Jeden Bóg

oko-symbol

Autor: Krzysztof Dorosz

Dwa lata temu wyszła w Ameryce książka rabina Rami Shapiro pod tytułem Odwieczna mądrość dla duchowo niezależnych. Jest to ułożony tematycznie zbiór wielowiekowych owoców duchowej mądrości różnych kultur i religijnych tradycji. Każdy z rozdziałów poprzedzony jest rozważaniami autora. Przedmowę do książki napisał Richard Rohr, amerykański franciszkanin, który licznymi publikacjami i wykładami dał się poznać światu jako wybitny nauczyciel duchowy. Niejedna z jego książek została już przełożona na polski. Ojciec Rohr nie kryje zachwytu pracą rabina Shapiro. Jakaż to radość — powiada — napisać kilka słów zachęty dla czytelników tej znakomitej książki. Któż by pomyślał, że franciszkański duchowny ze stanu New Mexico, szkolony w klasycznej katolickiej teologii, zostanie zaproszony do tego przedsięwzięcia? I że bardzo będzie chciał napisać tę przedmowę? Nie bez powodu. Bo kiedy czytam słowa rabina Shapiro, mówię sobie “Tak”, “Oczywiście”, “To ma wielki sens”, “Całkowicie zgadza się z moim doświadczeniem i wykształceniem”.

Czy trzeba o lepszy przykład harmonijnej współpracy katolickiego i żydowskiego duchownego? Lecz co jest podstawą tej harmonii? Przecież ani pragnienie zawłaszczenia judaizmu przez chrześcijaństwo, ani skłonność do judaizacji Chrystusowego przesłania. Ani też litościwe spojrzenie biednego chrześcijanina na cierpiących Żydów. Nie, zgodność między franciszkaninem i rabinem płynie z głębokiego przekonania jednego i drugiego, że nie tylko Żydzi i chrześcijanie, lecz również muzułmanie czy buddyści są dziećmi jednego Boga. Tyle że “jednego Boga” nie znaczy Boga dokładnie opisanego przez teologów i filozofów, ujętego w dogmaty, odmalowanego w myślowych czy instytucjonalnych obrazach. Raczej Boga mistyków i świętych, którzy każdym nerwem swojej istoty wiedzą i czują, że Źródło Wszelkiego Życia jest niewysłowione i niepojęte. Inaczej mówią o Nim chrześcijanie, inaczej Żydzi, jeszcze inaczej buddyści. Każdy uwarunkowany jest swoją kulturą, swoją wiarą, swoją religijną tradycją. Ale — jak pisze rabin Shapiro — “sedno tej odwiecznej mądrości jest proste: wszystko jest przejawem Jednej Rzeczy, czy powiemy o niej Bóg, Tao, Brahma, Kryszna, Allah czy Wielki Duch”. Wtóruje mu ojciec Rohr, który zarówno w przedmowie do książki rabina, jak i w wielu innych swoich pracach, często wydobywa na światło dzienne mistyczny, nieraz ukryty, ale trafiający do każdego, sens prawd chrześcijańskich. “‘Tajemnica ukrzyżowanego’, o której często mówi apostoł Paweł, nie jest po prostu stwierdzeniem, że Jezus padł ofiarą przemocy — pisze Richard Rohr — nie jest też sloganem wzywającym chrześcijan do jedności, lecz metaforą uniwersalnego zjawiska duchowego, w którym widać chaos wewnątrz ładu, tragedię w głębi świętości, zaskoczenie w ramach ścisłej konsekwencji czy śmierć nieodłączną od życia. To jest powszechne zjawisko i powszechna prawda, odwieczna i prastara jak Święte Księgi hinduskie, konfucjańskie aforyzmy, jak Księga Wyjścia czy Hioba”. Analogicznie do “Tajemnicy Ukrzyżowanego” interpretuje modlitwę Szema Izrael, czyli Słuchaj Izraelu, rabin David Cooper, współczesny żydowski mistyk i kabalista. Izrael — utrzymuje rabin Cooper — oznacza nie tylko lud Izraela, lecz także duchową głębię ludzkiej duszy, miejsce największej tęsknoty za bliskością z Bogiem.

Odkrywamy dziś duchowe przesłanie — pisze Richard Rohr — niekiedy zwane philosophia perennis lub “tradycją mądrościową”, która przejawia się we wszystkich religiach na przestrzeni dziejów. Zbyt wielu Bożych ludzi mówi to samo, byśmy mogli odrzucić ich jako mętnych i ułomnych myślicieli. Ich mądrość pochodzi nie z lekceważenia umysłu, lecz z bardziej dojrzałych pokładów świadomości. Podobnie myśli rabin Shapiro, który za swego intelektualnego patrona obiera angielskiego pisarza Aldousa Huxleya, autora głośnej książki Filozofia wieczysta, wydanej w 1945 roku. W pierwszym rozdziale swojej pracy Rami Shapiro przywołuje “cztery fundamentalne doktryny” wieczystej mądrości sformułowane przez Huxleya.

Po pierwsze: Świat materii oraz zindywidualizowanej świadomości jest przejawem Boskiej Podstawy Bytu, która stanowi źródło istnienia wszystkich ludzi, zwierząt, a nawet bogów. Po drugie: Ludzie są zdolni do poznania Boskiej Podstawy Bytu nie tylko na drodze wnioskowania, lecz również na mocy bezpośredniej intuicji, która sięga dalej i głębiej niż operacje rozumu. Po trzecie: Człowiek posiada podwójną naturę — uwikłane w świecie zjawisk ego oraz odwieczną Jaźń, którą niekiedy nazywamy wewnętrznym człowiekiem, duchem czy bożą iskrą w ludzkiej duszy. Człowiek jest w stanie, jeśli tylko tego pragnie, utożsamić się z duchem, a tym samym z Boską Podstawą Bytu, która jest tej samej natury co duch. Po czwarte: Ludzkie życie na ziemi ma tylko jeden cel i jedno przeznaczenie — utożsamić się ze swoją odwieczną Jaźnią, a tym samym posiąść intuicyjne i jednoczące poznanie Boskiej Podstawy Bytu.

Komentując każdy z tych czterech punktów, rabin Shapiro z naciskiem podkreśla, że najważniejszy cel naszego życia nie polega na zdobywaniu majątku, na pogoni za przyjemnościami, na zapisaniu własnego imienia na kartach historii, ale na odkryciu iskry Bożej we własnym sercu. A poznać Boga możemy nie poprzez teologiczne spekulacje, lecz bezpośrednio — tak jak promień światła poznaje słońce. “Kryszna, Brahman oraz inne niezliczone imiona Boga — dodaje Rami Shapiro — są Bogiem tylko o tyle, o ile wskazują poza siebie, na Rzeczywistość, której nazwać niepodobna.

Ojciec Rohr wydaje się wtórować rabinowi Shapiro. “Nasza wiara — pisze w książce pod tytułem Nagie teraz — nie polega na tym, że przyjmujemy za prawdę dogmaty lub sądy moralne, lecz na tym, że Ostateczna Rzeczywistość/Bóg/Jezus są nam dostępne — a nawet są po naszej stronie”. Fundamentalizm zaś, czyli dosłowne, a czasem fanatyczne, traktowanie prawd religijnych to “romans z ideami i słowami na temat Boga, nie zaś z samym Bogiem”. Ojciec Rohr całym sercem opowiada się za metaforycznym i symbolicznym odczytaniem Ewangelii. “Sam Jezus często nauczał — pisze Rohr — (w jednym tylko rozdziale Ewangelii św. Mateusza siedem razy), że Ostateczna Rzeczywistość (którą nazywa ‘Królestwem’) jest zawsze podobna do czegoś. Używał więc niewątpliwie porównań czy metafor, zapraszając słuchaczy do dalszej wędrówki i dalszych doświadczeń, nie zaś do idei obwarowanej definicjami, których prawdziwość można sprawdzić na uniwersyteckim egzaminie”.

Podobny styl interpretacji uprawia wspomniany już rabin David Cooper, autor głośnej książki Bóg jest czasownikiem (God is a Verb). Kiedy mówi o Mesjaszu, o oczekiwaniu Go, które jest tak mocno zakorzenione w żydowskiej tradycji, daje wyraźnie do zrozumienia, że ów Mesjasz najpewniej nie będzie ani człowiekiem z krwi i kości, ani bezcielesnym duchem, lecz nową formą kontemplacyjnej świadomości, która pozwoli nam zobaczyć świat, ludzi i Boga w nowym i jaśniejszym świetle. Lecz czasy mesjańskie wydają się odległe i nikt przecież nie wie, kiedy nastąpią. Tymczasem przeżywamy skromny renesans kontemplacyjnej świadomości. Jest on nie tylko skromny, lecz także pełen nieudanych prób, pretensjonalnych zachwytów i egocentrycznych wzlotów. Mimo to Richard Rohr nazywa świadomość kontemplacyjną jedyną i unikalną alternatywą, którą religia może dziś zaoferować światu. “Bez tej świadomości — pisze franciszkanin — większość doktryn, nauk moralności, dogmatów i struktur kościelnych będzie narażona na opaczne rozumienie i nadużycia, a ludzie zrobią z nich zupełnie niewłaściwy użytek”. Dodajmy, że świadomość kontemplacyjna, przejawiająca się dzisiaj w orientalnych, chrześcijańskich czy żydowskich praktykach medytacyjnych, ma bliski związek z odkryciem mistyki i kontemplacji jako duchowego jądra każdej wielkiej religii. Poznając ów mistyczny korzeń — w kontemplacji czy choćby w lekturze — odkrywamy, że duchowa głębia judaizmu czy islamu, zwłaszcza gdy potrafimy ją interpretować metaforycznie i symbolicznie, jest w gruncie rzeczy bardzo bliska mistycznej głębi chrześcijaństwa. Tak rodzi się dialog międzyreligijny zorientowany nie tyle na ułożenie dobrych stosunków między religiami, co na pobudzenie duchowego bogactwa zapomnianego czy ukrytego we własnej tradycji. W takim dialogu nie chodzi ani o synkretyzm, ani o wygładzanie różnic. Toteż dialog chrześcijańsko-żydowski, na przykład, jest naprawdę twórczy i owocny, jeśli chrześcijanin pozostaje dobrze i autentycznie zakorzeniony w swojej tradycji, a Żyd w swojej. Temu zakorzenieniu sprzyja świadomość kontemplacyjna, która leży u podstaw duchowej przemiany człowieka. Natomiast zakorzenienie w tradycji religijnej traktowanej na kształt klubu podobnie myślących czy partii politycznej nikogo nie jest w stanie przemienić i nie przyniesie prawdziwego porozumienia.

Tymczasem jednak świadomość kontemplacyjna oraz towarzyszące jej nieraz przekonanie o mistycznej jedności wielkich religii wcale nie zawsze trafia na podatny grunt. Częściowo dlatego, że proponuje duchową rewolucję, stając w poprzek instytucjonalnej oprawy wiary i wielowiekowym zwyczajom religijnego myślenia, częściowo zaś dlatego, że sama bywa jeszcze niedojrzała, tworząc niezbyt zdrową mieszankę tradycji kontemplacyjnych, kultury masowej oraz własnego widzimisię danego autora lub praktyka medytacji. Łatwo wtedy staje się po prostu “duchowym lizakiem” czy zgoła towarem konsumpcyjnym, ulegając spłyceniu, a nawet wypaczeniu. Na szczęście bywa i odwrotnie. Liczne już są opowieści ludzi, których spotkanie z inną religią przemieniło duchowo i pozwoliło wejść dużo głębiej we własną wiarę i tradycję. Liczne są również opowieści ludzi, którzy wybrali się w krótką podróż na teren innej religii i za “duchową granicą” doznali niezwykłego spotkania z rzeczywistością pozornie obcą i daleką.

Oto przykład. Wspomniany już rabin David Cooper prowadzi medytacyjne odosobnienia poświęcone żydowskiej mistyce. Wiele lat temu w jednym z nich uczestniczyła chrześcijanka zainteresowana głębią judaizmu. Pod koniec trwającego miesiąc odosobnienia, które odbywało się w górskiej miejscowości w Ameryce, uczestnicy postanowili wybrać się na położony wysoko płaskowyż. Wyprawa miała się odbyć o północy; ścieżka była stroma, kręta i bardzo trudna. Światło mocnej latarki tylko trochę ułatwiało wspinaczkę. Kiedy już wszyscy dotarli na płaskowyż, obecna w grupie chrześcijanka postanowiła zejść sama do bazy bez pomocy latarki. Wyruszywszy po ciemku, wkrótce zabłądziła. Fatalne skutki wędrówki w ciemnościach nie dały na siebie długo czekać. Organizm tej kobiety reagował na zdenerwowanie i niepokój występowaniem purpurowych plam na jej ciele. A silny strach wywoływał poważne duszności. Kiedy w czasie schodzenia po ciemku wpadła w panikę, organizm odmówił posłuszeństwa i kobieta z coraz większym trudem łapała powietrze. Nie mogła już dalej schodzić w dół ani wracać na płaskowyż; nie była również w stanie pozostać na miejscu. I oto nagle, bez żadnego wyraźnego powodu, zaczęła śpiewać żydowską modlitwę Szema Izrael, którą grupa ćwiczyła tego samego dnia rano. Kiedy tak powtarzała słowa modlitwy ciągle od nowa, jej drogi oddechowe uległy oczyszczeniu. A kiedy ustąpiła już panika, kobieta uświadomiła sobie, że widzi prowadzącą w dół ścieżkę oświetloną światłem gwiazd. I wtedy zaczęła schodzić z góry pełna spokoju i radości, cały czas śpiewając Szema Izrael.

Co pokazuje to zdarzenie? Nie tylko piękno słów tej żydowskiej modlitwy — mówi rabin Cooper — a zwłaszcza ich głęboki mistyczny sens, lecz również duchową wspólnotę różnych religii. Te słowa nas łączą — Żydów i nie tylko Żydów — ze wspólną wszystkim ludziom wewnętrzna istotą, która tęskni za zjednoczeniem ze Źródłem Stworzenia. Kiedy kobieta śpiewała modlitwę, stała się jednym z tą częścią siebie samej, która pragnęła być z Bogiem. W ten sposób zmieniła się cała jej rzeczywistość. Zareagowała — powiada rabin Cooper — na hebrajskie słowo Szema — słuchaj — nie uszami, lecz wewnętrznym duchowym słuchem.

Zatem to żydowskie słowo wraz z całą modlitwą i jej mistyczną głębią przeniknęło do chrześcijańskiej duszy. Dlaczego? Różnie rzecz można tłumaczyć. Ale chyba po prostu dlatego, że Bóg, Bóg ponad Bogiem, jak go nazywał Pseudo-Dionizy Areopagita, jest nie tylko Źródłem Wszelkiego Istnienia, lecz także Towarzyszem Duchowej Podróży każdego wierzącego człowieka. Choć różnym narodom i kulturom objawia nieco różne oblicze i choć różne w ich duszach tworzy obrazy, jest w gruncie rzeczy jeden: Adonai Echad — Bóg w Trójcy jedyny.