Lektura obowiązkowa: ks. Józef Tischner: Ludzie z kryjówek
14/03/2019 | Na stronie od 14/03/2019
          Profesor Paweł Śpiewak i Szczepan Twardoch, autor książki "Królestwo" będą rozmawiać o etosie nadziei, cierpieniu, wyborze wartości w rzeczywistości zastanej, przestrzeniach kryjówek, ucieczkach i powrotach do nich. Punktem wyjścia dyskusji będzie kultowy już esej księdza Józefa Tischnera z 1978 roku "Ludzie z kryjówek" (z książki "Myślenie według wartości"). Spotkanie poprowadzi prof. Andrzej Żbikowski. 19:00.
Ludzie z kryjówek
Esej ks. Tischnera "Ludzie z kryjówek" został napisany w 1978 roku i włączony przez autora do książki "Myślenie według wartości". Publikujemy go na naszej stronie na prośbę internautów i uczestników Dni Tischnerowskich, podczas których tekst ten był publicznie czytany i dyskutowany.
Między doświadczeniem nadziei a doświadczeniem przestrzeni życia człowieka zachodzą głębokie powiązania. Ten, kto ma rzetelną nadzieję, widzi przed sobą przestrzeń otwartą, poprzecinaną drogami, zapraszającą do ruchu. Zapewne dlatego symbolem człowieka przenikniętego nadzieją stał się obraz pielgrzyma. Pielgrzymem jest ten, kto dzięki nadziei czyni właściwy użytek z przestrzeni. Przede wszystkim więc podąża on ku jakiejś przyszłości, w której nadzieja umieściła jego cel. Nie lęka się przy tym porzucać balastu przeszłości, jeśli to jest konieczne do osiągnięcia celu. Zarazem jednak pielgrzym jest tym, kto umie we właściwy sposób podejmować swą teraźniejszość, wybierając z niej to, co prowadzi do celu, a porzucając całą resztę. Trzeba nam mocno podkreślić: ethos pielgrzyma jest ethosem nadziei. Wszystko, co najważniejsze zależy od nadziei. Jaka jest nadzieja pielgrzyma, taka jest jego przyszłość i jego stosunek do przyszłości, taki jest także jego styl podejmowania teraźniejszości i taki wreszcie jest sens oraz rozmiar przestrzeni, w której żyje. Z małej nadziei człowieka powstaje przestrzeń ciasna, krótkie pielgrzymowanie, płytki wybór wartości w teraźniejszości. To samo można powiedzieć o spotkaniach człowieka z innymi ludźmi: małe nadzieje rodzą spotkania ułamkowe, wielkie nadzieje dają wielką miłość i najgłębszą wierność.
Niekiedy coś  niedobrego dzieje się z ludzką nadzieją. Nadzieja jakby  malała w  człowieku, a wraz z tym maleje również przestrzeń jego życia.  Gubi się  gdzieś nadzieja rzetelna. Obcy staje się człowiekowi ethos  nadziei.  Człowiek, zamiast kroczyć swoją drogą, czuje się zmuszony  szukać gdzieś  w przestrzeni kryjówki dla siebie. W kryjówce tej chroni  się przed  światem i przed innymi. Przyszłość nie obiecuje człowiekowi  nic  wielkiego, pamięć przeszłości podsuwa mu przed oczy same doznane   porażki, przestrzeń nie zaprasza do żadnego ruchu. Wprawdzie w kryjówce   nadzieja nie znika bez reszty, tylko maleje, ale maleje do tego  stopnia,  że staje się jedynie nadzieją przetrwania. Człowiek w kryjówce  wierzy,  że nosi w sobie jakiś skarb. Skarb ten stara się schować  głęboko. Sam  staje przy schowku i waruje. Miejsce, na którym stoi,  otacza ścianą  lęku. Ku wszystkim ludziom zbliżającym się do kryjówki  kieruje  podejrzenie, że zbliżają się po to, by go okraść i zniszczyć.  
Przejście  z przestrzeni nadziei w przestrzeń kryjówki jest upadkiem  człowieka o  głęboko etycznym znaczeniu. I chociaż nie jest to upadek w  grzech, w  świadomą i dobrowolną winę, to jednak jest to naprawdę upadek.  Człowiek  żyje na poziomie nijakości, poza dobrem i złem, jest ani  winny, ani  niewinny, jego odpowiedzialność znalazła się w stanie uwiądu.  Nie  znaczy to jednak, że człowiek stracił w ten sposób swą ludzką  godność.  Rzecz w tym, że cała godność człowieka sprowadza się do  wartości  cierpień, którym podlega. Znamiennym rysem ludzi z kryjówek  jest to, że  sami cierpią i innym przysparzają cierpień. I, co najgorsze,  ich  cierpienia są równie wielkie, jak niepotrzebne.
Trzeba wyraźnie  stwierdzić, że każdy człowiek w jakimś trudnym momencie  życia może się  chronić i rzeczywiście chroni się w głąb kryjówki. Lęki  są sprawą  ludzką. Zazwyczaj jednak, kiedy minie powód lęku, człowiek  opuszcza  kryjówkę i rozpoczyna swe pielgrzymowanie według nadziei.  Zdarzają się  jednak wypadki, że ludzie pozostają w kryjówkach nawet  wtedy, gdy powód  ich lęku przeminął. Ludzi takich nazywa psychiatra  psychopatami. Nazwa  ta akcentuje przede wszystkim lekarski aspekt  zjawiska. Ma ono jednak  również aspekt etyczny. Aby podkreślić jego  stronę etyczną, użyjemy  tutaj innego określenia: „ludzie z kryjówek”.  „Człowiekiem z kryjówki”  jest ten, kto cierpi na chorobę nadziei: jego  nadzieją rządzi zasada  ucieczki od ludzi. Tkwi ona korzeniami w jakimś  mniej lub bardziej  świadomym lęku przed ludźmi i światem.  
Przed kilkoma miesiącami  ukazała się u nas piękna książka o ludziach z  kryjówek, napisana przez  Antoniego Kępińskiego, pt. Psychopatie  (Warszawa 1977). Jest to już  ostatnia książka napisana przed śmiercią  przez tego niezwykłego lekarza  i myśliciela. Kępiński pisze o ludziach z  kryjówek jako lekarz: chce  ich zrozumieć, aby im pomóc. Zarazem jednak  widzi problem szerzej, od  strony sytuacji społecznej współczesnego  człowieka, a nawet od strony  najgłębiej pojętej etyki. Dlatego możemy  uznać Psychopatie za dzieło z  pogranicza dwóch sztuk: sztuki medycznej i  sztuki etycznej. Ów  szczególny charakter dzieła przejawia się poprzez  zawartą w nim  problematykę wartości. Sposób doświadczania przez  człowieka wartości  jest miejscem skrzyżowania dróg wiodących bądź w  stronę kryjówki, bądź w  stronę przestrzeni otwartej nadzieją. W  zależności od podjętego wyboru  wartości człowiek albo będzie szedł przez  życie drogą tworzenia, albo  pozostanie przy pewności schronienia. W tym  punkcie znaczenie dzieła  Kępińskiego wykracza wyraźnie poza granice  dyscypliny naukowej, na  gruncie której powstało.
Nie zamierzam tutaj streszczać poglądów  Kępińskiego na istotę  psychopatii i jej odmian. Pragnę odczytać myśl  autora z punktu widzenia,  który znajduje się wprawdzie poza książką,  niemniej nie tylko nie jest  jej obcy, ale nawet jest przez nią  pozytywnie postulowany, a mianowicie  poprzez ideę przestrzeni  nadziei.  Kategoria przestrzeni nie odgrywa u  Kępińskiego tej roli, jaką jej  tutaj nadajemy, niemniej okazuje się ona  pomocna do lepszego rozumienia  jego myśli. Czymże bowiem jest przestrzeń  nadziei w naszym ujęciu?  Jest ona ukształtowaną przez doświadczenie  wartości przestrzenią  wolności człowieka z ludźmi i wśród ludzi. Wolność  człowieka i  przestrzeń nadziei są ze sobą ściśle powiązane. Gdy zmienia  się  wolność, zmienia się również przestrzeń nadziei, gdy zmienia się   przestrzeń nadziei, zmienia się również wolność człowieka. Tak może   powstać kryjówka. Kryjówka to miejsce wolności zalęknionej, wolności   zatroskanej potrzebą chronienia siebie.  
Otwarta przestrzeń nadziei to przestrzeń wolności zatroskanej potrzebą realizowani wartości.  
Z  naszych dotychczasowych refleksji rodzi się kluczowe pytanie: jak ma   dojrzewać wolność człowieka, aby jego przestrzeń była otwartą   przestrzenią nadziei? Jak ma wyglądać przestrzeń człowieka, aby jego   wolność była wolnością twórczą? Pytania te stawiamy wprost książce   Kępińskiego. Mamy nadzieję, że przemyślenia autora dostarczą nam   odpowiedzi lub przynajmniej zbliżą do niej.
KRYJÓWKA I PRZESTRZEŃ OBCOWAŃ
Dookoła kryjówki rozpościera się przestrzeń możliwych obcowań z drugimi. Każdy człowiek organizuje w sposób mniej lub bardziej świadomy duchową przestrzeń obcowania z ludźmi, ale u pielgrzymujących organizacja ta jest dość luźna, odpowiadająca realnym potrzebom drugich i własnym możliwościom ich zaspokojenia. Natomiast u ludzi z kryjówek jest ona sztywna, skostniała, jakby raz na zawsze ustalona, a jej główne zarysy są trudno uchwytne dla drugich. Ktokolwiek znalazł się w polu obcowania z człowiekiem z kryjówki, poczuł pod stopami ziemię niepewną; czegoś się tu od niego oczekuje, ale nie wiadomo bliżej czego. Im głębiej wszedł człowiek w swą kryjówkę, tym ważniejsze stają się dla niego wszelkie spotkania z innymi, ale też tym bardziej skostniały i trudny do uchwycenia jest ich styl. Raz dąży się do zjednania sobie ludzi, to znowu do oddalenia ich od siebie, raz się ich bezpodstawnie oskarża, kiedy indziej przechodzi się do bezpodstawnego oskarżania siebie, jakby się chciało sprowokować uniewinnienie. Wszystko to ma określony cel: człowiek stara się utrzymać drugiego człowieka w bezpiecznym oddaleniu od ściany kryjówki. W tym właśnie celu prowadzi z nim swoistą grę – grę o zawładnięcie. Zawładnięcie jest dla człowieka z kryjówki podstawową formą oswajania bliźniego i świata.
Oswajać można dwojako: bądź  przez zrozumienie, bądź przez zawładnięcie.  Dla człowieka otwartej  przestrzeni środkiem do oswajania jest  rozumienie: człowiek ten czuje  się swojsko wśród tych, których zrozumiał  i którzy jego zrozumieli. Dla  człowieka pozostającego w kryjówce, aby  oswoić, trzeba posiąść,  zawładnąć, poddać sobie. Dla rozumiejących  otaczający ich świat jest  tajemnicą, która fascynuje, zaprasza do  poznania i przyjaźni. Dla  „władców much” świat poza obszarem ich  władania jest tajemnicą, która  grozi i napawa lękiem. Organizacja  przestrzeni spotkania u ludzi z  kryjówek jest odpowiedzią na ich lęk.  Ale na lęk można odpowiadać  rozmaicie, stąd różnorodność form  organizacyjnych przestrzeni obcowań.  Wydaje się, że możemy wyróżnić  kilka typów takiej organizacji. Każdy  typ odpowiada jednemu z  wyróżnionych przez Kępińskiego typów  psychopatii. Przyjrzyjmy się  przykładowo trzem: temu, który odpowiada  histerii, psychastenii i  anankastii.  
Ale na początek przypomnijmy  to, co dotyczy wszystkich odmian  psychopatii: organizacja przestrzeni  posiada wyraźnie lękowe  zabarwienie. Mówiąc konkretnej: barwi ją np.  lękliwa tęsknota za drugim,  lękliwa ciekawość jego tajemnicy, lękliwa  ofiarność za niego, lękliwe  oczekiwanie słów prawdy, lękliwa wierność,  lękliwa miłość, lękliwa  nienawiść itp. Lęk przejawia się mniej lub  bardziej ostrą agresją. Można  ją łatwo wyczuć, gdy się choć chwilę  obcuje z drugim z kryjówki. Z  całej postaci drugiego promieniuje jakiś  snop „rażących” człowieka  emocji, w wyniku czego człowiek nie wie, czy  ma pozostać blisko, czy  odejść. Mamy więc: „rażenie” w sposobie  mówienia, w sposobie patrzenia, w  wyrazie twarzy, w każdym geście  cielesnym, „rażenie” zimną  obojętnością, głuszącą wszystko  wielomównością, żalem bez powodu,  krzykiem, niemówieniem, odwróceniem  głowy itp. „Rażenie” to ma intencję!  Jego intencją jest: wtrącić  drugiego w przygotowany z góry schemat  obcowania. Dopiero za schematem  obcowania idzie schemat rozumienia:  rozumie się drugiego według tego,  czy drugi się poddał, czy się nie  poddał regułom zaproponowanej mu gry.
A  teraz zwróćmy uwagę na przestrzeń obcowania znamienną dla histerii.   Jej wygląd przypomina przestrzeń teatru. Pisze Kępiński: „Mówimy o   histerycznej teatralności; histeryk robi wszystko jakby na pokaz,   afiszuje się, 
wszystko u niego jest jakby o pół tonu wyżej. Mówi za  głośno lub za  cicho, śmieje się zbyt hałaśliwie, płacze zbyt  demonstratywnie […],  pytaniem zasadniczym jest: «jak mnie widzą inni»”  (s. 50–51). I dalej:  „Histerycy są przecież specjalistami od  «manipulacji» ludzkimi  uczuciami, nastrojami, postawami itp. Cieszą  się, gdy mogą innymi ludźmi  kierować, tzn. wprowadzać ich w sytuacje,  które sami wyreżyserowali,  jak w teatrze lalek…” (s. 65–66). Na innych  miejscach Kępiński mówił, że  istnieją dwa podstawowe kierunki obcowań z  drugimi: kierunek „od-do”  oraz kierunek „nad-pod”. W przypadku  histerii znajdujemy się na linii  „do drugiego”, ale „nad drugim”.  Histeryk potrzebuje drugich, źle znosi  wszelką samotność. Zarazem  jednak jest owładnięty lękiem o własne  przetrwanie wśród ludzi. Stąd  dążenie do zawładnięcia drugimi. Dąży do  władania poprzez zawładnięcie  emocjonalnością drugiego.  
O jaką „emocjonalność” chodzi? Na to  pytanie odpowiedź niełatwa. Zamiast  definicji posłużmy się przykładami.  Oto na histerycznej scenie pojawia  się dramat cierpienia. „Razi się”  wtedy drugich bólem swego istnienia i  idącym z bólu wymaganiem, by  drudzy odpowiednio na ów ból zareagowali:  gotowością do obrony,  współczuciem, łzami. Wszyscy obojętni na aktualną  ekspresję bólu są  automatycznie postawieni w stan oskarżenia: są  współwinni. Kiedy  indziej „razi się” drugich radością, wdziękiem,  śmiechem. I znów  pojawia się wymóg stosownej odpowiedzi. Wydaje się,  jakby histerycy  posiedli genialną intuicję zasad „dialogu emocji” z  drugimi. Wiedzą oni  dobrze, jakimi sposobami prowokować emocje drugich i  jakie formy  odpowiedzi są najwłaściwsze na ich prowokacje. W ten sposób  czynią oni  drugich odpowiedzialnymi za treść swych stanów emocjonalnych  i tak  stają się panami drugich. Zarazem jednak ich intuicja drugiego   człowieka nie jest zbyt głęboka. Wierząc w żywiołowość emocji i dążąc  do  panowania nad emocjami, nie wierzą w siłę ludzkiego sumienia. Stąd   głęboka nieufność do ludzi.  
Przestrzeń obcowania z drugimi w  histerii opiera się na relacji  aksjologicznego przeciwieństwa. Drugi  jest a priori moim  przeciwieństwem. Już samo jego istnienie i jego  pojawienie się na moim  horyzoncie widzenia grozi mojemu przetrwaniu i  mojemu „byciu nad”  światem. Drugi, aby mógł ze mną współistnieć, musi  wykazać się jakimś  stopniem uległości i zdolnością opiekuńczą. Stąd  teatr. Międzyludzka  przestrzeń obcowania staje się terenem określonych  manifestacji  emocjonalnych. Ten, kto nie chce się poddać regułom  emocjonalnej  manifestacji, jest źródłem lęku i przedmiotem lepiej lub  gorzej  manifestowanych uczuć agresji.
Aksjologiczne  przeciwieństwo rządzi również przestrzenią  psychasteniczną. Jest to  jednak przeciwieństwo maskowane, ukryte pod  pozorami wiernopoddaństwa.  Stąd znamienny dla owej przestrzeni rys  ambiwalencji. Oddajmy jednak  głos Kępińskiemu: „Podobnie jak u  histeryka, pytaniem najbardziej go  męczącym jest, «co o mnie inni  pomyślą». Tylko, o ile histeryka pytanie  to pobudza do realizacji  potencjalnych struktur czynnościowych, to  psychastenika pytanie to  wyraźnie hamuje, potencjalne struktury  czynnościowe dusi on w sobie, a  stara się realizować tylko te, które są  w pełni przez otoczenie  aprobowane. Dlatego odczuwa on wewnętrzne  zakłamanie, gdyż co innego  nieraz myśli, a co innego musi robić” (s.  78–79). Histeryk manipuluje  innym poprzez wybuchy własnej  emocjonalności, psychastenik woli się  poddać, niż wprost manipulować.  Bywa jednak, że u psychastenika pęka  maska uległości. Kępiński pisze:  „Polski psychastenik to jakby typ  polskiego kmiecia, cichy, spokojny,  pracowity, nie wadzący nikomu,  czasem tylko swój steniczny kolec  pokazujący; wówczas poczciwy polski  kmieć przeraża obrazem Jakuba  Szeli; jest uparty i twardy w ciężkich  warunkach życia” (s. 89).  
Organizacja  przestrzeni obcowań staje się bardziej złożona. „Promień  rażenia”  idzie tutaj raczej od drugiego niż do drugiego. W schemacie  Kępińskiego  jest się na linii „pod”, jakby na ławie oskarżonych,  wystawionym na  osąd i na potępienie. Drugi wciąż czegoś ode mnie wymaga.  Czego? Wymaga  posłuszeństwa, wymaga pracy, wymaga wiernej służby. Nie  chodzi zatem o  to, aby swą własną emocjonalność „dostrajać” do  emocjonalności  drugiego, choć i to nie jest wykluczone, lecz raczej o  to, by  rzeczywiście poddać swą wolę woli i kaprysowi drugiego. Zarazem  jednak  wyłania się drugi poziom obcowań. Wprawdzie służąca żyje dzięki  pani,  ale również pani żyje dzięki służącej. Pod płaszczykiem wiernego   poddaństwa daje znać dążność do pozbawienia władcy jego wolności   dysponowania sługami. Przestrzeń psychasteniczna to taka przestrzeń, w   której nie tylko panowie są panami sług, ale również sługi są władcami   panów. Także psychastenik dysponuje swoistą intuicją natury drugiego   człowieka. Nie ma on zaufania do płytkiej i szybko mijającej emocji   drugiego. Nie wierzy również w jego sumienie. Lęka się samowoli, której   skutków zaznał. Wie jednak o potrzebach i kaprysach panów. Chętnie   składa im daninę hołdu, by żyć w cieniu pańskiego władania.
W  obszarze psychastenii drugi człowiek jest istotą zdecydowanie   ambiwalentną. Jest „zły”, bo jest tym, kto odbiera wolność, ale jest  też  „dobry”, bo pozwala żyć. Z samej wolności nikt nie wyżył. Bez  wolności  żyły i żyją miliony. Ale ambiwalencja jednej strony idzie w  parze z  ambiwalencją drugiej strony: nie tylko drugi, ja też jestem  zarazem  „dobry” i „zły”. Jestem „dwuznaczny”, swoim „pod” realizuję  swoje „nad”.  Dlatego tak bardzo potrzebna mi jest kryjówka.  
Skoro  głównym czynnikiem organizującym przestrzeń ludzi z kryjówki jest  lęk i  wynikająca stąd agresja, struktura aksjologicznego przeciwieństwa  musi  przenikać każdy rodzaj ich przestrzeni obcowań. W anankastii  przebiega  ona jak w histerii, ale jej bezpośrednia podstawa jest inna.  Kępiński  pisze: „Obsesją anankastów jest walka ze złem, przede wszystkim   tkwiącym w nich samych, ale też obserwowanym w otoczeniu. Fakt, że   otoczenie ma w sobie tyle zła, jest dla nich dużym pocieszeniem, gdyż   czują się dzięki temu lepsi od swych bliźnich” (s. 102). I dalej: „U   anankasty u wczesnych lat życia wytwarza się pustka między nim a  światem  otaczającym; zamiast związków opartych na uczuciach, wytwarzają  się  związki oparte na poczuciu obowiązku, zakazy i nakazy […].  Anankasta boi  się życia, gdyż nie ma odwagi przyjąć związków  uczuciowych z  otoczeniem, a uczucia są pierwszym i zasadniczym  subiektywnym przejawem  życia; żyje >>z drugiej ręki„Promień rażenia” idzie więc znów w stronę drugiego  człowieka. „Jakość”  rażenia jest szczególna, inna niż w histerii. „Razi  się” drugich  aktualnym lub potencjalnym oskarżeniem, wtrąceniem w  poczucie społecznej  winy, w konieczność bezustannego dowodzenia własnej  niewinności. Jest  się „nad” drugim wyższością moralną. Naczelną zasadą  obcowań jest zasada  poddania żywiołu ludzkiego rozumowi oświeconemu  prawdą. W oparciu o  „rozum” dąży się do tego, by stłumić w człowieku  jego emocjonalność,  jego spontaniczność. Wszystko ma być „według reguł”  i „przepisów”.  Podstawową więzią łączącą człowieka z człowiekiem staje  się chłodne  poczucie obowiązku. „Z poczucia obowiązku” karci się i  ostrzega, kocha i  nienawidzi, „broni się” przed uleganiem samemu sobie.  Ale i tutaj zło  ludzkie jest dwustronne: to, co widzi się w drugim,  czuje się niejasno w  sobie. Dlatego tutaj też konieczna jest kryjówka.
Zarysowane  przykładowo trzy typy organizacji przestrzeni obcowania   międzyludzkiego wykazują, jak już zaznaczyliśmy, pewne właściwości   wspólne. Wszędzie podstawą organizacji jest lęk, będący w ostatecznym   rozrachunku lękiem przed człowiekiem. Z lęku bierze początek struktura   aksjologicznego przeciwieństwa: drugi jest moim przeciwnikiem, moim   mniej lub bardziej jawnym wrogiem. Dlatego trzeba nad nim zapanować, a   może go nawet zniszczyć. Lęk ludzki karmi się swoistym wyobrażeniem   człowieczeństwa człowieka: człowiek jest zawsze tym, komu nie wolno   zaufać. Trzeba człowieka utrzymywać w bezpiecznym dystansie: niezbyt   blisko, bo to grozi nową krzywdą, i niezbyt daleko, bo to grozi   osamotnieniem. Ale właśnie dlatego trzeba nad drugim zapanować.   Zapanować – znaczy: wtrącić w jakąś formę zależności. I tak pole   obcowania staje się polem gry o władanie. Prowadząc swą smutną grę,   człowiek z kryjówki stara się poszerzyć wiedzę o ludziach, ale nie   wyprowadza go to z jego lęku. Nie można przerwać błędnego koła: zanim   człowiek z kryjówki doświadczy człowieka, wie on już „swoje” o   człowieku. Rozumie drugiego wtedy, gdy nad nim zapanuje, a zapanuje nad   nim wtedy, gdy go przystosuje do założonej z góry formy rozumienia.  Tak  więc człowiek z kryjówki poznaje człowieka najczęściej poznaniem  „przez  napiętnowanie”: pamięta przede wszystkim te chwile obcowań, w  których  drugi musi mu powiedzieć „nie”. Ale takie poznanie pomnaża  jedynie rację  pozostawania w kryjówce.  
W tym punkcie rodzi się  istotne pytanie: co czego jest tutaj przyczyną,  czy ludzie z kryjówek  są sprawcami określonej przestrzeni obcowań, czy  raczej określona  struktura przestrzeni obcowań jest czynnikiem  wtrącającym ludzi w ich  kryjówkę? Wskazując wyżej na emocjonalną sferę  lęku, podkreśliliśmy  mimo woli twórczą rolę podmiotu. Ale sfera  emocjonalna i jej dominanty  nie wyłaniają się z niczego. Jak określona  muzyka wywołuje w nas  określone emocje, tak określona struktura  obcowania, w której  znaleźliśmy się najczęściej bez naszej woli, może  rzeźbić w nas naszą  emocjonalność i ustalać jej stereotypy.  
Co o tym sądzi Kępiński?  
Kępiński  wyraźnie akcentuje rolę środowiska, które wydobywa z człowieka  to, co  jest w nim jedynie „w możności”. Nikt nie przychodzi na świat z   wrodzonym lękiem przed ludźmi, lecz się go uczy od innych. Struktura   akcjologicznego przeciwieństwa wcale nie jest pierwszą napotkanych  przez  człowieka struktur obcowania. Człowiek „zarażając się” lękiem,  „zaraża  się” również rozmaitymi reakcjami obronnymi na ów lęk.  Stereotyp reakcji  dąży do utrwalenia i po jakimś czasie człowiek staje  się jego  niewolnikiem. Kępiński pisze: „Współczesne warunki naszej  cywilizacji  utrudniają przyjęcie odpowiedzialności za siebie i za  otoczenie,  utrudniają też wyładowanie tendencji twórczych, postawa  konsumpcyjna  wyraźnie przeważa nad postawą twórczą, wreszcie negatywny  nieraz  stosunek uczuciowy do otaczającego świata powoduje, że «biorę»  przeważa  nad «daję». Człowiek nie jest skłonny do obdarzania uczuciami   pozytywnymi świata, który jest mu obojętny, a nawet wrogi” (s. 155).
Trzeba  tu rozróżnić dwie sprawy: otoczenie jako źródło lęku otoczenie  jako  źródło dążenia do oswajania przez władanie. Można powiedzieć, że  świat z  jego wojnami i zbrodniami zawsze był dla rozumnego człowieka  źródłem  jakiegoś lęku. Problem leży w tym, jak ów lęk pokonać. I właśnie  ta  propozycja współczesnej cywilizacji nie jest jasna. Metoda mnożenia   władania nad człowiekiem kwestionuje jego wolność, jego wierność, jego   poczucie godności. Człowiek „posiadany” jest już człowiekiem utraconym.   Jego bliskość nie daje szczęścia, lecz napawa goryczą i wtrąca w   beznadzieję. Mamy wprawdzie w pobliżu człowieka, ale czy potrafimy   powiedzieć, po co go mamy? Im bardziej posiada się człowieka, tym   trudniejsza do pokonania ściana dzieli bliskich posiadanych od bliskich   posiadających. Jakież jest wyjście z impasu? Jedynym wyjściem jest   porzucenie całej tej płaszczyzny, na której dialektyka przeciwieństwa   stanowi o sposobie obcowania z ludźmi. Trzeba dopracować się innych   płaszczyzn i innych form. Czy współczesna kultura podsuwa człowiekowi   jakieś rozwiązanie? Czy człowiek ma w sobie dość siły, aby je podjąć?  
Kępiński wierzy w wyzwolenie. Co jest jego warunkiem? Odpowiada: głęboki przewrót w sposobie przeżywania wartości.
SYSTEM WARTOŚCI
Związki  między myśleniem terapeutycznym a myśleniem etycznym można  określić  rozmaicie. Gdy ktoś drugi jest powodem naszego bólu, mamy  skłonność do  dokonywania nad tym człowiekiem osądu moralnego, którego  podstawą jest  przystosowany do samoobrony system etyczny. Tak właśnie  postępują  ludzie z kryjówek. Kępiński przestrzega przed tą postawą: „nie  sądźcie,  abyście nie byli sądzeni”. Nigdy nie ma człowiek dość danych,  aby  wyrokować o drugim. Kiedy indziej myślenie terapeutyczne czyni się   podstawą osądu myślenia etycznego. Widząc obiegową etykę z jej nakazami  i  zakazami, oskarża się ją, że to ona wpędziła człowieka w jego  kryjówkę.  Kępiński unika także i tej postawy. Jest przekonany, że  sztuka  psychoterapii jest w swej istocie sztuką etyczną, ale istotą  sztuki  etycznej nie jest wydawanie wyroków. Myślenie etyczne i myślenie   terapeutyczne dąży do wyzwolenia człowieka, przy czym drugie kieruje  się  raczej na usuwanie wewnętrznych przeszkód, zaś pierwsze — na  otwieranie  się przestrzeni godnej dla nadziei człowieka. Związek ten  przejawia się  u Kępińskiego właśnie poprzez problem doświadczenia  wartości.  
Należy właściwie pojąć to, co się tu mówi o wartościach.  Kępiński nie ma  zamiaru rozwijać filozofii wartości. Nie chodzi mu więc  o badanie  obiektywnej hierarchii wartości, o ustalenie sensu  obiektywności w  świecie wartości ani związków koniecznych między  wartościami a  świadomością wartości. Mówi o wartościach tam, gdzie  słowo to wydaje mu  się niezbędne, to znaczy wtedy, gdy bierze pod uwagę  to, jak człowiek  przeżywa siebie. Człowiek musi „przetrawić siebie”,  aby umieścić siebie  na tej płaszczyźnie życia, na której poczuje się  najbardziej „sobą i u  siebie”. Jak taka płaszczyzna wygląda? Rzecz w  tym, że Kępiński tego  dokładnie nie mówi. Być może, uważa to za sprawę  etyki. To co mówi,  dotyczy przede wszystkim kryjówek. Stąd zarysowana  na początku  Psychopatii aksjologia jest aksjologią „w krzywym  zwierciadle” kryjówki.  Mówi się tam o tym, jak przeżywa siebie  człowiek, który musi żyć w  kryjówce. Nie jest to jednak dla Kępińskiego  cała aksjologia życia  ludzkiego. Dowodzi tego sama psychoterapia —  postępowanie zmierzające do  wyprowadzenia człowieka z jego kryjówki.
Najpierw  więc mówi Kępiński o „hierarchii idealnej i realnej” wartości.   Hierarchia idealna mówi człowiekowi, jaki chciałby być, hierarchia   realna ukazuje, jaki człowiek jest. W pierwszej widzi człowiek siebie w   sposób wymarzony, w drugiej może zobaczyć własną rzeczywistość.   Znamienne i nieco dziwne jest to, że autor nie mówi o dwóch miejscach   człowieka w jednej i tej samej hierarchii, lecz wprost o dwóch   hierarchiach. Dwie hierarchie wartości powodują głębokie rozszczepienie   osobowości ludzkiej. „W przypadku nerwicy rozbieżność między idealną a   realną hierarchią wartości staje się tak duża, iż może utrudniać   dokonanie jakiegokolwiek wyboru […]. Normalnie jednak między obu   hierarchiami wartości istnieją powiązania, jedna wpływa na drugą. I   ostateczna decyzja jest wynikiem działania obu” (s. 19). Język autora   nie jest w tym punkcie dość jednoznaczny. Mylące jest, jak się zdaje,   samo słowo „hierarchia”. Czy nie lepiej byłoby powiedzieć „ideał” i   „rzeczywistość”? Niemniej jedno jest cenne: człowiek w kryjówce to   człowiek głęboko skłócony z samym sobą i stąd dążenie do obronnej   rytualizacji przestrzeni obcowania z drugim.  
Następnie mówi Kępiński  o „systemie wartości” i o „warstwach systemu  wartości” (stosunek  hierarchii wartości do systemu wartości nie zostaje  bliżej wyjaśniony).  System wartości składa się z trzech warstw:  biologicznej,  emocjonalnej, społeczno-kulturowej. Nie leżą one „wyżej”  lub „niżej” w  stosunku do siebie, lecz raczej obok siebie. Każda ma  również w sobie  zarazem coś pozytywnego i negatywnego.  
Warstwą biologiczną rządzą dwa  prawa: prawo zachowania własnego życia i  prawo zachowania życia  gatunku. Prawa te rządzą w sposób podświadomy,  jakby z ukrycia. W  histerii człowiek jest wtrącony w konieczność obrony  własnego życia,  stąd siła działania drugiego prawa jest u niego  mniejsza. W  psychastenii osłabione jest działanie obydwu praw (życie „z  poczucia  obowiązku”). Podobnie w typie anankastycznym.
Warstwa emocjonalna  dotyczy odniesienia człowieka do człowieka na  płaszczyźnie  bezpośrednich uczuć. Warto zacytować tutaj pełny tekst  Kępińskiego:  „..co jest dla mnie najważniejsze, czy kochać, czy być  kochanym, czy  ludzi mieć u swych stóp, czy kontakt z nimi traktować jako  swoistą  zabawę, czy też jako obowiązek mniej lub bardziej przykry, czy  ludzi  akceptować takimi, jakimi ich Pan Bóg stworzył, czy też starać się  ich  naturę poprawiać, czy traktować ich jako swoiste instrumenty do   zdobycia celu lub pokonania przeszkody stojącej na drodze, czy też   podchodzić do nich z ciekawością dziecka, w każdym z nich starać się   zobaczyć coś nowego i ciekawego itp. W warstwie tej jednak decyduje   uczuciowy stosunek do drugiego człowieka (przewaga postawy «do» lub   «od»)” (s. 22). I dalej: „Charakterystyczne dla tej warstwy hierarchii   wartości jest tworzenie się kompleksów, jakby uczuciowych ognisk   krystalizacyjnych, wokół których skupiają się nasze relacje uczuciowe z   otoczeniem. Jak w ogniskowej soczewki skupiają się tu struktury   czynnościowe i ulegają swoistemu dla danego kompleksu wypaczeniu.  Często  taki kompleks tworzył się wokół tzw. postaci znaczącej lub  kluczowej z  dzieciństwa, a więc matki, ojca, kogoś z rodzeństwa itp.;  stosunek  uczuciowy do tych osób kształtuje stosunki uczuciowe,  rozwijające się w  dalszym ciągu życia w kontaktach z otoczeniem  społecznym. W ten sposób  człowiek widzi (w sensie emocjonalnym)  otaczający go świat poprzez swój  związek uczuciowy z ważną osobą z  wczesnego okresu rozwoju” (s. 22).  Także warstwa emocjonalna hierarchii  wartości mieści się poniżej progu  świadomości. „Ta hierarchia wartości  jest nam bardziej dana niż przez  nas wypracowana, trudno nam ją  zmienić, gdyż tak silnie związana jest z  naszą naturą” (s. 23). Warstwa  emocjonalna dominuje w histerii,  natomiast jest wygaszona w  psychastenii i anankastii.  
I wreszcie „warstwa społeczno-kulturowa  systemu wartości”: „W tej  trzeciej warstwie człowiek rzutuje się w  przyszłość, taki chciałby być,  takie wyznacza sobie cele, to wydaje mu  się w życiu najważniejsze. Tu  koncentruje się jego wysiłek, by obraz  realny dorównywał idealnemu […].  Warstwy biologiczna i emocjonalna  hierarchii wartości są bardziej  indywidualne, a warstwa  społeczno-kulturowa bardziej kolektywna. W tej  warstwie, najbardziej  powierzchownej, decyzja musi być tak sformułowana,  by została przyjęta  przez otoczenie społeczne” (s. 30). Jest to więc  warstwa wypracowana,  oparta na mniej lub bardziej swobodnym wyborze  wzorca zachowania.  Dominuje ona w typie anankastycznym, jest wyraźnie  stłumiona w  histerii.
W tym punkcie znów wyłania się istotne pytanie: czy to,  co opisuje  Kępiński, jest rzeczywiście systemem wartości i hierarchią  wartości? Do  istoty świata wartości należy struktura hierarchiczna. U  Kępińskiego  wartości nie dzielą się na wyższe i niższe ani na pozytywne  i negatywne,  lecz wszystkie są na tym samym poziomie. Co więc jest  tutaj kryterium  podziału? Kryterium to jest ukryte, jedynie raz czy  drugi marginesowo  wzmiankowane: jest nim struktura metabolizmu  informacyjnego. Człowiek —  pisał Kępiński w innych pracach, szczególnie  w Melancholii — pozostaje w  stanie ciągłej wymiany informacyjnej ze  środowiskiem. Proces wymiany  przechodzi przez dwie fazy: w pierwszej  fazie krystalizuje się postawa  „od” lub „do” otoczenia, w fazie drugiej  dokonuje się wyboru najbardziej  odpowiednich struktur czynnościowych  umożliwiających życie i działanie w  wybranym środowisku. Faza pierwsza  ma charakter podświadomy, faza druga  jest refleksyjna (bliżej o  metabolizmie informacyjnym u Kępińskiego  pisał A. Kowal w „Znaku” nr  254, 1975). Porównując zarysowany przez  Kępińskiego „system wartości”  ze strukturą metabolizmu informacyjnego,  bez trudu odkrywamy analogię:  warstwa biologiczna i emocjonalna obejmują  pierwszą fazę metabolizmu,  warstwa społeczno-kulturowa dotyczy drugiej.  Tak więc autor, mówiąc o  wartościach, mówi naprawdę o metabolizmie  informacyjnym.  
Czy oznacza  to, że słowo „wartość” nie jest tu na swoim miejscu? Tak  twierdzić nie  można. To, co dla badacza patrzącego od zewnątrz jest fazą   metabolizmu, dla przeżywającego siebie człowieka jest prawdziwą   wartością — jest rodzajem poczucia własnej godności. Wartością   (godnością) jest tutaj określony przez poszczególną warstwę metabolizmu   styl przeżywania siebie. Człowiek „widzi” swą wartość w tym, by np.   wiązać swą troskę wyłącznie z obroną własnego życia albo z płaszczyzną   emocjonalnego dialogu z otoczeniem, albo wyłącznie z przekazywaniem   życia, albo ze sprawowaniem jakiejś funkcji społecznej. Ale tego  rodzaju  wybór jednej fazy metabolizmu nie pozwala na pełną wymianę  informacji z  otoczeniem, stąd psychopatia — życie w kryjówce. Mowa o  wartościach  jest więc jawnie dwuznaczna. Każda faza metabolizmu jest  „sama w sobie”  wartościowa, oderwana jednak od innych faz, staje się  źródłem jakiegoś  złudzenia — złudzenia histerii, psychastenii,  anankastii. Ludzie z  kryjówek są oddzieleni od innych, a nawet od  samych siebie — ścianą  złudzeń, do których się przywiązali. Dlatego są  „niepełni”. Odrzućmy  jednak krzywe zwierciadło psychopatii, a wtedy  ukaże się nam normalnie  funkcjonujący metabolizm informacyjny. Jeśli  więc styl przeżywania  własnej godności oparty na skrzywionym przepływie  informacji wyznaczył  człowiekowi drogę do kryjówki, to styl oparty na  harmonijnym przepływie  informacji otwiera człowiekowi właściwą  przestrzeń nadziei.
W ten sposób doszliśmy do miejsca, w którym psychiatria styka się z etyką. Zarówno jedna, jak druga, dążąc do wyzwolenia prawdy człowieka, stawia go w obliczu pytania: jak jest naprawdę z godnością człowieka i groźbami świata? Okazuje się, że nie ma innej drogi z kryjówki, jak uczciwość w szukaniu odpowiedzi na to pytanie. Zarazem jednak samo postawienie pytania działa oczyszczająco. Zapytajmy teraz: jak to się dzieje, że doświadczenie horyzontu prawdy jest zdolne wyprowadzić człowieka z jego kryjówki?
PRZEKROCZENIE PROGU
Rozwiązanie tragedii ludzi z kryjówek nie jest zadaniem łatwym. Trzeba obudzić w człowieku wiele rozmaitych sił, wiele czynników doprowadzić do harmonii. Kępiński mówi o potrzebie uporządkowania metabolizmu informacyjnego, a więc o poszerzeniu pola świadomości, o powtórnym „przetrawieniu siebie”, o konieczności swobodnego odreagowania kompleksów emocjonalnych. Nieodzowna przy tym okazuje się obecność człowieka, który potrafi zdobyć się na szczerą aprobatę drugiego. „Człowiek aprobowany czuje się zazwyczaj silniejszy, jego autoportret się rozjaśnia, łatwiej mu przychodzi ustabilizować własny system wartości, dzięki czemu jego decyzje stają się bardziej własne, pewniejsze i odważniejsze” (s. 72). Trzeba uzmiennić skostniały stereotyp reakcji, poddać go władaniu obiektywnej prawdy, dążyć do obudzenia w człowieku ducha sprzyjania prawdzie. Tylko prawda może trwale wyzwolić człowieka z jego lęku. Dzięki tym przemianom zmienia się charakter otaczającej człowieka przestrzeni. Sceny teatru, łatwy oskarżonych czy oskarżycielskie piedestały nie są już trwałymi formami spotkań z człowiekiem. Ściany kryjówki winny rozpłynąć się w otwartej przestrzeni nadziei. Nadzieja, której jedyną troską było bronić, powinna dojrzeć do nadziei, której troską jest tworzyć. Tak więc, istnieją dwa podstawowe warunki wyzwolenia człowieka z jego lęku: drugi człowiek i otwarcie na prawdę.
Ale gdzie leży właściwy klucz przemiany?  
Można  by tutaj przytaczać teksty Kępińskiego, teksty proste i mądre  zarazem,  w których mówi się o kłamstwie sceny, kłamstwie ławy  oskarżonych,  kłamstwie oskarżycielskich piedestałów, o kłamstwie  przestrzeni  zbudowanej na strukturze przeciwieństwa. Już samo pokazanie  kłamstwa  działa wyzwalająco. Ale czy ten zabieg negatywny wystarczy?   Wspomnieliśmy wyżej o związkach między psychoterapią a etyką: pierwsza   usuwa przeszkody, druga odsłania przestrzeń i drogę. Kryjówka ma jakiś   próg, który trzeba przekroczyć. Próg znaczy koniec kryjówki i początek   nowej przestrzeni. Jeśli się widzi koniec, a nie widzi początku, będzie   się mimo wszystko więcej kochać złudzenie niż prawdę. Jaki początek   proponuje etyka nadziei?  
Uchwyćmy się słów Kępińskiego, słów, które  nie mają jednak znaczenia  medycznego, lecz etyczne. Słowo „przetrawić  siebie” pochodzi z  psychoterapii, ale inne słowa: „prawda”, „godność” i  „odwaga” pochodzą z  etyki. Za pomocą tych słów spróbujmy oświetlić  pierwszy krok poza  kryjówkę.  
Człowiek w kryjówce nosił w sobie  określone przeżycie siebie, w czymś i  gdzieś widział istotną podstawę  swojej godności (wartości). „Posiadał  siebie” w pośrodku emocji  egocentrycznych, które pod wpływem lęku  „wypadły z ram”. Stąd raz czuł  się zmuszony grać rolę aktora przed  innymi, raz pozorować służbę, by  panować, kiedy indziej moralizować —  znów po to, by władać. Nie robił  tego ze złej woli, lecz właśnie aby  bronić siebie, bronić swej godności  na wrogim świecie. Z obsesji  obronnej wyłaniała się w nim obsesja  władzy. Cała jego gra była środkiem  do panowania nad panującymi, bo  panowanie nad panującymi jest — jak  sądził — jedyną gwarancją ocalenia  własnej godności. Życie jest kruche i  człowiek jest kruchy. Nie ma nic  łatwiejszego, jak skrzywdzić  człowieka. Lęk jest zatem  usprawiedliwiony. Przestrzenna struktura  przeciwieństwa jest aksjomatem  życia w świecie. Każdy przechodzień jest  potencjalnie władcą.
Ludzie  z kryjówek mają mnóstwo nie zabliźnionych ran. To usprawiedliwia  ich  lęk. Ale nie tłumaczy utraty rzetelnej nadziei. Jak odjąć im część  ich  lęku? Jak otworzyć na nadzieję?  
Kępiński mówi: trzeba „przetrawić  siebie”. „Przetrawić” — znaczy dokonać  jakiegoś wyboru, w wyniku  którego coś ma ulec zniszczeniu, a coś  przetrwać. W szerszym kontekście  myśli Kępińskiego znaczy to porzucić  złudzenia. Ale nie tylko. Słowo  „przetrawić” jest mocniejsze, pod pewnym  względem groźniejsze, znaczy  wprost „zniszczyć”. Powstaje pytanie: co  trzeba zniszczyć? Istnieje,  jak się wydaje, tylko jedna odpowiedź:  zniszczyć właśnie to, o co się w  naszej kryjówce tak bardzo lękamy.  Zniszczyć właściwe dla kryjówki i z  kryjówką związane poczucie własnej  godności. Gdy nie ma się o co  lękać, nie ma podstaw do lęku. Ale na tym  nie koniec, bo co to znaczy  zniszczyć pewien rodzaj poczucia własnej  godności? Czy zabić siebie?  Czy stanąć wobec świata nagim i ubogim, tak  pozbawionym wszystkiego,  żeby lęk nie miał w nas żadnego pokarmu dla  siebie? Czy do końca  skompromitować siebie? Nie, wcale nie chodzi o  ogołocenie i zabicie.  Rzecz w tym, iż człowiek w kryjówce wierzy, że gdy  tylko pokaże ludziom  to, kim jest, gdy odsłoni swoje „dno”, ludzie  rzucą się na niego, by  go wyszydzić. W tej niewierze w ludzi leży jego  tragedia. Idzie więc o  to, aby człowiek przełamał swą niewiarę. Bo  prawda wypowiedziana o  sobie jest zawsze czymś wielkim, niezależnie od  tego, czy jest to  prawda o ludzkiej cnocie, czy winie. Kto się  przyznaje, ten wchodzi pod  opiekę prawdy. Prawda chroni lepiej od  wszelkiej kryjówki. Ludzie z  kryjówek znają wiele prawd o ludziach, ale  jedna im się wymknęła: nie  widzą, że uznanie w sobie swojej prawdy,  nawet tej najsmutniejszej, i  przedstawienie jej drugiemu uruchamia w  drugim niezwykłą siłę — siłę  przebaczeń. Tylko w obliczu kłamcy ma się  ochotę zabić. Tylko w obliczu  człowieka „z prawdy” ma się ochotę kochać.  
Tutaj dochodzimy do sedna  naszej sprawy. Przekraczając próg kryjówki i  osiągając pewien stopień  mądrości w obcowaniu z ludźmi, człowiek  pogłębia w sobie jakieś —  oparte na doświadczeniu wartości — rozumienie  niezniszczalności własnej  godności. Rozumienie to ofiaruje mu jego  nadzieja, ściślej, dzieje  owej nadziei. Człowiek zawsze broni swą  nadzieją siebie od zniszczenia i  poniżenia. Doświadczenie nadziei i  rozumienie niezniszczalnej godności  siebie są ze sobą połączone  spiralnie: im bardziej niezniszczalna jest  godność człowieka, tym  szersza go ogarnia nadzieja, im szersza jest  jego nadzieja, tym głębsze  zrozumienie, że jego godności nic zagrozić  nie może. Dzieje nadziei i  dzieje poczucia godności człowieka są  również nieoddzielne. Na pewnym  ich etapie człowiek już wie: „duszy  zabić nie mogą”. Są w człowieku  takie wartości, których nikt nie może  człowieka pozbawić, jeśli człowiek  sam się ich nie pozbawi. Wartością  taką jest między innymi jego prawda.  Obierając je za podstawę swej  godności, człowiek przestaje się bać, że  go inni zniszczą. Łatwiej i  prędzej można zniszczyć ściany kryjówki, niż  pozbawić godności  człowieka. Po cóż więc z losem ścian zespalać swój  własny los? Po co  wznosić z takim trudem ściany, które mogą stać się  pułapką człowieka? 
Z  tych dwu doświadczeń: z doświadczenia ochraniającej funkcji prawdy i z   doświadczenia niezniszczalności godności ludzkiej, bierze się   autentyczna odwaga człowieka. Odwaga jest potrzebna przede wszystkim do   zrobienia pierwszego kroku. Ale raz zrodzona trwa w człowieku stale i   staje się jego sposobem bycia. Czymże jest ów sposób bycia? Przede   wszystkim nie polega on na robieniu gestów wyrażających skrajne  ubóstwo:  „opuszczam kryjówkę i idę na ofiarę, bo i tak jestem niczym”.  Ofiara z  niczego nie jest żadną ofiarą. Nie chodzi również o odwagę  Ezawa: „mam  odwagę sprzedać moje dziedzictwo za miskę soczewicy”. Gest  taki jest  gestem zaćmienia lub zuchwalstwa, w pierwszym wypadku nie  należy  traktować go poważnie, w drugim trzeba w nim uznać grę na scenie   histerii. Więc o jaki gest odwagi chodzi przy przekroczeniu progu?   Chodzi o ten gest serca i rozumu, dzięki któremu człowiek wymyka się   samej zasadzie przeciwieństwa, będącej dotąd podstawowym czynnikiem   organizującym jego przestrzeń obcowania z innymi. Pozytywnie polega on   na czymś zupełnie prostym, na tym, że się drugim pozwala być. Następuje   coś w rodzaju „wyrównania przestrzeni”. Znikają sceny teatru, ławy   oskarżonych, piedestały oskarżycieli, nadzieja rodzi nową wspólnotę.   Więzią podstawową w tej wspólnocie nie jest więź panowania, lecz więź   powiernictwa nadziei. Każdy mijający mnie człowiek jest tym, komu mogę   powierzyć część swej nadziei, a zarazem tym, który może część swej   nadziei powierzyć w moje ręce.  
Gest przekraczania progu kryjówki  zawiera jeszcze wiele tajemnic. Tak  się złożyło, że psychoterapia  więcej wie o strukturze patologii niż o  procesie uzdrawiania, a z kolei  etyka — więcej o strukturze winy niż o  procesie nawrócenia. Trzeba tę  lukę zapełnić. Zapełniając ją,  psychoterapia i etyka — te dwie  najpiękniejsze z ludzkich sztuk — zbliżą  się jeszcze bardziej ku sobie.  Wielką zasługą Kępińskiego jest więc  także to, że uczynił znaczny krok  w stronę takiego zbliżenia.
1978