Boża sprawiedliwość polega na miłosierdziu
Kaznodzieja Domu Papieskiego, o. Raniero Cantalamessa w kazaniu wygłoszonym podczas Liturgii Męki Pańskiej 25 marca w bazylice św. Piotra w Watykanie, której przewodniczył papież Franciszek.
25/03/2016 | Na stronie od 26/03/2020
Kaznodzieja Domu Papieskiego, o. Raniero Cantalamessa w kazaniu wygłoszonym podczas Liturgii Męki Pańskiej 25 marca w bazylice św. Piotra w Watykanie, której przewodniczył papież Franciszek.
„Bóg pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania [...] W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą. Współpracując zaś z Nim napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej. Mówi bowiem [Pismo]: W czasie pomyślnym wysłuchałem ciebie, w dniu zbawienia przyszedłem ci z pomocą. Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia!” (2 Kor 5, 18-6, 2).
Wezwanie apostoła do pojednania się z Bogiem nie odnosi się do pojednania historycznego, które dokonało się na krzyżu; nie odnosi się również do pojednania sakramentalnego, które dokonuje się we chrzcie i w sakramencie pojednania; odnosi się do pojednania egzystencjalnego i osobowego, którego należy dokonać w chwili obecnej. Apel jest skierowany do chrześcijan Koryntu, którzy są ochrzczeni i żyją od pewnego czasu w Kościele. Skierowany jest zatem także do nas, tu i teraz. „Czas pomyślny, dzień zbawienia” to dla nas przeżywany obecnie Rok Miłosierdzia.
Cóż to jednak oznacza, w sensie egzystencjalnym i psychologicznym, pojednanie się z Bogiem? Jedną z przyczyn, być może główną, wyobcowania współczesnego człowieka wobec religii i wiary jest posiadany przez niego wypaczony obraz Boga. Jaki jest „wbudowany” obraz Boga w zbiorowej podświadomości człowieka? Aby to odkryć, wystarczy zadać sobie następujące pytanie: „Jakie skojarzenia myślowe, jakie uczucia i jakie reakcje budzą się w tobie, przed wszelką refleksją, gdy w modlitwie «Ojcze nasz», masz powiedzieć: «Bądź wola Twoja»?”.
Ten kto wypowiada te słowa, jakby pochylał się wewnętrznie zrezygnowany z opuszczoną głową, przygotowując się na najgorsze. Nieświadomie łączymy wolę Bożą ze wszystkim, co jest nieprzyjemne, bolesne, ze wszystkim, co w ten czy inny sposób może być postrzegane jako okaleczenie wolności i indywidualnego rozwoju. To trochę tak, jakby Bóg był wrogiem wszelkiego święta, radości, przyjemności. Bóg - surowy inkwizytor.
Bóg jest postrzegany jako Istota Najwyższa, Pan czasu i historii, to znaczy jako byt i prawo, który narzuca się jednostce z zewnątrz. Nie wymyka się Mu żaden szczegół ludzkiego życia. Cielesny człowiek ma swoje pożądliwości; pragnie przyjemności, władzy, pieniądza, rzeczy innych ludzi, cudzej kobiety. W tej sytuacji Bóg jawi mu się jako ten, kto stoi na drodze z Jego „powinieneś”, „nie powinieneś”, a nie jako wola miłości, która chce tylko szczęścia człowieka. Wola Boża wydaje się mu wolą nieprzyjazną. U podstaw tego wszystkiego jest idea Boga jako „rywala” człowieka, którą wąż zaszczepił w sercach Adama i Ewy, a którą niektórzy współcześni myśliciele postanawiają podtrzymywać przy życiu, mówiąc: „Tam, gdzie rodzi się Bóg, umiera człowiek” (Sartre).
Oczywiście, w chrześcijaństwie nigdy nie zapominano o Bożym miłosierdziu! Ale powierzano mu zadanie jedynie łagodzenia niezbędnych rygorów sprawiedliwości. Miłosierdzie było wyjątkiem, a nie regułą. Rok Miłosierdzia jest wspaniałą okazją, aby wydobyć na światło dzienne prawdziwy obraz Boga biblijnego, który nie tylko czyni miłosierdzie, lecz jest miłosierdziem.
To śmiałe twierdzenie opiera się na fakcie, że „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8.16). Tylko w Trójcy Świętej Bóg jest miłością, nie będąc miłosierdziem. To, że Ojciec miłuje Syna, nie jest łaską lub ustępstwem; jest koniecznością. On musi kochać, aby istnieć jako Ojciec. To, że Syn kocha Ojca, nie jest miłosierdziem i łaską; jest koniecznością, chociaż jak najbardziej wolną; potrzebuje On bycia kochanym i miłowania, aby być Synem. To samo należy powiedzieć o Duchu Świętym, będącym miłością, która stała się osobą.
A kiedy stwarza świat, a w nim wolne stworzenia, to miłość Boga przestaje być naturą, a staje się łaską. Ta miłość jest bezinteresownym ustępstwem, mogłoby jej nie być; jest hesed - łaską i miłosierdziem. Grzech człowieka nie zmienia charakteru tej miłości, ale to powoduje w niej skok jakościowy: od miłosierdzia jako daru przechodzimy do miłosierdzia jako przebaczenia.
Od miłości jako zwykłego daru przechodzimy do miłości cierpienia, gdyż w tajemniczy sposób Bóg cierpi w obliczu odrzucenia Jego miłości. „Wykarmiłem i wychowałem synów, lecz oni wystąpili przeciw Mnie” (Iz 1, 2). Zapytajmy wielu ojców i wiele matek, którzy tego doświadczyli, czy nie jest to cierpienie i to jedno z najbardziej gorzkich w życiu.
A co możemy powiedzieć na temat sprawiedliwości Bożej? Czy nie jest ona zapomniana lub niedoceniana? Na to pytanie odpowiedział raz na zawsze św. Paweł. Zaczyna swój wykład, w Liście do Rzymian, pewną wiadomością: „Teraz jawną się stała sprawiedliwość Boża” (Rz 3, 21). Pytamy się, co to za sprawiedliwość? Czy to ta, która daje każdemu to, co mu się należy? Która rozdziela, to znaczy nagradza i karze w zależności od zasług? Oczywiście, nastanie taki czas, kiedy będzie się przejawiać także ta sprawiedliwość Boga. Bóg bowiem, jak napisał nieco wcześniej Apostoł, „odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności - życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości - gniew i oburzenie” (Rz 2,6-8). Ale nie o tej sprawiedliwości mówi Apostoł, pisząc: „Teraz jawną się stała sprawiedliwość Boża”.
Pierwsze wydarzenie nastąpi w przyszłości, a to wydarzenie dzieje się obecnie, „teraz”. Gdyby tak nie było, to stwierdzenie Pawła byłoby absurdalne, zdementowane przez fakty. Z perspektywy sprawiedliwości rozdzielczej nic się nie zmieniło w świecie wraz z przyjściem Chrystusa. Nadal, jak powiedział Bossuet, będzie można często zobaczyć winnych na tronie, a niewinnych na krzyżu; ale ponieważ nie wierzy się, że istnieje na tym świecie jakaś sprawiedliwość i jakiś ustalony porządek, choćby postawiony do góry nogami, to czasami widzimy coś przeciwnego, a mianowicie niewinnych na tronie, a winnych na krzyżu. Nie na tym jednak polega nowość przyniesiona przez Chrystusa. Posłuchajmy tego, co mówi Apostoł: „Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi. Chciał przez to okazać, że sprawiedliwość Jego względem grzechów popełnionych dawniej - za dni cierpliwości Bożej - wyrażała się w odpuszczaniu ich po to, by ujawnić w obecnym czasie Jego sprawiedliwość, i [aby pokazać], że On sam jest sprawiedliwy i usprawiedliwia każdego, który wierzy w Jezusa” (Rz 3, 23-26).
Bóg czyni siebie sprawiedliwością, czyniąc miłosierdzie! Oto wielkie objawienie. Apostoł mówi, że Bóg jest „sprawiedliwym i usprawiedliwiającym”, to znaczy jest sprawiedliwy wobec samego siebie, kiedy usprawiedliwia człowieka. Jest On bowiem miłością i miłosierdziem; dlatego czyni sprawiedliwość względem samego siebie - to znaczy okazuje się prawdziwie tym, kim jest - kiedy czyni miłosierdzie.
Nic się z tego nie rozumie, jeśli nie rozumiemy, co dokładnie znaczy wyrażenie „sprawiedliwość Boża”. Istnieje niebezpieczeństwo, że ktoś słyszy, gdy mówi się o Bożej sprawiedliwości, a nie znając jej znaczenia, zamiast być przez nią pobudzony do otuchy, zostaje przestraszony. Święty Augustyn już to jasno wyjaśnił: „Sprawiedliwość Boża to taka, dla której, z Jego łaski, stajemy się sprawiedliwi, jak zbawienie Pana (Ps 3,9) jest tym, przez które Bóg nas zbawia”. Innymi słowy, sprawiedliwość Boga jest aktem, przez który Bóg czyni sprawiedliwymi, miłymi Jemu tych, którzy wierzą w Jego Syna. To nie jest czynienie sobie sprawiedliwości, ale czynienie sprawiedliwymi.
Zasługą Lutra było ukazanie tej prawdy, kiedy po wiekach, przynajmniej w przepowiadaniu chrześcijańskim, zagubiono jej sens. To przede wszystkim chrześcijaństwo zawdzięcza Reformacji, której pięćsetna rocznica przypadać będzie w przyszłym roku. „Kiedy to odkryłem - napisał później reformator - czułem, że zrodziłem się na nowo i wydawało mi się, że otworzyły się dla mnie bramy nieba”. Ale ani Augustyn, ani Luter nie wyjaśnili równie dobrze pojęcia „sprawiedliwości Bożej”, jak to przed nimi uczyniło Pismo Święte: „Gdy zaś ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi, nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas” (Tt 3, 4-5). „Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni” (Ef 2, 4).
Zatem stwierdzić: „Objawiła się sprawiedliwość Boża”, to jakby powiedzieć: objawiła się dobroć Boża, Jego miłość, Jego miłosierdzie. Boża sprawiedliwość nie tylko nie jest sprzeczna z Jego miłosierdziem, ale właśnie na nim polega!
Cóż stało się na krzyżu tak ważnego, aby uzasadnić tę radykalną zmianę w losach całej ludzkości? W swojej książce o Jezusie z Nazaretu Benedykt XVI napisał: „Rzeczywistość zła, niesprawiedliwości jest czymś realnym. Nie można jej po prostu zignorować, trzeba jej stawić czoło. To jest prawdziwe miłosierdzie. A teraz, ponieważ ludzie nie są w stanie tego uczynić, czyni to sam Bóg - to jest bezwarunkowa dobroć Boga”.
Już św. Anzelm z Aosty (1033-1109), który bardziej niż ktokolwiek zastanawiał się na temat relacji między sprawiedliwością a miłosierdziem, pisał: „Jakie postępowanie może być bardziej miłosierne niż Ojca, mówiącego do grzesznika skazanego na wieczne męki i pozbawionego tego, co mogłoby go ocalić: «Weź mojego Jednorodzonego i złóż Go w ofierze za siebie»?”.
Bóg nie ograniczył się do odpuszczenia człowiekowi grzechów; On uczynił nieskończenie więcej; wziął je na siebie, na swoje ramiona. Święty Paweł mówi: „Dla nas stał się grzechem”. Straszne słowa! Już w średniowieczu byli tacy, którym trudno było uwierzyć, że Bóg zażądał śmierci Syna, aby pojednać świat ze sobą. Święty Bernard odpowiedział im: „Nie śmierć Syna podobała się Bogu, ale Jego wola, by spontanicznie za nas umrzeć”. Nie śmierć, ale miłość nas zbawiła.
Miłość Boga dotarła do człowieka w najdalszym punkcie, w którym go można było pochwycić uciekającego od Niego, czyli w śmierci. Śmierć Chrystusa powinna się wszystkim jawić jako najwyższy dowód Bożego miłosierdzia wobec grzeszników. Dlatego właśnie nie ma ona nawet majestatu pewnej samotności, ale jest umieszczona w otoczeniu dwóch złoczyńców. Jezus chce być przyjacielem grzeszników do końca, dlatego umarł tak jak oni i wraz z nimi.
Nadszedł czas, aby uświadomić sobie, że przeciwieństwem miłosierdzia nie jest sprawiedliwość, lecz zemsta. Jezus przeciwstawił miłosierdzie nie sprawiedliwości, ale prawu odwetu: „Oko za oko, ząb za ząb”. Przebaczając grzechy, Bóg nie rezygnuje ze sprawiedliwości, wyrzeka się jedynie zemsty; nie chce śmierci grzesznika, ale aby się on nawrócił i żył (por. Ez 18, 23). Jezus na krzyżu nie prosił Ojca, aby pomścił Jego sprawę.
Nienawiść i okrucieństwo ataków terrorystycznych w tym tygodniu w Brukseli pomagają nam zrozumieć Bożą moc zawartą w ostatnich słowach Chrystusa: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Niezależnie od tego, jak daleko może się posunąć ludzka nienawiść, miłość Boga była i będzie zawsze silniejsza. To do nas jest skierowana, w obecnych okolicznościach zachęta apostoła Pawła z jego Listu do Rzymian: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21).
Musimy odmitologizować zemstę! Stała się ona wszechobecnym mitem, który zaraża wszystko i wszystkich, począwszy od dzieci. Znaczna część historii na ekranach i w grach elektronicznych to historie zemsty podawane jako zwycięstwo dobrego bohatera. Połowa, jeśli nie więcej, cierpienia na świecie (jeśli chodzi o zło naturalne) pochodzi z chęci zemsty, czy to w stosunkach międzyludzkich, czy też między państwami i narodami.
Powiedziano, że „piękno zbawi świat" (F. Dostojewski); ale piękno może również doprowadzić do ruiny. Jest tylko jedna rzecz, która naprawdę może zbawić świat - miłosierdzie! Miłosierdzie Boże wobec ludzi oraz ludzi wobec siebie nawzajem. Może ono ocalić zwłaszcza to, co najcenniejsze i najbardziej kruche w tej chwili na świecie - małżeństwo i rodzinę.
W małżeństwie dzieje się coś podobnego do tego, co wydarzyło się w relacji między Bogiem a ludzkością, a co Biblia opisuje właśnie, posługując się obrazem zaślubin. Powiedziałem, że na początku wszystkiego była miłość, a nie miłosierdzie, które pojawia się dopiero po grzechu człowieka. Także w małżeństwie na początku nie ma miłosierdzia, lecz miłość. Pobieramy się nie z miłosierdzia, lecz z miłości. Ale po latach czy miesiącach wspólnego życia pojawiają się wzajemne ograniczenia, problemy zdrowotne, finansowe, dzieci; pojawia się rutyna, która gasi wszelkie radości.
To, co może ocalić małżeństwo przed popadnięciem w schyłek bez powstania, jest miłosierdzie rozumiane w najpełniejszym znaczeniu Biblii, to znaczy nie tylko jako wzajemne przebaczenie, ale jako przyobleczenie się „w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość” (Kol 3, 12). Miłosierdzie sprawia, że do erosu dołącza agape: do miłości pożądania miłość daru z siebie i współczucia. Bóg „się lituje” nad człowiekiem (Ps 102, 13): czyż mąż i żona nie powinni zlitować się nad sobą nawzajem? I czy także my żyjący we wspólnotach nie powinniśmy ulitować się nad sobą, zamiast się osądzać?
Módlmy się. Ojcze Niebieski, przez zasługi Twojego Syna, który na krzyżu dla nas „stał się grzechem” spraw, aby z serc osób, rodzin i narodów usunięte zostało pragnienie zemsty. Spraw, aby intencja Ojca Świętego, ogłaszającego obecny Rok Święty Miłosierdzia, znalazła konkretną odpowiedź w naszych sercach i aby wszyscy mogli doświadczyć radości pojednania z Tobą w głębi serca. Niech się tak stanie!