Kardynał w jesziwie, rabin na ambonie

Źrodło: wiara.pl

Joanna Pietrzak-Thébault

Tytuł tej recenzji najkrócej oddaje to, co na pewno zapamięta czytelnik tej książki[1]. Które słowa wyszły spod pióra kardynała, które rabina? Nie zawsze łatwo to rozpoznać i w trakcie lektury książki wielokrotnie powracałam do początku akapitu, by upewnić się, czyje myśli akurat czytam…

Służę przykładami: „Pokusa porównania śmierci Jezusa i Sokratesa jest duża. Ani jeden, ani drugi nie zostawili po sobie żadnych pism, obaj zginęli, ponieważ nie poszli na kompromis. Ale o ile sam Jezus nie pisał, to Paweł był w mojej opinii jednym z wielkich pisarzy zachodniej tradycji.

Jego listy należą do nieprzemijających arcydzieł retoryki, alegorii i paradoksu” (rabin Bernheim) Albo: „Istotne jest, abyśmy dzisiaj wszyscy, Żydzi i chrześcijanie, przyjmowali swoje powołanie i pozostawali mu posłuszni. Bo Bóg jest Panem historii, On jeden jest u źródła naszego wybrania i to On wybiera moment, abyśmy poznali Go jako Mesjasza” (rabin Bernheim). I jeszcze: „W moim rozumieniu «wypełnienie się prawa» w Jezusie oznacza, że ono żyło w Jego osobie i na swój sposób uwierzytelniane było przez to działanie. Tak, jakby Tora w Nim właśnie objawiała swój pełny sens” (kard. Barbarin).

Dialog ludzi czy instytucji

Książka ukazała się w Paryżu w styczniu 2008 roku i stała się wydawniczym wydarzeniem, o czym świadczy m.in. przyznana jej nagroda Międzynarodowego Śródziemnomorskiego Centrum Literatury w Perpignan w kategorii „duchowość dnia dzisiejszego”. Wracam jednak do tej książki przede wszystkim dlatego, że rabin Gilles Bernheim z liczącej się na mapie francuskiego judaizmu, uważanej za „nowoczesną” synagogi przy ulicy Victorie w Paryżu, objął od stycznia funkcję naczelnego rabina Francji

Wygrał w ubiegłorocznych wyborach ze swoim poprzednikiem Josephem Sitrukiem, człowiekiem zacnym i powszechnie znanym, który piastował nieprzerwanie ten urząd przez 20 lat. Nowemu kandydatowi, profesorowi filozofii, wiceprzewodniczącemu francuskiego Towarzystwa Przyjaźni Chrześcijańsko-Żydowskiej. Gilles’owi Bernheimowi niektórzy wyborcy zarzucali nie tyle, że jest „za młody”, ile że jest… „zbyt katolicki”. Trochę może i słusznie, bo co to za rabin, który jeździ na spotkania z katolikami i komentuje dla nich listy św. Pawła, albo u św. Jana od Krzyża odnajduje wyrażenia i myśli nieobce Talmudowi…

Żarty na bok. Prawdą jest jednak, że rabin Bernheim – rok urodzenia 1952, choć wydaje się jeszcze młodszy, przystojny, błękitnooki, uśmiechnięty i poważny równocześnie, w czarnym kapeluszu z miękkim rondem – fascynuje i pociąga, mówi językiem dalekim od religijnego żargonu, co nie znaczy, że łatwym. Mówi językiem filozofa, a że kieruje departamentem „Tora i społeczeństwo” przy paryskim konsystorzu – trzeba powiedzieć: językiem filozofa nowoczesnego.

Takim zapamiętałam rabina Bernheima, gdy przed niemal dziesięciu laty poznałam go na organizowanej przez diecezję w Lyonie sesji na temat dialogu chrześcijańsko-żydowskiego (wówczas Philippe Barbarin był jeszcze skromnym biskupem niewielkiego, zagubionego wśród pastwisk centralnej Francji Moulin i nie znał Gillesa Bernheima). Na długie lata zapadły mi w pamięć słowa rabina o tym, jak myślący, pobożny, młody Żyd odkrywa, co znaczy dla niego najpierw samo słowo „Jezus”, a potem i postać, która się za tym słowem kryje.

Dlatego nie dziwi mnie, że w jednym z pierwszych zdań książki kard. Barbarin pisze, że nie powstałaby ona, gdyby nie osobiste spotkanie w 2004 r. w Nowym Jorku, z okazji jakiejś żydowsko-chrześcijańskiej konferencji. „Od tamtego dnia nie zapomniałem o Panu, Rabinie”, wyznaje arcybiskup Lyonu – następca św. Ireneusza i dlatego noszący honorowy tytuł prymasa Galii.

[1] Gilles Bernheim, Philippe Barbarin, Rabin i kardynał. Dialog żydowsko-chrześcjiański dzisiaj, Paryż 2008, s. 300.