieniu kogokolwiek" - twierdzi przedstawiciel IPN. "Stoimy na stanowisku budowy upamiętnień przede wszystkim ku czci osób pomordowanych oraz tych, które były szczególnie zasłużone dla niepodległości, wolności, obrony prawdy czy innych wartości uniwersalnych" - napisał Maciej Korkuć w przesłanej nam odpowiedzi.
Dodał też, że koncepcję związaną z kamieniami IPN uznaje za "wysoce kontrowersyjną i generalnie sprzeczną z przyjętą w Polsce kulturą pamięci". "Płyty chodnikowe każdego dnia są deptane i narażone na zanieczyszczenie w różnej postaci. Musi budzić wątpliwość, czy tego rodzaju upamiętnienie będzie jednoznacznym wyrazem hołdu dla ofiar niemieckiego terroru" - czytamy w piśmie otrzymanym z IPN. W dokumencie znalazło się też stwierdzenie, że o wydarzenia performerskie "nie zawsze muszą iść w parze z szacunkiem dla ofiar oraz ich równym traktowaniem". "Urzędnicy w ogóle nie wiedzą, o czym mówią"
Stanowisko urzędników IPN krytykuje prof. Robert Traba, historyk, pracownik Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, który zajmuje się m.in. tematyką upamiętnień. - Zadaję sobie pytanie, czy urzędnicy w ogóle wiedzą czym są stolpersteiny i jaką funkcję pełnią w upamiętnianiu Holocaustu? Tu nie chodzi o kamień sam w sobie i wmurowanie go w trotuar, w miejscu, gdzie mieszkała konkretna żydowska rodzina. Tu chodzi o to, że to jest początek pewnej drogi - dzięki kamieniom, tworzy się sieć pamięci, nawiązuje się kontakt z potomkami tych ludzi, wywołuje się dyskusję na ten temat. To nie jest jednorazowa akcja. To jest społeczne funkcjonowanie pamięci i upamiętniania Holocaustu - mówi prof. Traba.
Naukowiec podkreśla, że to rodziny chcą upamiętniać swoich bliskich. - Chcą być pośrednikami tych, których już nie ma i przypominać o ich byciu kiedyś w tym konkretnym miejscu. Bo te kamienie wywołują pamięć o tych, którzy zginęli w obozach zagłady - dodaje nasz rozmówca. I podkreśla, że nie można pozbawiać potomków żydowskich rodzin prawa do budowania takiej formy pamięci.
Profesor odnosi się też do słów IPN o tym, że to niegodna forma upamiętnienia. - To niegodna odpowiedź urzędnika, który nie wie, o czym mówi. To najkrócej. Na tym postawię kropkę. To jest tak poza moją wyobraźnią, że nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć - przyznaje Robert Traba.