Elie Wiesel
W Buenos Aires napisał i ogłosił po żydowsku 245-stronicowe zapiski obozowe zatytułowane „A świat milczał”.
11/07/2016 | Na stronie od 11/07/2016
Źródło: Tygodnik Powszechny
Paweł Śpiewak
Wwersji pierwotnej liczyły niemal 900 stron. Stały się szerzej znane, kiedy je skrócił do 116 stron i opublikował po francusku. W istocie nie są to wspomnienia, a raczej minimalistyczna, napisana prostym, plastycznym językiem rozprawa teologiczna Eliego Wiesela z podstawowym pytaniem, gdzie wtedy, w obozach śmierci, był Bóg.
Młody chasyd z rodzicami na początku 1944 r. został przetransportowany do Auschwitz. Wygnany został ze swojego miasteczka, z domu studiów, z synagogi, z modlitw i studiów nad Księgą Zohar. Jego nowym miejscem była długa noc, „siedmiokrotnie przeklęta i siedem razy przypieczętowana”. Odkrył ją, mając 15 lat. Pisał: „nigdy nie zapomnę nocnej ciszy, która na wieki pozbawiła mnie chęci życia. Nigdy nie zapomnę tamtych chwil, kiedy zamordowały mego Boga i duszę, i obróciły w proch moje marzenia. Nigdy tego nie zapomnę, nawet gdyby przyszło mi żyć tak długo, jak samemu Bogu. Nigdy”.
Najsłynniejsza i przywoływana po wielekroć jest opowieść o egzekucji chłopca o twarzy smutnego anioła. Został skazany na śmierć za to, że jego opiekun miał coś wspólnego z ruchem oporu. Świadkami egzekucji było kilka tysięcy osób. Niemcy byli niespokojni. Zawisły trzy osoby. Dwie szybko umarły. Tylko ten chłopak długo się poruszał: był zbyt lekki i przez ponad pół godziny miotał się między życiem a śmiercią. Więzień Wiesel miał w uszach czyjeś pytanie: „A gdzie jest Bóg?”. „I usłyszałem głos wewnętrzny, który odpowiedział: – Gdzie? Jest tutaj... wisi na tej szubienicy...”. Sens tych słów nie jest jasny. Oznaczać może, że Bóg cierpiał ze swoim ludem, że tak jak oni umierał, zdychał z głodu, poniżenia, i tak jak oni nie może pojąć, co się stało. A może jeszcze inaczej: jeden Bóg zmarł, został On z modlitw, niedostępny i obcy. Nie wiem. Gdy obchodzono na placu apelowym w Auschwitz nowy rok żydowski, chwalono Wiekuistego, ale on czuł się tam obcy, przez Boga odepchnięty.
Wiesel nie udziela nam trafnych i jednoznacznych odpowiedzi. Zostawia nas, jak biblijnego Hioba zbuntowanego, z pytaniami. Nie ma też języka, by zapisać odpowiedzi. Nie ma słów, którymi daje się zapamiętać obozowe noce. A przy tym każde słowo zapisków obozowych jest, pisał, jak zdrada. Zapisane zdarzenie traci swoją realność, kontury, ciężar. Staje się tylko opowieścią. Jest między życiem a śmiercią. Jest tylko próbą. Ale wbrew językowi, traumom, musimy pamiętać. Pamiętać, buntować się i stawiać Bogu nieznośne pytania, na które nie sposób znaleźć odpowiedzi – oto co nakazywał całą swoją twórczością i życiem błogosławionej pamięci Elie Wiesel.
W mowie noblowskiej z okazji przyznania mu nagrody pokojowej w 1986 r. mówił o nieludzkiej ciszy, jaka nas ogarnia, gdy dzieje się ludobójstwo, niesprawiedliwość. Praca nad pamięcią jest koniecznością, choć teraz, po śmierci Wiesela, Willenberga i innych ostatnich świadków Szoa, pytać możemy, kto i jak ową pamięć będzie zachowywać.
Wiesel był chory na pamięć i na Boga, z którym się spierał, na którego był wściekły, przeciw któremu protestował, ale nigdy Go nie opuścił. Choć inaczej niż teologowie żydowscy zajmujący się czasami Zagłady pisał: „Bóg nie milczy. Sam jest milczeniem”. Elie Wiesel zmarł 2 lipca 2016 r. i nam pozostaje modlitwa o to, by jego dusza została związana w wieczny węzeł życia. ©