Teologia w czasach koronawirusa

Modlitwa

Fot. Mazur/cbcew.org.uk

Źrodło: "Więź"

Nawet wbrew nadziei.

Teologia w czasach koronawirusa

Kasper Kaproń OFM

Otworzyć się na tajemnicę Wcielenia to widzieć obecność Boga w każdym, nawet najdrobniejszym, geście miłości i poświęcenia.

Piszę ten artykuł, mając za sobą miesiące przymusowego odosobnienia, w czasie jednego z najpoważniejszych kryzysów sanitarnych, społecznych i ekonomicznych, jakich doświadczył nasz świat w ostatnich dziesięcioleciach, a przynajmniej najpoważniejszy w bogatych społeczeństwach Zachodu. To kryzys, o którym mówi się, że jest najdotkliwszy od czasów zakończenia II wojny światowej.

Sytuacja ta zachęca nas do głębszej analizy, w tym także refleksji teologicznej. I nie powinno to nikogo dziwić. Miliony chrześcijan na całym świecie, którzy codziennie wzywają imienia Boga, Matki Najświętszej i świętych, w wierze szukają zbawienia, pomocy i nadziei. Dlatego też teologia jest niemiernie ważna: pozwala stawić czoło kryzysowi i pomaga w szukaniu odpowiedzi na pytanie o sens tego, czego doświadczamy.

Test wiarygodności

Przeżywany czas jest niemalże testem dla naszej wiary i wyzwaniem dla teologii: jeśli bowiem chrześcijańska refleksja pragnie być nadal wiarygodną, to musi skutecznie reagować i pomagać wspólczesnemu człowiekowi w odkrywaniu znaczenia tego wszystkiego, czym żyje i co przeżywa. Wyzwania, wobec których staje teologia, powinny być konkretne i skontekstualizowane, a nie abstrakcyjne i oderwane od rzeczywistości. Jeśli teologia nie pomaga w przekazywaniu nadziei i nie daje pociechy, jeśli nie zachęca do działania w takich właśnie momentach, jak ten obecnie przeżywany, to należałoby ją zdelegalizować jako naukę i wyrzucić z wyższych uczelni, a profesorowie teologii powinni stracić pracę i często wysokie pensje. Jeśli teologia nie jest zdolna do tego, aby dać wierzącym narzędzia, którymi mogliby właściwie interpretować i nadawać znaczenie „znakom czasu”, to staje się jałową i bezużyteczną refleksją.

Jako chrześcijanie musimy zdobyć się na odwagę, by głosić moc życia tam, gdzie inni widzą tylko śmierć

Teologowie w obecnym czasie muszą wykazać się umiejętnościami, by – zgodnie z ewangelicznym orędziem Jezusa Chrystusa – stawić czoło problemom, z jakimi przyszło nam się zmierzyć, przedstawić właściwe diagnozy dla sytuacji, w której żyjemy i wskazać propozycję przezwyciężenia aktualnego kryzysu. Jeśli uprawiający teologię nadal będą się chować i uciekać od odpowiedzialności, tłumacząc się obowiązkiem zachowania dystansu, tym, że „to za wcześnie”, że „jeszcze nie czas” – to będziemy mieć teologię, o której papież Franciszek mówi, że jest autoreferencjalna, zamknięta w sobie, niezdolna do tego, aby stać się partnerem przy stole dialogu, gdzie szuka się sposobów rozwiązywania problemów nurtujących współczesne społeczeństwa.

Jeżeli dzisiaj wielu ludzi nie traktuje poważnie teologii jako nauki, czy winy za to nie ponoszą sami teologowie? Gdzie byli, gdy pustoszały świątynie, a zaufanie ludzi do Kościoła stopniowo, lecz systematycznie spadało? Gdzie byli, gdy na światło dzienne wychodziły kolejne skandale seksualne z udziałem duchownych, które wstrząsnęły wspólnotami wiernych w wielu krajach? Gdzie byli, gdy środowisko naturalne było systematycznie degradowane, a ludzie w wielu regionach świata umierali na skutek głodu, suszy, lub dramatyczna sytuacja zmuszała tysiące z nich do emigracji? Nie można pozwolić, aby za kilka miesięcy teologowie usłyszeli pytanie: gdzie byliście podczas pandemii, kiedy ludzie byli zamknięci w swoich domach, gdy wierni nie mogli z obiektywnych przyczyn przystępować do sakramentów, gdy wielu ludzi przeżywało strach i lęk o własne życie i życie swoich bliskich?

Teologia staje dziś zatem wobec wyzwania, by właściwie odczytać znaki czasu, pomagając – nie tylko wierzącym – zrozumieć obecną sytuacje i „uzasadniając rację dla nadziei, która w nas jest” (por. 1P 3, 15). Jako teolog pragnę zatem w krótkich słowach dokonać refleksji inspirowanej Objawieniem chrześcijańskim i żywą Tradycją Kościoła. W tym celu proponuję przyjąć pięć kluczy lub modeli teologicznych, które mogą pomóc w lepszym zrozumieniu kryzysu, którego doświadczamy. Te klucze to: 1) wymiar apokaliptyczno-eschatologiczny; 2) ewangeliczne wezwanie do nawrócenia; 3) wymiar paschalny; 4) tajemnica Wcielenia; 5) wymiar liturgiczno-sakramentalny.

Za łatwe wyjaśnienie

Wymiar apokaliptyczno-eschatologiczny nasuwa się spontanicznie, gdy ludzie stają w obliczu wszelkiego rodzaju kataklizmów. Pismo Święte mówi bowiem o katastrofach, wojnach i nieszczęściach, które mają nastąpić przed zapowiedzianym końcem świata. Łączy się to z motywem Bożej kary, będącej sprawiedliwą konsekwencją naszych złych uczynków.

Stoi za tym wszystkim obraz Boga, jaki został ukształtowany w umysłach wielu chrześcijan, w oparciu o wyuczoną formułę, że „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Mamy do czynienia z obrazem Boga, który niczym kupiec odpłaca już w tym życiu cierpieniami za popełnione grzechy, a po śmierci karze grzeszników na wieczne potępienie, sprawiedliwych zaś nagradza szczęściem wiecznym. Obraz ten, przyznajmy, dominował w ciągu wieków, tłumaczono nim dotykające ludzkość nieszczęścia.

Jeśli teologia nie pomaga w przekazywaniu nadziei i nie daje pociechy, to należałoby ją zdelegalizować jako naukę i wyrzucić z wyższych uczelni

W kluczu zasłużonej kary i koniecznego oczyszczenia łatwo jest również wytłumaczyć pandemię jako konsekwencję grzechów ludzkości. Ile wokół nas rozwiązłości i nieczystości? Ile korupcji? Człowiek oddalił się od Boga i jego przykazań, nie jest posłuszny nauczaniu Kościoła. Nie należy się zatem dziwić, że Pan zmęczył się już zdeprawowaną ludzkością i poprzez koronawirusa wzywa nas do opamiętania.

Mamy tu do czynienia z dość uproszczonym obrazem Boga i religii: Stwórca jest Tym, którzy karze i nagradza, a nasz związek z Nim opiera się na przysłowiowym „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Bóg liczy na naszą wydajność w postaci dobrych uczynków, a potknięcia i grzechy natychmiastowo koryguje. Takie przedstawianie obecnej sytuacji jest dość wygodne; o wiele łatwiej wytłumaczyć pandemię (i wszelkie inne katastrofy) jako karę Bożą za grzechy ludzi, niż szukać innych wyjaśnień, o wiele bardziej teologicznie wypracowanych i subtelnych.

To jednak obraz Boga bardzo daleki od Tego, którego objawił nam Jezus Chrystus: Boga, który jest Miłością i dlatego „nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku” (Iz 42, ). Szuka nas jak dobry pasterz i pragnie naszego zbawienia. Przesłanie Ewangelii to prawda o budowaniu Bożego Królestwa: „Królestwa prawdy i życia, światłości i łaski, sprawiedliwości, miłości i pokoju” (por. prefacja na uroczystość Chrystusa Króla). Jeśli my, uczniowie Jezusa, myślimy o apokalipsie i o końcu czasów, musimy zrozumieć tę prawdę jako dynamiczny proces budowy Bożego Królestwa, które zostało zapoczątkowane przez Chrystusa, a pełne wypełnienie nastąpi na końcu czasów, gdy Bóg będzie «wszystkim we wszystkich» (por. 1 Kor 15, 28) i ostatecznie zostanie pokonana śmierć. Do udziału w budowie „nowego nieba i nowej ziemi” Jezus zaprasza każdego z nas.

Jak wygląda nasze uczestnictwo w tym dziele? Musimy uczciwie przyznać, że zbyt często uczestniczymy w tworzeniu świata opartego na przemocy i niesprawiedliwości, który staje się przeciwieństwem Bożego Królestwa. Dlatego też, dokonując refleksji nad przyczynami i konsekwencjami epidemii, nie można odrzucić wymiaru eschatologicznego, zwłaszcza wynikającego z niego wezwania do nawrócenia. Klucz apokaliptyczny, właściwie zrozumiany, przyczynia się do zwrócenia się nas wszystkich ku nadziei: Bóg kocha człowieka i pragnie, abyśmy odkryli Miłość.

Oszołomieni iluzją wielkości

Kolejny teologiczny wymiar obecnego kryzysu – ewangeliczne wezwanie do nawrócenia – pozostaje silnie zakorzeniony w Piśmie Świętym, gdzie przeciwności, jakich doświadcza naród wybrany, ukazywane są nie tyle jako kara, ile jako znak oraz zachęta do nawrócenia i radykalnej zmiany życia. Prorocy Starego Testamentu w tym kluczu nakazują odczytywać bolesne doświadczenia, np. niewolę babilońską. Od wezwania do nawrócenia zaczyna zresztą swoją publiczną działalność sam Jezus: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Nic zatem dziwnego, że cała tradycja chrześcijańska w bolesnych próbach, jakich doświadczał Kościół i społeczeństwo, widziała zachętę do nawrócenia, zmiany dotychczasowych postaw i sposobów postępowania oraz odważnego zwrócenia się ku Chrystusowi.

Przeżywana w tym właśnie kluczu obecna pandemia może stać się dla nas wszystkich wyjątkową okazją do podjęcia koniecznej refleksji na temat wątpliwego kierunku, jaki obrał współczesny świat. To dobry powód do przeprowadzenia rachunku sumienia i zadania sobie pytań: Gdzie pobłądziliśmy? Czy świat, który przez ostatnie dziesięciolecia budowaliśmy, jest sprawiedliwy? Dlaczego jest w nim, pomimo tak wielkich zdobyczy techniki, tyle wojen? Dlaczego miliony osób umierają z głodu?

Spoglądając krytycznym okiem na współczesną kulturę, dość łatwo przychodzi nam zidentyfikować zachowania i postawy, które wymagają radykalnej zmiany. Przesadnie uwierzyliśmy w nasze ludzkie możliwości. Pokładając ufność w kolejnych zdobyczach nauki i techniki, zapragnęliśmy pokonać nasze ograniczenia, rozwiązać wszystkie problemy, a nawet osiągnąć nieśmiertelność. Uwierzyliśmy rajskiej pokusie i zapragnęliśmy być jak bogowie: jedynie o własnych siłach chcieliśmy ulepszyć świat, osiągnąć pełnię szczęścia, pokonać wszelkie zło. Bóg stał się dla nas zbędnym balastem, bo wydawało się, że pełnia samozbawienia jest dostępna nam na wyciągnięcie ręki. Myśleliśmy, że do szczęścia wystarczy kolejny kupiony produkt i tak oto weszliśmy na drogę konsumpcyjnej samozagłady.

Pandemia to okazja do rachunku sumienia i zadania sobie pytań: Gdzie pobłądziliśmy? Czy świat, który budowaliśmy przez ostatnie dziesięciolecia, jest sprawiedliwy?

Poczucie wszechmocy, o której tak entuzjastycznie pisał jeden z najbardziej poczytnych autorów ostatnich lat, Yuval N. Harari, nazywając człowieka homo Deus, obróciło się przeciwko nam. Cała ta iluzja wielkości i absurdalne poczucie boskości zniknęły w ciągu kilku dni, ustępując doświadczeniu kruchości. Niewidoczny gołym okiem wirus ukazał nam, że cywilizacja zachodnia posiada stopy z gliny, a życie ludzkie pozostaje nieprzewidywalne, ponieważ nie mamy kontroli nad sytuacją – i to niezależnie od tego, jak bardzo nasza nauka i nasze technologie, z pewnością konieczne, postępują.

Znamienne są słowa wypowiedziane przez papieża Franciszka 27 marca na opustoszałym placu św. Piotra: „W tym naszym świecie, który kochasz bardziej niż my, ruszyliśmy naprzód na pełnych obrotach, czując się silnymi i zdolnymi do wszystkiego. Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i planetarnych niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie”.

W tej perspektywie obecne doświadczenia związane z pandemią mogą być czasem łaski (kairos), czasem nawrócenia, powrotu do Boga, przyjęcia Jego słowa. Możemy odczytywać je jako sposobność, aby zmienić swoje życie, powrócić do tego, co naprawdę ważne, odłożyć na bok fałszywych bożków, uwodzących nas obietnicami szczęśliwego życia, a nawet nieśmiertelności. Być może jest to czas, jaki dał nam Stwórca, abyśmy odbudowali zaburzoną skalę wartości; przypomnieli sobie o tym, co naprawdę się liczy, a co jest tylko dodatkiem i docenili wartość życia, rodziny, przyjaźni. I rozumieli, że nie warto tego wszystkiego poświęcać dla kwestii drugorzędnych.

Śmierć jest drogą

Trzecim teologicznym wymiarem, pozwalającym lepiej zrozumieć sens czasu, którego doświadczamy, jest Misterium Paschy. Jezus Chrystus poprzez tajemnicę krzyża i zmartwychwstania ukazuje nam trudną do przyjęcia prawdę, że śmierć jest drogą, która prowadzi do życia, uniżenie – warunkiem wyniesienia i chwały, cierpienie, smutek i łzy – ścieżką prowadzącą do pełnego szczęścia i radości.

To kategorie w pełni chrześcijańskie: przejście (pascha) Chrystusa ze śmierci na krzyżu do zmartwychwstania pozwala nam odkryć, że nawet najbardziej dramatyczne chwile – przeżywane indywidualnie lub jako społeczność – prowadzą ostatecznie do nowego i pełnego życia. Jako chrześcijanie musimy zdobyć się na odwagę, by mieć nadzieję nawet wbrew nadziei i głosić moc życia tam, gdzie inni widzą tylko śmierć. W tej perspektywie zmarli na skutek pandemii nie są numerami smutnej statystyki, ale mężczyznami i kobietami powołanymi do nowego życia w Chrystusie, do zwycięstwa nad śmiercią.

Jezus utożsamia się zarówno z chorym i cierpiącym, jak i z miłosiernym Samarytaninem

Tym, co najbardziej zbliża nas już tutaj, na ziemi, do dynamiki paschalnej, jest ofiarna i bezinteresowna miłość oraz bezgraniczne poświęcenie siebie dla dobra innych. To w miłości, wymagającej negacji samych siebie i wychodzącej poza własne interesy, odkrywamy najgłębszy sens Paschy Chrystusa. Pozwala nam ona zrozumieć, że dobro nigdy nie zniknie, gdyż jest ukierunkowane na wieczność. Ukrzyżowany i Zmartwychwstały Chrystus daje nam pewność, że miłość i dobro okazywane bliźnim są naszym współuczestnictwem w Jego Paschalnym Misterium. Tak też należy rozumieć wysiłki lekarzy, służb medycznych i ludzi dobrej woli spieszących z pomocą chorym i potrzebującym.

Świat jako sakrament

Dochodzimy w ten sposób do czwartego wymiary teologicznego czasu walki z pandemią: tajemnicy Wcielenia. Współuczestnictwo w cierpieniu bliźnich i towarzyszenie im, heroiczne gesty poświęcenia, jakie w tych dniach obserwujemy, są manifestacją Boga i znakiem Jego żywej obecności w nas i pomiędzy nami.

Misterium Wcielenia jest kluczem, który pozwala nam dostrzec Boga i Jego rzeczywistą obecność w każdym człowieku: zarówno potrzebującym, jak i w tym, który przychodzi potrzebującym z pomocą. Jezus bowiem utożsamia się zarówno z chorym i cierpiącym, jak i z miłosiernym Samarytaninem.

O wiele łatwiej przedstawić pandemię jako karę Bożą za grzechy ludzi, niż szukać innych wyjaśnień, o wiele bardziej teologicznie wypracowanych i subtelnych

Każdy z nas wezwany jest do tego, by dostrzec dzieło Boga, Jego obecność i miłość wobec nas trwającą w świecie – także podczas pandemii – na wiele sposobów. Otworzyć się na tajemnicę Wcielenia to widzieć Jego obecność w każdym, nawet najdrobniejszym, geście miłości i poświęcenia: w wysiłkach podejmowanych wobec tych, których życie jest zagrożone, którzy odczuwają lęk i przerażenie. Wiara chrześcijańska uczy nas być blisko potrzebujących i głosić wszystkim nadzieję. Katolicka teologia pozwala nam z kolei zrozumieć, że cały otaczający nas świat jest sakramentalnym znakiem obecności Boga, którego nie można zamknąć w siedmiu sakramentach Kościoła.

Konsumpcja czy komunia?

Deus non tenetur sacramentis [Bóg nie jest związany sakramentami] – mówi stara teologiczna zasada. Bóg działa także bez sakramentów i poza nimi. Pan wyprowadził nas w czasie kwarantanny z kościołów być może po to, aby nas czegoś nauczyć. Biblijny Bóg bowiem uczy swój lud najchętniej na pustyni.

Być może post od Eucharystii był okazją, aby na poważnie zastanowić się nad naszym uczestnictwem w niedzielnej Eucharystii. Czy czasem nie idziemy do kościoła jedynie po to, aby wypełnić swój niedzielny obowiązek? Postawę tę powinniśmy radykalnie i definitywnie wyrzucić z naszych głów i serc. Czas zamkniętych kościołów powinien też obudzić w nas tęsknotę do wspólnoty wszystkich chrześcijan u stołu Jezusa. Wspólnoty z tymi, którzy nie dzielą może z nami tej samej wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii, ale łączy nas z nimi jeden chrzest, jedna wiara, nadzieja i miłość. A także z tymi, którzy z różnych przyczyn nie mogą przystąpić do jednego Stołu.

Zmarli po zarażeniu koronawirusem nie są numerami smutnej statystyki, ale mężczyznami i kobietami powołanymi do nowego życia w Chrystusie, do zwycięstwa nad śmiercią

Tam, gdzie zaproponowano tylko wymianę niedzielnego eucharystycznego święta na transmisję Mszy na ekranie, ujawniło się, że dla wielu niedzielna Msza Święta pozostaje jedynie konsumpcją. A przecież elementem Eucharystii jest realna obecność. Tyle że obecność Chrystusa w sakramencie Eucharystii jest tak samo realna jak Jego obecność w innych ludziach, przyjmujemy Go zatem także w bliźnich. Msze transmitowane przez telewizję i internet być może ukazały, że już wcześniej w kościele byliśmy tylko zwykłymi widzami i nie postrzegaliśmy niedzielnej Mszy jako communio. Czas pandemii to okazja, aby zweryfikować naszą wiedzę na temat sakramentów.

W świetle

Te pięć wskazanych przeze mnie wymiarów to jedynie teologiczne fundamenty, które wymagają praktycznego przełożenia na praktykę pastoralną i katechetyczną. Wymagają one rozwinięcia w postaci konkretnych odpowiedzi na pytania dotyczące ewangelizacji, liturgii, przepowiadania, jakie niewątpliwie staną przed Kościołem.

Powyższe wymiary wymagają aktualizacji na polu katolickiej nauki społecznej, przed którą stoi zadanie, by dać właściwe odpowiedzi na problemy, z jakimi zmierzą się społeczeństwa dotknięte kryzysem ekonomicznym i falą bezrobocia.

Pandemia koronawirusa jest wyzwaniem dla teologów, aby nie bali się refleksji, lecz w świetle Bożego Słowa szukali odpowiedzi na pytania, przed którymi staje współczesny człowiek. I pamiętali o tym, by ukazywać Jezusowe miłosierdzie, a nie jedynie chłodne paragrafy prawa.

Kasper Kaproń OFMur. 1971 r., franciszkanin, doktor liturgiki, misjonarz. Przez kilka lat był duszpasterzem we Włoszech. W latach 2001-2007 odbył studia specjalistyczne na Papieskim Instytucie Liturgicznym św. Anzelma w Rzymie. W latach 2011-2014 pracował na misjach wśród Indian Chiquitos i Guarayos. Obecnie pracownik naukowy, sekretarz generalny i kierownik studiów doktoranckich na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Katolickiego św. Pawła w Cochabamba (Boliwia), wychowawca kleryków oraz odpowiedzialny za formację zakonną w boliwijskiej prowincji Zakonu Braci Mniejszych.