Kod Biblii III
09/09/2008 | Na stronie od 09/09/2008
Źródło: "Tygodnik Powszechny"
Ks. Henryk Witczyk: Właściwa interpretacja Pisma nie odbywa się w oderwaniu od wspólnoty. Już w czasach starotestamentalnych prorokprzekazywał innym swoje doświadczenia Boga,a oni je oceniali, czekali na potwierdzenie w historii - i akceptowali, przekazując następnym pokoleniom, bądź nie. Rozmawiał Maciej Müller
Maciej Müller: Jak czytać Pismo św., aby nie pobłądzić przy interpretacji?
Ks. Henryk Witczyk: Trzeba wziąć pod uwagę trzy odniesienia: Tradycję Kościoła, Wspólnotę wiary i najnowsze zdobycze egzegezy akceptowane przez ogół biblistów.
Tradycja i Wspólnota wiary to środowisko, w którym Pismo św. powstało i jest zakorzenione: Wspólnota, akceptując skierowane do niej Słowo Boga, nie tylko zachowywała je, spisując księgi, ale też kształtowała w oparciu o nie styl życia, instytucje, liturgię, modlitwy i pogłębiające jego rozumienie komentarze (Tradycja).
Weźmy przykład "Pana Tadeusza". Jego sens dociera do nas poprzez tradycję, czyli przez to, co ukształtował w świadomości Polaków i ich kulturze. Podobnie, żeby zrozumieć np. "Tygodnik Powszechny" z lat 70., nie wystarczy sama lektura - trzeba poznać historię środowiska, w którym czasopismo powstawało. Rozpatrywanie dzieła w odłączeniu od środowiska jego powstania i dalszego oddziaływania nie gwarantuje prawdziwego poznania. Dlatego w Kościele katolickim, w odróżnieniu od nurtów protestanckich, nie przekreśla się Tradycji i Wspólnoty wiary. Tradycja nie stoi ponad Pismem św., nie jest też jakimś konkurencyjnym albo zastępczym źródłem Objawienia. Sobór Watykański II przypomina prachrześcijańską prawdę: Objawienie Boże zostało nam dane we Wspólnocie wiary (biblijny Izrael i Kościół apostolski), a przekazane w organicznym splocie dwóch nurtów: Pisma św. i Tradycji. A do tego dzisiaj jest jeszcze nowa metoda badań oddziaływania Pisma na kulturę, literaturę, sztukę, tzw. Wirkungsgeschichte.
Od czego więc rozpocząć analizę Pisma?
Od prawidłowego odczytania. Dla biblisty podstawowym narzędziem do prawidłowej interpretacji Pisma jest znajomość starożytnych języków.
Dziesięć lat temu o. Andrzej Gieniusz obronił doktorat, w którym udowodnił, że fragment Listu do Rzymian (Rz 8, 18) dotychczas tłumaczono nieprecyzyjnie: "cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi (gr. ouk aksia) z przyszłą chwałą, która ma się w nas objawić". O. Gieniusz, posługując się programem komputerowym pozwalającym badać całą istniejącą literaturę grecką, odkrył w niej 16 tekstów, w których wyrażenie ouk aksios ma sens "nie udaremniać", "nie niweczyć", "nie przekreślać". Następnie udowodnił, że w tym właśnie znaczeniu jest stosowane przez św. Pawła, a cytowane wyżej zdanie powinno brzmieć: "cierpienia teraźniejsze nie przekreślają chwały...".
Odkrycie filologiczne prowadzi do nowej, głębszej interpretacji, w której myśl św. Pawła jaśnieje pełnym blaskiem: chodzi o to, że cierpienia istniejące również w świecie odkupionym przez Chrystusa wcale nie są znakiem, iż chrześcijanie nadal znajdują się w sytuacji nieprzyjaźni z Bogiem, jak chciałaby starotestamentalna teoria retrybucji, i nie przekreślają tym samym nadziei na pełne zjednoczenie i udział w uwielbionym życiu Chrystusa. Zamiast być karą, cierpienie dla Pawła jest tajemnicą i może stać się dla wierzących miejscem zwycięstwa i doświadczenia potęgi miłości: "we wszystkim odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował" (Rz 8, 37).
Warsztat filologiczny jest bardzo istotny, ale to dopiero początek. Studiów biblijnych nie sposób odbywać bez wiedzy archeologicznej, historycznej, geograficznej dotyczącej Bliskiego Wschodu. Nowe pokłady znaczeń wydobywa się dzięki zastosowaniu metod: narratywnej, retorycznej i semiotycznej, oraz nowych podejść badawczych, m.in. od strony żydowskich technik kompozycji i interpretacji, socjologii, psychologii, antropologii kulturowej. Nie wolno poprzestawać na poziomie tzw. chłopskiego rozumu, a tym bardziej schodzić do poziomu lektury fundamentalistycznej (dosłownej) czy wykluczającej sens alegoryczny. Np. wesele w Kanie - dostrzegamy w nim tylko opis cudu przemiany wody w wino; a chodzi o objawienie się oczekiwanego przez wieki Mesjasza-Oblubieńca, który swej Oblubienicy - wspólnocie wierzących w Niego - daje nowe i dobre wino - Ewangelię.
Większość czytelników nie posiada jednak wiedzy biblistycznej, a Kościół zachęca do samodzielnej lektury. W wielu grupach duszpasterskich istnieje zwyczaj tzw. dzielenia się Słowem: uczestnicy po lekturze fragmentu Pisma snują interpretacje. Czy powinniśmy się na to krzywić?
Absolutnie nie. W takiej praktyce uczestniczą zazwyczaj ludzie głęboko wierzący, którzy patrzą na swoje życie w świetle Ewangelii. Ważne oczywiście, żeby opiekę nad nimi sprawował dobrze przygotowany duszpasterz. I żeby stosowali którąś z prostych, a przynoszących owoce metod interpretacji - choćby odnosząc się do tekstów paralelnych, podawanych na marginesie lub w przypisach. Korzystając z encyklopedii i słownika wiedzy biblijnej...
Odczytywanie Pisma św. na własny sposób nieraz kończyło się herezją.
Właściwa interpretacja Pisma nigdy nie odbywała się na sposób indywidualistyczny, w oderwaniu od Wspólnoty. Już w czasach starotestamentalnych mędrzec czy prorok swoje doświadczenia Boga przekazywał wspólnocie, a ona je oceniała, zestawiała ze swoim, czekała na ich potwierdzenie przez wydarzenia historii - i akceptowała, przekazując następnym pokoleniom, bądź nie.
Nie można też fragmentu interpretować w oderwaniu od reszty danej księgi i całości Pisma św. Prawda zbawienia przekazana jest w Biblii jako jedna Księga, chociaż składa się ona z 72 ksiąg. Stanowią one organiczną całość. Nie ma więc możliwości, żeby np. w obrazie Chrystusa dało się wyszukać, co komu tylko przyjdzie do głowy. Chyba że w oparciu o jedno wyrwane z kontekstu zdanie, po swojemu przetłumaczone. Ale to metoda sekt.
Jeżeli ktoś nagle wygłasza interpretację sprzeczną z doświadczeniem Wspólnoty wiary, mamy istotnie do czynienia z herezją. Św. Paweł pisze: "Innej Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty!" (Ga 1, 7-8).
Trzeba tu podkreślić, że Pawłowe rozumienie Chrystusa było nowatorskie w porównaniu do początkowego myślenia apostołów, pociągnęło za sobą odniesienie Ewangelii do pogan i całego świata. Ale Paweł - jakkolwiek pewien otrzymanego Objawienia - przybył do Jerozolimy i w dyskusjach przekonywał Piotra, Jakuba i cały Kościół apostolski.
Czy można odczytywać Pismo św. w kontekście własnego życia?
Wręcz trzeba. Mamy do czynienia z historią interwencji Boga w życie określonych ludzi, przemienioną w tekst po to, aby objaśniać teraźniejsze i przyszłe życie ludu Bożego i każdego człowieka. Teksty natchnione ukazują, według jakich reguł Bóg działał i jak chce działać dzisiaj i w przyszłości - na końcu czasów.
Ewangelie opowiadają wręcz modelowe historie spotkań różnych ludzi z Jezusem. To tzw. "paradygmaty", czyli wydarzenia i sytuacje typowe, aktualne zawsze. Weźmy np. scenę, kiedy Chrystus jest na obiedzie u faryzeusza Szymona. Podchodzi do Niego kobieta znana z grzesznego życia. Dla ówczesnej wrażliwości było szokujące, że Jezus pozwolił jej przybliżyć się, dotknąć. Łukasz ukazał to wydarzenie jako paradygmat określający relację: Jezus- -grzesznik(-ca). Każdy czytelnik w każdym czasie znajdzie w tej scenie wzór i zachętę dla własnego wychodzenia z grzechu. Jezus wypowiada bardzo ważne zdanie, które w języku greckim jest tak zbudowane, że wyraża dwie prawdy: "odpuszczone jej są liczne grzechy dlatego, ponieważ bardzo umiłowała" oraz "ponieważ odpuszczone jej zostały liczne grzechy, dlatego też bardzo umiłowała". Te prawdy są ponadczasowe, ich sens nie wyczerpuje się tylko w tej jednej, pierwotnej sytuacji.
Rzecz ogromnie ważna: poprzez zmartwychwstanie Jezusa nie tylko Jego ciało, ale i życie opowiedziane w Ewangeliach doznały przemienienia i uzyskały chwalebny, czyli boski, nieprzemijający, ponadczasowy charakter. Pismo św. to Chrystus historyczny, który dzisiaj żyje z nami i dla nas.
Hans-Georg Gadamer pisze w "Prawdzie i metodzie", że zrozumienie jakiegoś tekstu zawsze oznacza jego aplikację. Każdy czyta z własnym horyzontem hermeneutycznym, który nieustannie się poszerza i pozwala odkrywać nowe sygnały, zawarte nawet w dobrze już znanym tekście. Dany fragment inaczej brzmi w dzieciństwie, inaczej w wieku dojrzałym czy na łożu śmierci.
A czytać Pismo w kontekście własnego życia trzeba też z racji ewangelizacyjnych - aby głosić Ewangelię, trzeba mieć własne doświadczenie jej działania w życiu.
Podczas lektury Biblii co i rusz natrafiamy na fragmenty trudne, wzbudzające nawet, jak pisała Anna Świderkówna, wątpliwości moralne. Niektórych gorszy Abraham, który zostawia na pustyni kobietę z dzieckiem, innych Jozue mordujący z zimną krwią mieszkańców Jerycha...
Czytelnik musi pamiętać o podstawowej prawdzie dotyczącej Objawienia - ma ono charakter historyczny, zstępujący i progresywny. To znaczy: Bóg działa w życiu ludzi takich, jakimi oni w danym momencie dziejów są - z ich wrażliwością i kulturą. Tak lud starego Przymierza, jak i nowego rozwija się w miarę intensyfikowania się dialogu i współdziałania z Bogiem. Żaden z bohaterów (poza Maryją) nie jest już na starcie święty. Bóg akceptuje słabych ludzi, zniża się do ich ograniczonego sposobu rozumowania, niedoskonałych praw, a nawet na serio bierze ich decyzje i uczucia. Ale nie po to, aby je takimi, często wręcz złymi, utrwalić, lecz aby je stopniowo podnosić do poziomu własnej doskonałości.
Nie trzeba się gorszyć trudnymi fragmentami Biblii, ale starać się właściwie je zrozumieć. Jeśli chodzi o sytuację z dziejów Abrahama, to objawia się w niej wspaniała prawda: nawet patriarcha może ulegać złym uczuciom, np. zazdrości, i krzywdzić najbliższych. Ale Bóg ze względu na heroiczną wielkość Abrahama i jego wiarę przejmuje troskę o wypędzoną kobietę i jej dziecko. Postawa Abrahama, gdyby widzieć ją w oderwaniu od jego wiary i Boga, który mu towarzyszy, byłaby istotnie przygnębiająca. Ale historia ta odczytana właściwie umacnia nas: bo również my krzywdzimy innych, ale możemy Boga prosić, aby swoją mądrością i mocą nie pozostawiał ich w niedoli, a nas z ciężarem nienaprawialnego ludzkimi siłami zła. Właśnie na tym polega miłosierdzie Boga - w odniesieniu do skutków naszych grzesznych działań.
O śmierci mieszkańców Jerycha i innych Kananejczykach wytraconych przez "synów Izraela" tak mówi Księga Mądrości: "Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia! Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz, przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli. Bo i dawnych mieszkańców Twojej świętej ziemi znienawidziłeś za ich postępki tak obrzydliwe: czarnoksięstwa, niecne obrzędy (...). Chciałeś ich wytracić ręką naszych przodków. Ale i ich jako ludzi oszczędzałeś! (...) Mogłeś wydać bezbożnych sprawiedliwym w bitwie lub naraz wygubić przez bestie okrutne (...). Lecz karząc powoli, dawałeś miejsce nawróceniu (Mdr 11, 26-12, 10).
To tekst niezwykle ważny. Zło popełniane przez człowieka ściąga na niego śmierć. Zepsuty naród ginie; inny zajmuje jego miejsce. Tak Księga Jozuego i Mądrości patrzą na wyginięcie Kananejczyków po wiekach - odnosząc się do ostatecznych efektów i sięgając do ostatecznej przyczyny. Bóg, jakkolwiek jest miłośnikiem życia, nie naprawia zepsutego człowieka w sposób magiczny (w jednej sekundzie) i bez jego woli. Ale daje czas i szansę nawrócenia - przemiany, która ma się dokonać w człowieku tu, na ziemi.
A jak wytłumaczyć czyn Elizeusza, który przezywające go dzieci przeklina i nasyła na nie wygłodniałe niedźwiedzie (2 Krl 2, 22-24)?
Epizod ten podkreśla ogólne zepsucie w całym narodzie, skoro już mali chłopcy byli nim skażeni. Zepsucie to wyrażało się w szydzeniu ze Słowa Bożego i z proroka. Czytając całą opowieść o dziejach Elizeusza (a więc kontekst), dowiadujemy się, że ci, którzy przyjmują proroka i jego orędzie, otrzymują życie, nawet już utracone (Elizeusz dokonuje wskrzeszenia).
Elizeusz zresztą nie nasłał na te dzieci niedźwiedzi - precyzyjnie rzecz ujmując, jedynie wyraził stanowczą dezaprobatę wobec ich postawy ("odwrócił się, spojrzał na nich i przeklął ich w imię Pańskie"). Przekleństwo w gruncie rzeczy spada i tak automatycznie na każdego, kto świadomie odrzuca Słowo Boga. Gest Elizeusza uświadamia jedynie ten fakt. Ta scena obrazuje fundamentalną i ponadczasową prawdę, objawioną już w ogrodzie Eden, a zwłaszcza w tragicznych doświadczeniach najazdów Asyrii i Babilonii na lud Przymierza i Jerozolimę, rozszarpujących lud zepsuty bałwochwalstwem. Ale ostatecznie Bóg daje mu szansę nawrócenia i go ożywia.
Sięgnijmy do Nowego Testamentu: Jezus czasem wydaje się nieludzki i srogi - jak w scenie z wyrzuceniem kupców ze świątyni.
Trzeba bardzo kochać człowieka, aby w stanowczy sposób wyrazić dezaprobatę wobec niszczącego go zła lub przestarzałych praktyk. Gest Jezusa w świątyni nie ma w sobie nic z przemocy - jest typowym gestem prorockim objawiającym nieuchronny koniec ofiarniczego kultu ze zwierząt i koniec starej świątyni. W ich miejsce wejdzie raz na zawsze złożona Ofiara Jezusa - jedynego Arcykapłana, a zbawczą rolę świątyni z kamieni przejmie nowa - będzie nią zmartwychwstałe ciało Jezusa. Tylko w Nim starotestamentowy kult osiąga swą pełnię zbawczą.
"Córo Babilonu, (...) błogosławiony, który ci odpłaci za krzywdę nam wyrządzoną, błogosławiony, który pochwyci i roztrzaska twoje niemowlęta o skałę", "Rozraduje się sprawiedliwy na widok pomsty, gdy skąpie swe stopy we krwi grzesznika". To fragmenty tzw. Psalmów złorzeczących. Jak można modlić się takimi słowami? Ks. Jan Zieja podobno zamazywał te fragmenty w brewiarzu flamastrem...
A mogłyby go raczej zmuszać do szukania ich głębszego sensu niż ten, który nam współcześnie się narzuca. Francuscy wydawcy brewiarza wzięli te słowa w nawias!
Nie można ich zderzać z Jezusowym przykazaniem miłości nieprzyjaciół (to absolutny szczyt Objawienia) - i odrzucać. Trzeba je czytać w kontekście historii Izraela i wiary Starego Testamentu, jak i w kontekście Jezusowych zmagań z Władcą tego świata. A także zgodnie z ich gatunkiem literackim - są to modlitwy zrodzone w najboleśniejszych sytuacjach dziejowych Izraela - ofiary niszczycielskich najazdów. To teksty pisane spontanicznie, zapis krzyku zrodzonego w bólu. To dzieci Izraela były roztrzaskiwane, to ten lud był mordowany w morzu krwi!
Formuły złorzeczące są wiernym odbiciem temperamentu i nieokiełznanej wyobraźni Semitów. Jako figury poetyckie, mogą być rozumiane jako przenośnie. Przecież nikt dziś nie weźmie na serio złorzeczeń beduina, który przeklina syna słowami "niech będzie przeklęty twój dom, twój ojciec i dom twego ojca", ani złorzeczeń Syryjczyka wyzywającego swego osła: "niech będzie przeklęty twój ojciec, twoja matka, twój patriarcha, broda twego patriarchy".
Chrześcijanin w chwilach trudnych wzywa Chrystusa i jego Matkę, Izraelita woła do Boga, swego Wybawiciela i Mściciela. Hebrajczyk patrzył na zło bardziej skrajnie: albo zostawało zniszczone, albo zwyciężało. Gdy więc czuł się dotknięty złem, wołał o zemstę, tzn. o zdruzgotanie zła wraz z jego przyczyną. Przy czym sprawiedliwości Boga, najwyższego sędziego, ostatecznie przekazywał swą krzywdę i swoich nieprzyjaciół, ufając Jego mądrości i miłości do wszystkich stworzeń.
W wielu psalmach nieprzyjaciele to uosobione i udramatyzowane siły Zła. Hiperboliczne złorzeczenia w ich kontekście są zdecydowanym opowiedzeniem się psalmisty po stronie Boga, jego sprawiedliwości, i są żądaniem pełnego, triumfalnego objawienia się Chwały Bożej właśnie pośród nieprzyjaciół - i na sposób właściwy Bogu. O takim sądzie Bożym mówi Maryja w Magnificat "On (...) rozprasza ludzi pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia. Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje" (Łk 1, 51-54).
Chrześcijanin modli się najpierw o rozgromienie zła w sobie. Zgodnie z przykazaniem miłości nieprzyjaciół: "błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają" (Łk 6, 28) - prosi także za swoich prześladowców. Ufa jednak zwycięskiej miłości ukrzyżowanego Pana. Jak i kiedy ta miłość zwycięża zło i nawraca prześladowców - to najczęściej pozostaje dla chrześcijanina tajemnicą.
Ks. prof. Henryk Witczyk (ur. 1955) jest biblistą, dyrektorem Instytutu Nauk Biblijnych KUL, redaktorem naczelnym periodyku biblijno-teologicznego "Verbum Vitae", wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Biblistów Polskich. Autor serwisu biblijnego: www.biblista.pl