Laudacja ku czci Doktora Inżyniera Jerzego Klugera z okazji przyznania mu przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów tytułu "Człowiek Pojednania"
04/12/2003 | Na stronie od 04/12/2003
OD SYNAGOGI WADOWICKIEJ DO SYNAGOGI RZYMSKIEJ
Mój wrocławski arcybiskup Bolesław Kominek przyjaźnił się z arcybiskupem krakowskim Karolem Wojtyłą, ale nie ukrywał przede mną lekkiej zazdrości, kiedy młodszy od niego Wojtyła został kardynałem. Gdy potem także Bolesław Kominek przywdział purpurę, byłem świadkiem jego telefonu do Krakowa: proponował Karolowi Wojtyle nakręcenie ciągu dalszego popularnego wówczas animowanego serialu telewizyjnego dla dzieci o Bolku i Lolku: mianowicie o tym, jak Bolek i Lolek zostali kardynałami... Wtedy i długo jeszcze potem nie wiedziałem, że istniała inna taka para, o dawniejszej i dłuższej przyjaźni, mianowicie: Lolek i Jurek, czyli Karol Wojtyła i Jerzy Kluger. O szczegółach tej wieloletniej przyjaźni czytamy w różnych papieskich biografiach; sam jest Pan, Panie Jerzy, częstym i cennym ich źródłem. Po prostu: wpadł Pan w papieski życiorys jak Piłat w Credo (wedle polskiego powiedzenia). Nawet z podobnych poniekąd powodów: osoba Piłata w chrześcijańskim wyznaniu wiary powinna nam przypominać, że to nie Żydzi ukrzyżowali Pana Jezusa, a Pańska obecność w żywocie papieskim ma bezsprzecznie wpływ na stosunek Papieża do judaizmu i na jego akty skruchy za winy chrześcijan wobec Żydów.
O tych wzniosłych i trudnych sprawach zapewne nie rozprawialiście, kiedy w Wadowicach bawiliście się razem jako dzieci (także kosztem miejscowego policjanta), potem siedzieliście w szkolnych ławkach w tej samej klasie od szkoły podstawowej do matury, wspólnie odrabialiście lekcje, recytowaliście Homera, Goethego, Puszkina i Mickiewicza, urządzaliście przedstawienia teatralne i potańcówki, graliście w piłkę, w hokeja i w tenisa stołowego, jeździliście na nartach, ślizgaliście się na łyżwach, razem słuchaliście muzyki, pływaliście w Skawie, bawiliście się w Indian, płataliście chłopięce psoty, braliście udział w wycieczkach krajoznawczych i obozach wojskowych... Lolek jako bramkarz w drużynie żydowskiej brał na siebie strzały katolickie do żydowskiej bramki - czyż to nie ma wymiaru profetycznego? Podobnie jak całowanie przez przyszłego Papieża ręki Żydówki, Pańskiej Matki?.. A publicznie manifestowana przyjaźń Pańskiej Babci z miejscowym ks. kanonikiem i ogromny autorytet Pańskiego Ojca, wziętego adwokata, prezesa wadowickiej gminy żydowskiej - czyż nie służyły już wtedy pokojowi międzyreligijnemu?..
Obie kobiety, Matkę i Babcię, jak również Pańską ukochaną Siostrzyczkę Tesię- Stefanię, mistrzynię tenisa, i inne koleżanki i kolegów żydowskich Lolka, pochłonęła bezlitosna Szoa, przyniesiona z Niemiec. Panów Klugerów uratował polski patriotyzm - poszliście walczyć w obronie Ojczyzny, nie zawsze łaskawej dla swych żydowskich obywateli, o czym się Pan boleśnie przekonał choćby podczas próby studiowania na Politechnice Warszawskiej. Jako oficerowie Wojska Polskiego, podstępnie aresztowani, podzieliliście los pokoleń Polaków wywożonych na Sybir (tym razem była to Maryjska Socjalistyczna Republika Radziecka - praca w tajdze). Potem znowu Armia Polska - tym razem pod Andersem: Bliski Wschód, Egipt, Włochy, z Monte Cassino włącznie. Pamiętam, kiedy jako student rzymski pierwszy raz znalazłem się na tamtejszym cmentarzu wojennym, zaskoczony byłem - proszę wybaczyć młodemu księdzu prosto z Polski - grobami żydowskimi, zaskoczony i wzruszony... A przecież Pan otrzymał także polskie odznaczenia wojenne, począwszy od Krzyża Walecznych. (A fotografię Pańskiego Ojca można zobaczyć - w towarzystwie polskich generałów - w publikacjach poświęconych żydowskim bojownikom o niepodległość Polski). O czymś mówią również te dwie białe róże, które co roku składa Pan pod pomnikiem Piłsudskiego w Rzymie w dniu imienin Marszałka.
To są już lata rzymskie, pracowite i spokojne, aż do owego dnia 20 listopada 1965 roku, kiedy w prasie włoskiej ukazała się wzmianka o wystąpieniu arcybiskupa Krakowa Karola Wojtyły na sesji Soboru Watykańskiego II. (Miesiąc wcześniej Sobór przyjął deklarację o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich "Nostra aetate" z historycznym paragrafem czwartym poświęconym Żydom i judaizmowi). Czy to Lolek? Telefon do Papieskiego Instytutu Polskiego, odebrał jakiś ksiądz (to nie byłem ja, rok wcześniej wyjechałem z Instytutu na dwa lata do Jerozolimy; to był młody ks. Józef Kowalczyk, obecny nuncjusz w Polsce), zapisał Pański numer telefonu. Spotkanie po 27 latach - Lolek wziął Jurka w ramiona i powiedział: "Przyjdzie taki dzień, kiedy Żydzi i chrześcijanie będą musieli się tak spotkać". Spotykają się - ogromna w tym zasługa Papieża z Wadowic, ale w tej zasłudze swój udział mają także żydowscy koledzy i koleżanki Karola, jak piękna sąsiadka Ginka Ber, bliscy Jerzego, a zwłaszcza on sam, do dzisiaj.
To są zasługi także polityczne. Kiedy pierwszej audiencji prywatnej po swym wyborze na Stolicę Piotrową, ćwierć wieku temu, udzielił nowy Papież państwu Klugerom, kontakty stały się częstsze, przyjaźń się pogłębiła, zaproszenia miały charakter bardzo rodzinny, nawet na wspólne spędzenie wigilii Bożego Narodzenia. Ale spotkania nie ograniczały się do posiłków na Watykanie czy gry w ping-ponga w Castel Gandolfo. Niewiele wiemy, ale wiemy, że stał się Pan nieoficjalnym konsultantem kardynała Wojtyły, a potem Papieża, w sprawach żydowskich, że służył mu radą i pomocą w trudnych sprawach, np. w konflikcie o klasztor karmelitanek w Oświęcimiu. Że - przede wszystkim - ma Pan swój ważny udział w doprowadzeniu do nawiązania pełnych stosunków dyplomatycznych między Stolicą Apostolską a państwem Izrael (wkrótce będziemy obchodzili 10-lecie tego historycznego wydarzenia). Rząd Izraela upoważnił Pana do prowadzenia rozmów z Watykanem w imieniu Izraela, podejmował Pan różne wysiłki tak w Rzymie jak i Jerozolimie. Kiedy w związku z negocjacjami dwaj kardynałowie grali na Watykanie w karty z dwoma Żydami, to ani ci pierwsi nie przegrali Kościoła, ani ci drudzy - Izraela. Zresztą dziękował Panu izraelski minister spraw zagranicznych w imieniu całego narodu żydowskiego. A Pańskie tajne zasługi dla dyplomacji watykańskiej są zasługami także dla Kościoła i dla pojednania chrześcijańsko-żydowskiego.
Wspominamy z wdzięcznością także błog. pamięci doktora Józefa Lichtena, rzymskiego przedstawiciela Ligi Przeciwko Zniesławianiu, z którym Pan współpracował. Dyrektor Ligi stwierdził publicznie, że obaj byliście "pionierami działalności w dziedzinie stosunków katolicko-żydowskich, zaangażowani również na rzecz wzajemnego poszanowania i przyjaźni pomiędzy polskimi chrześcijanami i polskimi Żydami". Miał też Pan bardzo wcześnie swój udział w papieskiej decyzji odwiedzenia synagogi rzymskiej. A przecież te odwiedziny, wraz z wizytą w Jad Waszem i pod ścianą Płaczu w Jerozolimie w roku millenijnym, najbardziej przybliżyły pojednanie chrześcijańsko-żydowskie, a moim prywatnym zdaniem są też największymi wydarzeniami tego pontyfikatu, którego srebrne gody świętujemy z wielką wdzięcznością Bogu i ludziom. Pod ścianą Płaczu powiedział Papież Panu: "Dobrze, że tu jesteś". Bardzo dobrze, że Papież tam był... Nie zapominamy oczywiście o innych gestach i bardzo ważnych tekstach papieskich (i Stolicy Apostolskiej) na rzecz pojednania moralnego i dialogu teologicznego. Przypomnijmy też, że jutro przypada 40-ta rocznica pierwszej pielgrzymki 43-letniego wówczas biskupa Wojtyły do Ziemi świętej - Erec Izrael, jeszcze przed pielgrzymką Pawła VI.
Pół wieku przed Waszą wspólną, Papieża i Pana, wizytą w synagodze rzymskiej, byliście razem w synagodze wadowickiej. Jurek zaprosił Lolka w szabas, by posłuchał utalentowanego tenora śpiewającego hebrajskie psalmy. W synagodze na Zatybrzu Papież modlił się także hebrajskim psalmem - "Łaska Pana trwa na wieki!.." - i wspominał wadowicką synagogę. Symboliczna, długa droga od jednej synagogi do drugiej - ileż się na tej drodze wydarzyło: Szoa Żydów, Nostra aetate, polski pontyfikat... Zbrakło na tej drodze warszawskiej synagogi, z winy ówczesnego rabina, który nie zgodził się na papieskie odwiedziny, o czym nie wiedzieli członkowie gminy, i bardzo tego żałują... Po wadowickiej synagodze nie ma śladu, poza tablicą pamiątkową. Na jej odsłonięcie posłał Papież Pana, z listem do Pana skierowanym, "listem do przyjaciela Żyda", który Pan tam odczytał (i który stał się tytułem książeczki, na której opierałem naukę rekolekcyjną dla młodzieży). Żyd reprezentował Papieża - w tym pontyfikacie nic już nie może nas zaskoczyć... Na ten list powołał się premier Izraela witając Papieża w Jad Waszem.
Słowa Jana Pawła II z tego listu były potem parokrotnie powtarzane, te o zamordowanych koleżankach, kolegach i innych wadowiczanach, i te o tamtejszej bóżnicy: "Synagogę wadowicką dobrze pamiętam, znajdowała się w pobliżu naszego gimnazjum. W oczach mam jeszcze szeregi wyznawców, którzy w dniu świątecznym udawali się do synagogi na modlitwę". Wrócił do tych przeżyć, które go kształtowały, także w "Przekroczyć próg nadziei", powołując się na swoje osobiste doświadczenie od najwcześniejszych lat. Wspomina chłopców żydowskich, przyjaźń z Panem "od szkolnej ławy do dnia dzisiejszego", synagogę, Żydów wadowickich, świadomość modlitwy do tego samego Boga... "Wybrany na Stolicę Piotrową kontynuuję tylko to, co w moim życiu ma bardzo głębokie korzenie". (A w Wadowicach mówił: "Tu wszystko się zaczęło..." Zebranym tłumom pokazywał dom Klugerów). Pobożność Żydów i ich Zagłada - oto co kształtowało i tak bardzo uwrażliwiło Jana Pawła II. Od synagogi - do synagogi. Ale także: od kościoła do synagogi. Albowiem to przez Lolka wszedł Pan pierwszy raz w życiu do świątyni chrześcijańskiej, żeby podzielić się z przyjacielem radosną nowiną, żeście dostali się obaj do wadowickiego gimnazjum. (Zgorszyła się pobożna parafianka widząc chłopca żydowskiego w kościele, a 11-letni Lolek zareagował: "Ta baba powinna wiedzieć, że wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Boga!"). I nie bez Pańskiej pomocy pierwszy od czasów św. Piotra papież wszedł do żydowskiej bóżnicy.
Nie chciał Pan jechać do Polski - i dobrze rozumiemy przyczynę. Ale Pan też coś Przyjacielowi zawdzięcza, nie tylko podróż do Polski. Pański kuzyn opowiada, że mali Klugerowie i Huppertowie byli goszczeni przez Matkę, potem przez Ojca Lolka; ale ważniejsze jest to, o czym czytamy w książkach, że w domu Wojtyłów w Wadowicach pobierał Pan prywatne lekcje historii ojczystej i poezji rozbiorowej i że kardynał i papież uczył Pana dziejów Żydów w Polsce, wtajemniczał Pana w bolesną historię stosunków chrześcijańsko-żydowskich, mówił o prześladowaniach, jakich doznawaliście od nas, chrześcijan, o nowych relacjach teologicznych między dwiema religiami, spieraliście się na tematy izraelsko-palestyńskie... Że dzięki niemu zaczął Pan opowiadać w rodzinie o swojej przeszłości, pasjonować się tematami żydowskimi. I najważniejsze: że katolicki hierarcha robił co mógł, aby Pan poczuł się bardziej Żydem... Niejako przymuszony przez Papieża do pierwszej podróży do Polski - przecież jest Pan jego pierwszym i najdawniejszym przyjacielem, a przyjaźń zobowiązuje
- potem udawał się Pan tam wielokrotnie. Nie tylko po to, aby w krakowskim lokalu "Ariel" zaśpiewać "Jidysze Mame".
Przecież pomagał Pan w budowie kościoła w Nowej Hucie (ufam, że wielki rabin Rzymu tego nie usłyszy; zresztą przed wojną Żydzi polscy współfinansowali czasem budowę świątyń chrześcijańskich). Jako honorowy prezes polskiej Fundacji "Serce" przyczynia się Pan do wybudowania nowoczesnego, doskonale wyposażonego szpitala, polikliniki kardiologicznej i sanatorium w Celejowie w pobliżu Kazimierza nad Wisłą i Nałęczowa, jeżdżąc po całym świecie dla zebrania funduszy. Jest to pomnik pamięci Polaków, którzy narażali lub poświęcili życie dla ratowania żydowskich współobywateli. Powiedział Pan: "W historii nie było większego bohaterstwa niż to wykazane przez Polaka, który w czasie Zagłady ratował Żyda. Upamiętnienie tych czynów jest obowiązkiem każdego, kto w tym kraju żyje lub żył. Każde serce powinno to odczuwać, i dlatego instytucja, której celem jest przedłużenie bicia serc, będzie jedynym godnym pomnikiem dla tych, których serca biły najbardziej wzniosłymi uczuciami, na jakie człowieka było i będzie stać kiedykolwiek". (Gdy chodzi o inne Pańskie działania i zasługi w Polsce, dano mi znać, że Pan prosił, abym o nich nie mówił).
Te i inne dokonania, znane i nieznane, godne są zaiste upamiętnienia. Nic dziwnego, że Polska Rada Chrześcijan i Żydów, która jest członkiem Międzynarodowej Rady Chrześcijan i Żydów (ICCJ), jednogłośnie postanowiła przyznać Panu tytuł "Człowieka pojednania". Temu pojednaniu chrześcijańsko- judaistycznemu, polsko-żydowskiemu i watykańsko-izraelskiemu służył Pan bezpośrednio, ale także pośrednio. Zadano mi kiedyś pytanie: "Czy Jan Paweł II zrobiłby tak wiele dla pojednania, gdyby urodził się nie w Wadowicach, gdzie wzrastał wśród Żydów i zaprzyjaźnił się z Jerzym Klugerem, lecz w jakiejś na przykład Warce lub Berdyczowie czy Żydaczowie, gdzie Jurek mieszkałby w żydowskim sztetlu i miałby na imię nie Jurek, lecz Icek, chodziłby nie do szkoły powszechnej i gimnazjum, lecz do chederu i jesziwy, i nie uczyłby się, nie psocił i w ogóle nie zadawał się z gojem Lolkiem?" Odpowiedziałem i odpowiadam, że Karol Wojtyła, ksiądz, biskup i papież, był i jest człowiekiem bardzo otwartym, bez uprzedzeń, humanistą, wychowanym na literaturze romantycznej, posłusznym Duchowi świętemu, ale jestem przekonany, że pojednanie starszych braci (i sióstr) z młodszymi byłoby jeszcze o wiele dalsze i trudniejsze, gdyby nie środowisko wadowickie przyszłego Papieża, jego żydowskie koleżanki i koledzy, ich straszny los, a przede wszystkim przyjaźń z Panem, Szanowny Panie Doktorze. (A wiadomo, że Pan również miał w Wadowicach więcej katolickich niż żydowskich kolegów i przyjaciół).
Nie chodzi o zacieranie różnic narodowych czy religijnych. Chodzi o odkrycie pod naszymi uzasadnionymi i pięknymi różnicami, w samej głębi naszego jestestwa, wspólnego nam człowieczeństwa. To odkrycie, tak naturalne i spontaniczne, może prowadzić do prawdziwej przyjaźni. Wtedy różnice pozostają i wzbogacają, ale znikają podziały. Napisał inny przyjaciel Papieża, katolik, że w sercach obu wadowickich przyjaciół, Karola i Jerzego, problem antysemityzmu został raz na zawsze unieważniony. W sercach, które zostały ukształtowane przez rodziny i całe środowisko. W Oświęcimiu mówił Papież: "Wobec tej tablicy [w jęz. hebrajskim] nikomu nie wolno przejść obojętnie". Za dużo obojętności - w Polsce i gdzie indziej. Nie wolno!.. Wobec 75-letniej przyjaźni Lolka i Jurka, Papieża i Żyda, wolno przejść obojętnie. Ale zatrzymanie się i zastanowienie nad nią może nas wzbogacić. Ludzie pojednania obdarzają i nas pragnieniem jednania. To co Karol Wojtyła otrzymał od syna prezesa wadowickiej gminy żydowskiej, spłacił i spłaca z nawiązką - Żydom, ale także nam i światu.
A my pragniemy tym skromnym dyplomem podziękować Panu, Czcigodny i Drogi Panie Jerzy, za tę przyjaźń, która ma wielką moc oddziaływania na postawy i poglądy chrześcijan i Żydów i stanowi nader wymowny i pociągający przykład dla kształtowania naszych wzajemnych relacji. Przecież to wszystko, co łączy Pana od dziecięcych lat z Papieżem, to zupełnie wyjątkowy, jedyny w dziejach taki fakt. Pokazuje on, że otwartość serca poprzedza zawsze doktrynę. Jeżeli serce jest zamknięte, najszczytniejsza doktryna dogmatyczna czy deklaracja soborowa nie zmieni go. Nader ważna jest deklaracja "Nostra aetate" czy żydowskie oświadczenie na temat chrześcijaństwa "Dabru emet" - i takie dokumenty kształtują postawy, ale nie byłoby takich dokumentów bez przemiany w myśleniu, a także bez przyjaźni.
Obecny tutaj Romuald Jakub Weksler-Waszkinel z Lublina (KUL), członek naszej Rady, który dopiero jako ksiądz dowiedział się, że jest Żydem uratowanym z getta, napisał mi przed naszym wyjazdem do Rzymu: "Dziś mówimy o przełomie, jaki dokonał się na Soborze Watykańskim II w relacjach chrześcijańsko- żydowskich. Tymczasem przyjaźń rodzin Klugerów i Wojtyłów - a w Wadowicach nie był to przypadek odosobniony - miała miejsce bez jakiegokolwiek Soboru. Dwie rodziny, a potem dwaj chłopcy w codzienności realizowali to, na co dziś patrzymy z podziwem i do czego większość rodzin w Polsce i na świecie nie dorasta. Niemal pół wieku po Soborze wciąż nie dorastamy do takiej przyjaźni, do takiej bliskości. Wciąż patrzymy z podziwem na tę przyjaźń, która trwa, rozwija się. Gdzie tkwi tajemnica? Zdaje się, że w podmiotach tej przyjaźni, która wciąż jest modelem, wzorem poniekąd niedościgłym. Okazuje się, że nie trzeba było Soboru, aby była przyjaźń, i nawet Sobór nie jest w stanie niczego zmienić, jeżeli nie ma gotowości do otwarcia w ludzkich sercach". Podziękowawszy
Podziękowawszy Panu, Panie Doktorze, pragniemy przez Pana, jako chrześcijanie, za zgodą żydowskiego współprzewodniczącego naszej Rady, mego przyjaciela Staszka Krajewskiego, wyrazić naszą wdzięczność także tym wszystkim Żydówkom i Żydom, którzy nie odepchnęli wyciągniętej ku nim w skrusze dłoni naszej, a czasem pierwsi swą dłoń ku nam wyciągają. "Aby wszyscy mogli wzywać Pana po imieniu i wspólnymi siłami Mu służyć" (So 3,9).
ks. Michał Czajkowski współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów 4 grudnia 2003 roku, Ambasada Polski przy Stolicy Apostolskiej
(Autor jest profesorem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Uniwersytetu Szczecińskiego, członkiem Zarządu Międzynarodowej Rady Chrześcijan i Żydów i członkiem Komitetu Episkopatu Polski do Dialogu z Judaizmem; współprzewodniczącym PRChiŻ ze strony żydowskiej jest dr hab. Stanisław Krajewski, pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego, członek Zarządu Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce oraz konsultant Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego).