Polskie społeczeństwo nie przejęło się zanadto Holokaustem
18/12/2018 | Na stronie od 18/12/2018
Tomasz Żukowski : Tak. Co ciekawe, motyw szkalowania dobrego imienia Polski pojawił się już w chwili odzyskania niepodległości. Fala pogromów w 1918 roku wywołała protesty organizacji żydowskich w Ameryce. Wówczas po raz pierwszy wysunięto zarzut, że ktoś wyciąga niedopuszczalne wnioski z tego, co się w Polsce dzieje.
Czyli jeszcze przed Zagładą?
Choć możemy mówić o ciągłości przemocy wobec Żydów w II Rzeczpospolitej, w czasie Zagłady i po niej, aż do marca 1968 roku, wojna coś zmieniła w tej kwestii. Polskie społeczeństwo działało i jednocześnie było świadkiem własnego działania. Uczestniczyło w eksterminacji Żydów i widziało to uczestnictwo. Słyszy się często o traumie świadków Zagłady. Myślę, że takiej traumy – w potocznym znaczeniu – nie ma. Polskie społeczeństwo nie przejęło się zanadto Holocaustem. W teorii traumy mówi się o scenie pierwotnej, czyli wydarzeniu, którego psychika nie może zintegrować, które ciągle przywołuje i jednocześnie wypiera ze świadomości. Jeśli potraktować ten termin metaforycznie, sceną pierwotną polskiej pamięci o Zagładzie jest współudział. Nie dlatego, żebyśmy tak bardzo żałowali ofiar albo tego, co zrobiliśmy. Problem polega na tym, że fakty nie mieszczą się w naszym obrazie nas samych. Polska kultura natychmiast, na gorąco opisała, co się stało – w „Medalionach” Nałkowskiej czy w „Wielkim Tygodniu” Jerzego Andrzejewskiego. My jednak tej wiedzy nie przyswoiliśmy.
Chociaż mieliśmy ją na wyciągnięcie ręki
Czytamy „Medaliony”, czytamy Andrzejewskiego, Borowskiego, Heringa, Grynberga, Wojdowskiego, Kosińskiego, Perechodnika, jest mnóstwo innych tekstów, ale w gruncie rzeczy wciąż nie zdajemy sobie sprawy, co się stało i na czym polegał współudział Polaków w Zagładzie.
Na czym więc polegał?
Świetnie analizuje to Andrzejewski w powieści „Wielki Tydzień”. Jej żydowscy bohaterowie to zasymilowana i ustosunkowana profesorska rodzina. Czytamy, że byli zadomowieni w polskim środowisku i nie czuli zagrożenia. Andrzejewski idealizuje, bo na polskich uniwersytetach działy się przed wojną straszne rzeczy, ale powieść pokazuje, jak ci ludzie zostają w czasie wojny zupełnie sami.