Kod Biblii II
02/09/2008 | Na stronie od 02/09/2008
Źródło: Tygodnik Powszechny
Ks. Henryk Witczyk
Ks. Henryk Witczyk: Pismo jest nieomylne w sprawach zbawienia. Już św. Augustyn głosił, że tylko w tej kwestii. Kiedy pojawiły się nauki przyrodnicze, wielu egzegetów nie dostrzegło, że Pismo św. mówiąc o świecie używa pojęć, jakimi posługują się zwykli ludzie, a nie z zakresu astronomii czy biologii. Rozmawiał Maciej Müller
Maciej Müller: Jeszcze nie tak dawno Kościół promował pogląd, że Pismo św. jest nieomylne: wszystko, co w nim napisano, miało być prawdziwe. To rodziło od wieków niezrozumienia i napięcia - np. między wiarą a nauką.
Ks. Henryk Witczyk: Pismo jest nieomylne w sprawach zbawienia. Już św. Augustyn głosił, że tylko w tej kwestii. Kiedy pojawiły się nauki przyrodnicze, wielu egzegetów nie dostrzegło, że Pismo św. mówiąc o świecie używa pojęć, jakimi posługują się zwykli ludzie, a nie z zakresu astronomii czy biologii. Obrazowe pojęcia przyrodniczo-kosmologiczne rozumiano dosłownie i traktowano jako równoznaczne z analityczną wiedzą naukową. Wynikało to ze scholastycznego, zawężonego myślenia o istocie natchnienia. Tymczasem autorzy ksiąg nie przelewali na zwój praw rządzących kosmosem i przyrodą, które Bóg miałby im szeptać do ucha, ale opowiadali o objawianiu się Boga w świecie i w dziejach za pomocą kategorii sobie znanych. Korzystali z pojęć dotyczących budowy świata i działania przyrody funkcjonujących w ich czasach, ale uczyli o relacji Bóg-świat-historia. Z Biblii wynika, że za światem i historią stoi nieskończona Mądrość, Boża Logika życia i osobowy Sens.
Nieomylne w sprawach zbawienia - czyli co do jakich treści?
Kościół nie posługuje się już raczej negatywnym pojęciem "nieomylności", ale prawdy. Sobór stwierdził, że Pismo zawiera pewną i pełną prawdę dotyczącą zbawienia człowieka i przemiany świata. Najistotniejszą treścią Pisma jest więc narracyjne, prorockie, poetyckie i retoryczne świadectwo o Bogu, który stworzył człowieka, nie zostawia go samemu sobie w godnej pożałowania sytuacji spowodowanej grzechem, ale wkracza w jego dzieje, aby go obdarzyć Chwałą. Definitywnie czyni to przez życie, nauczanie, osobę Jezusa Chrystusa, czyli Mesjasza Bożego - Jego krzyż i zmartwychwstanie.
Kościół długo dochodził do takiego myślenia. W XIX w. wśród teologów wrzało, a Watykan wydawał się zamknięty na dyskusję. W latach 1905-15 papieska Komisja Biblijna wydała tzw. dekrety kagańcowe, dotyczące badań nad Biblią. Czego Kościół się bał?
W XIX w. tworzono dowolne "biografie Jezusa", wybierając z Ewangelii tylko te fragmenty, które pasowały do założonego modelu: działacza społecznego, proroka, nauczyciela. Kościół był ostrożny wobec badań prowadzonych w oparciu o założenia racjonalizmu i pozytywizmu, wykluczające nadprzyrodzony charakter osoby Jezusa i działanie Boga w historii. W początkach XX w. pojawiła się pierwsza szkoła historycznego badania Biblii - tzw. Formgeschichte (historia form). Skupiała się na wyodrębnianiu najmniejszych form literackich, z których składają się Ewangelie (to np. relacje z cudów Jezusa, jego przemowy, przypowieści). Uczeni z tej szkoły przyjęli jednak szereg błędnych założeń ideologicznych: przede wszystkim, że Ewangelie to produkt anonimowych, prymitywnych, ludowych grup chrześcijan, wszędzie widzących cuda, ogarniętych emocjami z powodu głoszonych przez Jezusa haseł wolności i braterstwa (są więc jedynie świadectwami wiary takich wspólnot, bez większej wartości historycznej). Po drugie, przyjęta metoda dokonywała wiwisekcji Ewangelii. To tak, jakby zabytkowy zegarek ktoś rozkręcił i wpatrywał się w poszczególne części, ale potem nie potrafił ich złożyć w całość.
Nie do przyjęcia było też uznanie ewangelistów za kompilatorów. Ewangelie miałyby powstać nie na zasadzie pracy redakcyjnej autora, który odsłania obraz ziemskiego i zmartwychwstałego Jezusa, ale na zasadzie bardziej lub mniej przypadkowego zestawiania w jeden zbiór pochodzących z rozmaitych źródeł jednostek, które miały być użyteczne jedynie w głoszeniu Jezusa-Pana.
Badacze Formgeschichte tak bardzo skupili się na badaniu przedliterackich dziejów Ewangelii, że uniemożliwili odnalezienie w nich jakiejkolwiek teologii. Bo jak z pojedynczych form literackich, luźno ze sobą połączonych, "ogryzionych" z odniesień do transcendencji, odczytać orędzie Boga?
Największym jednak ograniczeniem było założenie, że wartość historyczną mają tylko te formy, które badacze uznają za najstarsze, bo wolne od jakichkolwiek odniesień do synostwa Bożego Jezusa i mesjańskiego posłannictwa.
Oficjalne stanowisko Kościoła jednak się zmieniało. W 1943 r. Pius XII w encyklice "Divino Afflante Spiritu" nie tylko odżegnał się od literalnego odczytywania Pisma, ale zachęcił do intensywnych badań. Co się stało?
Szukanie sensu wyrazowego jest i dzisiaj podstawowym obowiązkiem egzegety. A stanowisko Kościoła ewoluowało, pogłębiało się bowiem rozumienie Pisma jako historii, literatury i kanonu. Biblistyka od dominującego w Formgeschichte historycyzmu przeszła ku badaniom literackim. A dzisiaj na nowo odkrywa się kanon - Pismo św. jako organiczną całość. W latach 50. powstała Redaktionsgeschichte (historia redakcji). Ten nurt badań udowodnił, że ewangeliści nie są biernymi kompilatorami, ale rzeczywistymi autorami - historykami, literatami i teologami. Z pierwotnej tradycji ustnej i utrwalonej w nich "pamięci Jezusa" wybrali odpowiednie materiały i inteligentnie je skomponowali. Każdy z nich ukazał Go od innej strony: np. miłosierdzia (Łukasz) czy wcielenia (Jan). To byli ludzie znani we wspólnotach pierwszego Kościoła i ich dzieła przyjmowano z wielkim zaufaniem.
We wspólnotach tych pielęgnowano ustny przekaz świadectw sięgających Jezusa, były one skupione wokół naocznych świadków i uczniów. Sami ewangeliści byli apostołami albo uczniami apostołów - Marek opowiadał katechezę Piotra, Łukasz znał ewangelię głoszoną przez Pawła. Odkrycie pracy ewangelistów--redaktorów było konieczną korektą lekceważącego podejścia do autorstwa Ewangelii w Formgeschichte.
We wszystkich ewangelicznych jednostkach literackich widać źródłowe odniesienie do prawdziwych dziejów Jezusa. Współcześni badacze podkreślają, że każde najkrótsze zdanie Jezusa powtarzano przede wszystkim dlatego, że On rzeczywiście je wypowiedział. Ewangeliści wyszukiwali takie sceny z życia Chrystusa, w których dana sentencja lub przypowieść rzeczywiście została wypowiedziana. Żadna jednostka by nie powstała, gdyby nie miała zakorzenienia w prawdziwej historii.
Opowiadania mogły budzić wiarę tylko dlatego, że przekazywały prawdę o tym, co Jezus mówił i czynił. Pierwsi słuchacze - z których wielu to Żydzi, zdający sobie sprawę, że wierząc w Jezusa decydują się na odchodzącą od judaizmu nową religię - byli najbardziej zainteresowani Jezusem historii: czy rzeczywiście jest On Mesjaszem objawiającym w pełni moc i miłość Boga.
Współcześni egzegeci badają Biblię za pomocą tzw. metody historyczno-krytycznej. Na czym ona polega?
Pod tą nazwą kryje się wiele różnorodnych działań. Najpierw - tzw. krytyka tekstu. Istnieje ok. 5 tysięcy zachowanych rękopisów (i fragmentów) Ewangelii. Która wersja jest najbardziej wierna źródłu, formie pierwotnej? To ważna analiza: od tego, którą wersję przyjmiemy za tą, która wyszła spod pióra autora natchnionego, zależy interpretacja.
Kolejny etap to analiza literacka. Badacz musi precyzyjnie określić początek i koniec perykopy (zwartej jednostki literackiej), a następnie jej osadzenie w całości dzieła. Potem bada tzw. napięcia językowe wewnątrz perykopy: powtórzenia, różnice w stylu i słownictwie. Wszystko po to, żeby ustalić, czy składa się ona z pisanych czy mówionych źródeł wcześniejszych.
Następnie analizuje kompozycję tekstu. Myślenie hebrajskie posługuje się inkluzjami, słowami kluczowymi, powtórzeniami; nawet teksty ewangeliczne komponowano często nie w schemacie przyczyna-skutek, ale na zasadzie scen powiązanych ze sobą jak np. w tryptyku. Kompozycja literacka objawia zasadniczą myśl, jaką zawiera tekst natchniony. Kolejny krok to określenie środowiska, w jakim badany tekst się zrodził. Sprawny egzegeta wyczyta, dla kogo był pisany, w jakim celu, jaki problem próbuje rozwiązać.
Potem rzecz bardzo ważna: stwierdzenie gatunku literackiego tekstu - czy jest on poetycki, narracyjny, a może retoryczny (mowa, jak listy św. Pawła) albo apokaliptyczny? Prawidłowa ocena pozwoli stwierdzić, jak go interpretować: np. czy jako kronikę stworzenia świata i człowieka, czy jako hymn na cześć Stwórcy i Pana dziejów. To z zaniedbania określenia gatunku wynikały właśnie niezrozumienia między wiarą a nauką. Bo np. poeta w opisie świata będzie posługiwał się pojęciami charakterystycznymi dla poezji, refrenami. Gdyby ktoś rozumiał jego wypowiedź jako prawdę kosmologiczną, dojdzie do pomieszania pojęć.
Po określeniu kompozycji i gatunku badacz analizuje proces powstawania tekstu - jego historię.
To samo badała krytykowana już metoda Formgeschichte.
I to w istocie takie samo badanie, ale uwolnione od narzuconej Biblii i ograniczającej wolność badań ideologii. Poza tym, czy tylko pierwotna, archaiczna forma gwarantuje wiarygodność historyczną? Przecież tekst późniejszy, wzbogacony w tradycji, może zawierać informacje równie ważne, pochodzące jeszcze od innych świadków! Oprócz tego, po latach świadkowie głębiej rozumieją wypowiedź lub wydarzenie. I to jest ważne - jak narastało rozumienie źródłowych wydarzeń, wypowiedzi, postaw i działań; w jakich okolicznościach ono następowało, dlaczego było akceptowane przez pozostałych świadków ziemskiego i zmartwychwstałego Jezusa.
Nie jest jednak obojętne, czy dana biblijna scena wydarzyła się naprawdę, czy nie. Jak się przekonać o wiarygodności historycznej wydarzenia?
Posługując się krytyką historyczną. Po pierwsze, stosując tzw. kryterium wielości i różnorodności świadectw wewnątrz Nowego Testamentu i poza nim. Dla wiarygodności wydarzenia ewangelicznego jest ważne, czy np. w tradycji Pawłowej znajduje się jakaś aluzja do niego. Następnie stosuje się kryterium nieciągłości. Np. za wiarygodne historycznie uważa się te wypowiedzi i czyny Jezusa, które nie są prostymi konsekwencjami treści Starego Testamentu, a są też niespójne z pierwotnym chrześcijaństwem. Czyli są oryginalne, typowo Jezusowe.
Tu wchodzi w rachubę tzw. kryterium koherencji - na ile badane wydarzenie czy wypowiedź jest zgodna ze stylem życia Jezusa, z zasadniczym orędziem, które głosił (królowanie Boga), obrazowym językiem, jaki stosował. Kolejne to kryterium historycznej racji wystarczającej - na ile dane wydarzenie (wypowiedź) zawiera rację wystarczającą do tego, że Jezus został odrzucony przez ówczesnych strażników judaizmu, skazany na śmierć i ukrzyżowany, a równocześnie w jakim stopniu wyjaśnia powstanie nowej wspólnoty religijnej (tzw. impact Jezusa na jej kształt i losy). Rozbija ono modne dzisiaj sprowadzanie Jezusa do poziomu rabina bądź wędrownego cynika czy głosiciela wolności. Żaden rabin czy cynik nie został ukrzyżowany - a było ich wówczas w Palestynie i w Imperium Rzymskim wielu. Żaden też nie powołał tak precyzyjnie ukształtowanej, zupełnie nowej wspólnoty religijnej.
Stosując te kryteria egzegeta bada, na ile i w jakim stopniu analizowany tekst odzwierciedla wypowiedź Jezusa, a na ile jest jej rozwinięciem redakcyjnym; na ile przekazuje szczegóły historyczne dotyczące wydarzenia, a na ile jego interpretację - apostolską, niezwykle cenną! Słowa Jezusa parafrazowano bądź wzmacniano budującymi opowiadaniami-przykładami. Czyny natomiast interpretowano teologicznie. Nade wszystko jednak odczytywano już przez pryzmat zmartwychwstania.
Nie zachodziło więc zafałszowanie słów bądź czynów, ale pogłębienie w kontekście późniejszych doświadczeń samego Jezusa czy Kościoła apostolskiego.
Ale co ma zrobić czytelnik Pisma, kiedy dowiaduje się z biblijnego przypisu, że danych słów Chrystus tak naprawdę nie wypowiedział albo jakieś wydarzenie nie miało miejsca?
Przede wszystkim nie ma takiego zdania, które współcześni egzegeci, wolni od założeń pozytywizmu, wykluczają jako niepochodzące od Jezusa bądź sprzeczne z istotą Jego orędzia. Operację oddzielania różnych wypowiedzi Jezusa Ewangelii od Jezusa historii dokonywali w XIX i na początku XX w. badacze przyjmujący a priori, że nie był On Synem Bożym, a jako człowiek nie mógł mówić o sobie tak, jak mówi w Ewangeliach, ani też dokonywać dzieł Mu przypisywanych, wymagających boskiej mocy.
Ale już w latach 50. pojawili się uczeni, którzy przekonująco dowodzili, że Ewangelie zawierają liczne, wiarygodne historycznie przekazy o Jezusie historii: opis męki i śmierci, ukazywań się Zmartwychwstałego, przypowieści, opowiadania o miłosierdziu względem grzeszników. Z kolei rozwijająca się dzisiaj analiza narracji pozwala rozumieć, że ewangelista mógł przestawiać kolejność słów i czynów, zmieniać miejsce wypowiedzi bądź cudu.
A skąd różnice w ewangelicznych obrazach Jezusa?
Każdy ze świadków patrzył na Jezusa i słuchał Jego nauczania z właściwą sobie wrażliwością psychologiczną, duchową czy społeczną. Z ciągle żywej "pamięci Jezusa" wydobywał we własnej katechezie to, co najmocniej go uderzyło, a co zarazem odpowiadało na pytania stawiane w jego otoczeniu, co korespondowało z wrażliwością adresatów.
Jak różne, a zarazem prawdziwe aspekty jednej i tej samej osoby bądź wydarzenia można wydobywać w kontekście zmieniających się wyzwań i wraz z upływem czasu, widać dzisiaj w Polsce np. w odniesieniu do ruchu Solidarności...
Ale co zrobić, kiedy różnice dotykają spraw fundamentalnych? Opis męki Chrystusa na krzyżu jest inny u każdego z autorów.
Żaden rzetelny egzegeta nie jest w stanie przekreślić którejś ze scen i uznać, że jest ona niewiarygodna historycznie, albo dowodzić, że przekaz jednego z ewangelistów jest bardziej wartościowy historycznie. Owszem, przyjmuje się z dużym prawdopodobieństwem, że słowa podane przez Mateusza i Marka zostały rzeczywiście wypowiedziane przez ukrzyżowanego Jezusa. Ale to nie przekreśla prawdziwości obrazu Łukaszowego czy Janowego.
Racjonalistyczno-pozytywistyczna moda wykluczania i przeciwstawiania jednej wypowiedzi drugiej panowała mniej więcej do lat 80. ubiegłego stulecia. Negowano też niektóre wydarzenia jako niemające miejsca (np. spotkanie Jezusa z Herodem), bo opowiedziane tylko przez jednego ewangelistę. Podobnie przekreślano wypowiedzi Jezusa, które pojawiają się tylko w jednej Ewangelii - jako prawdopodobnie niepochodzące od samego Jezusa. Myśląc w ten sposób, trzeba by wykluczyć albo zminimalizować choćby przypowieść o synu marnotrawnym.
Wracając do kwestii scen ukrzyżowania: współcześnie przeważa myślenie łączące wszystkie słowa Ukrzyżowanego w jeden quadrofoniczny obraz. Żadne ze zdań nie jest fałszywe, bo nie stoi w sprzeczności ani z modlitwą Jezusa w Ogrodzie Oliwnym, ani z Jego relacją do Ojca objawioną w mowach, ani z Jego miłosierdziem względem grzeszników, ani z Jego miłością do uczniów. Wcześniejsza modlitwa, nauczanie i postawa znajdują apogeum w słowach i zachowaniu Jezusa na krzyżu.
Gdybyśmy próbowali jedynie dojść do pierwotnych, realnych historycznie wypowiedzi i czynów Jezusa, pozbawilibyśmy się wielkiego bogactwa, rozwoju ich rozumienia, jaki dokonał się - pamiętajmy o tym stale - pod wpływem działania we wspólnocie apostolskiej Ducha Prawdy. On prowadził apostołów do coraz głębszego rozumienia słów i czynów Jezusa ziemskiego - nieprzerwanie aktualnych i odnoszących się także do nowych sytuacji historycznych, w jakich przychodziło im żyć.
Ewangelie nie rozdzielają człowieczeństwa i bóstwa Jezusa, Jego historii i rodzącej się stopniowo wiary w Niego, ale doskonale ukazują ich organiczną i dynamiczną więź. Także nam, dzisiaj.
Ks. prof. Henryk Witczyk (ur. 1955) jest biblistą, dyrektorem Instytutu Nauk Biblijnych KUL, redaktorem naczelnym periodyku biblijno-teologicznego "Verbum Vitae", wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Biblistów Polskich. Autor serwisu biblijnego: www.biblista.pl